[ Pobierz całość w formacie PDF ]

promieniach słońca zobaczyła łamany dach wielkiego dworu, który
widziała niewyraznie z daleka, gdy spacerowała po łące. Zapomniała na
chwilę o troskach i wskazała ręką okazały gmach.
- Możesz go okrążyć? Jaki piękny widok! Patrz, słońce odbija się w
małych szybkach. Zbliż się jeszcze.
- Nie mogę - burknął.
- Nic się nie stanie, jeśli tamtędy przelecisz.
- Nie mogę, bo taką mam umowę z właścicielem. Dwór się rozsypuje, a
wibracja silników może dodatkowo pogorszyć stan murów.
Zerknął na Olivie, która skinęła głową na znak, że przyjmuje do
wiadomości jego argumenty. Ponownie zapadła cisza. Gdy wylądowali,
Bill Fairford podszedł do helikoptera, żeby pomóc Olivii przy wysiadaniu.
- Pózno dziś wróciliście - zagadnął. Zdobyła się na wymuszony
uśmiech, gdy wziął od niej torbę z aparatami fotograficznymi.
- Owszem. To był długi i męczący dzień. - Odwróciła głowę i spojrzała
Nickowi prosto w oczy. - Dobranoc. Zobaczymy się w poniedziałek. Chyba
pamiętasz, że mamy lecieć do Lindisfarne. Wspomniałeś, że musimy
wystartować o świcie.
- Nie masz dość widoków? - spytał po chwili wahania, ponieważ
zorientował się, że Bill przysłuchuje się rozmowie.
- Skądże! - Wysoko uniosła głowę. - Podpisaliśmy umowę. Ja się nie
wycofam.
Zmarszczył brwi, ale po namyśle kiwnął głową.
- Dobrze. W poniedziałek bądz tu o szóstej rano.
- Przyjadę punktualnie.
W sobotę i niedzielę krążyła autem po okolicy, zwiedzając miejscowości
widziane przedtem z lotu ptaka. Mimo wczesnej wiosny słońce
przygrzewało mocno jak na początku lata. Wszędzie pojawiło się mnóstwo
kolorowych kwiatów, a ptaki śpiewały radośnie, łącząc się w pary i
budując gniazda. Natura po raz kolejny obudziła się do życia, nastrajając
optymistycznie wszystkich, którzy potrafili odczytać i przyjąć do
wiadomości jej odwieczne przestanie. Olivia starała się nie upadać na
duchu, ale w samotności nie potrafiła szczerze cieszyć się jej urokami.
Sobotni wieczór spędziła w teatrze. Po spektaklu poszła za kulisy, żeby
porozmawiać z aktorami Royal Shakespeare Company. Poznała dyrektora
zespołu i umówiła się z nim na wywiad. Bardzo mu się spodobał pomysł
artykułu porównującego dwa zespoły teatralne: ten sprzed czterystu lat, do
którego należał sam Szekspir, oraz współczesny, kultywujący renesansową
tradycję. Olivia miała odtąd wstęp na wszystkie próby, żeby mogła szybko
zgromadzić materiał potrzebny do napisania ciekawego tekstu.
W niedzielę po całodziennym zwiedzaniu pod wpływem nagłego
impulsu skręciła ku Harnbury-on-the-Wold i pojechała w stronę lądowiska
helikopterów, ale gdy zbliżała się do bramy wjazdowej, nagle zwolniła. Nie
miała ochoty na kolejną rozmowę z Nickiem. Pewnie znów doszłoby do
kłótni, która mogłaby zakończyć się ostatecznym zerwaniem. Póki istniała
między nimi choć słaba więz, mogła łudzić się nadzieją, że los w końcu się
do niej uśmiechnie.
Pojechała dalej i dotarła do kamiennej bramy zamku Harnbury.
Zaparkowała na poboczu i podeszła do żelaznej kraty. Zamki trzymały
mocno. Po lewej stronie dostrzegła dzwonek; chętnie by go nacisnęła, ale
jak się zachować, gdy usłyszy głos Nicka? Mogłaby uciec albo powiedzieć,
że pomyliła wejścia. Nie warto robić z siebie idiotki.
Ruszyła dalej wzdłuż muru, ale nie znalazła żadnej furtki, a po ceglanej
ścianie nie zdołałaby się wspiąć. Nagle uświadomiła sobie, że brama
prowadząca na lotnisko to boczne wejście do tej samej posiadłości, dawniej
przeznaczone zapewne dla dostawców i służby. Niemal wszystkie zabytki,
które do tej pory zwiedziła, miały po kilka bram.
Uradowana pobiegła do samochodu i ruszyła z powrotem. Zaparkowała
pod murem i poszła w stronę węższej bramy, która była otwarta, co
oznaczało, że Nick znowu pracuje w swoim gabinecie. Skryła się wśród
drzew, żeby nie natknąć się na niego przypadkiem. Idąc zaroślami, minęła
rozwidlenie dróg, zboczyła w stronę tajemniczej budowli, zbiegła po
łagodnej pochyłości. Trafiła na zaniedbaną alejkę, na której leżały konary
drzew. Przeszła niemal półtora kilometra, nim ujrzała z daleka dwór i
zamknięte na głucho tylne drzwi. Wolno szła w stronę renesansowej
budowli, podziwiając szlachetną prostotę architektury i czystość linii.
Aamany dach odcinał się wyraznie na tle wieczornego nieba.
Zastanawiała się, czy w przewodniku znajdzie jakieś informacje na
temat zamku Hambury, ale przypomniała sobie, co mówił Nick: to
własność prywatna, a zatem właściciel sam decyduje, czy udostępni gmach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl