[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wiesz, że to nieprawda. Gdybyś ty albo Polly miała kłopoty, rzuciłby
wszystko, żeby wam pomóc.
- No tak - przyznała Tina. - Chyba jestem apodyktyczną starszą siostrą.
Chciałabym, żeby miał coś z życia, a nie tylko pracował. - Nagle jakby ją
olśniło. - A może on spotkał się z kimś w Dallas? Pewnie dlatego tam został.
Lindsey z trudem zapanowała nad sobą, żeby głośno nie
zaprotestować.
W tym momencie przyłączyła się do nich roześmiana Polly.
- Cześć, Lindsey.
169
RS
- Cześć, Polly. Jak się masz?
- Zwietnie, dzięki. Piękny ślub, prawda?
- Wspaniały.
- O, zobacz, wujek Dan!
Lindsey szybciej zabiło serce. Patrzyła radośnie uśmiechnięta, kiedy
się do nich zbliżał. Było mu bardzo do twarzy w ciemnym garniturze. Skinął
uprzejmie głową w stronę Lindsey i objął serdecznie Polly.
- Jak się ma moja ulubiona siostrzenica?
Polly zachichotała.
- Zawsze tak mówisz. Przecież jestem twoją jedyną siostrzenicą.
- No tak, ale ulubioną.
Odwrócił się do Tiny i pocałował ją w policzek.
- Cześć, siostra. Wyglądasz bardzo ładnie.
- Dziękuję. - Tina nie mogła się powstrzymać, żeby nie dodać z
wyrzutem: - %7łałuję, że cię nie widziałam na ślubie.
- Lot był opózniony. Przyjechałem najszybciej, jak mogłem.
Lindsey zaczynała podejrzewać, że kompletnie zapomniał o jej
obecności. W końcu jednak się do niej zwrócił.
- Cześć, księżniczko. Jak ślub?
Rozmawiał z nią takim samym tonem jak z Polly. Lindsey pomyślała,
że może zajmuje drugie miejsce na liście jego ulubionych siostrzenic.
Mimo że rozumiała, dlaczego jest taki powściągliwy, trochę ją to
bolało.
- Zlub był bardzo uroczysty. A jak twoja konferencja?
- W porządku. Wybacz, ale muszę porozmawiać z nowożeńcami i
przeprosić ich, że nie zdążyłem na ślub. -Powiedziawszy to, odszedł. Nawet
się nie obejrzał.
170
RS
- No cóż - Tina odprowadziła wzrokiem swojego brata z widocznym
zażenowaniem - jest w dziwnym nastroju.
- Nie zauważyłam - powiedziała Polly wyraznie zdziwiona uwagą
matki.
- A ja tak. Prawda, Lindsey?
- Może jest zmęczony - odparła niepewnie.
- Może tak. O, idzie Donna, muszę z nią pomówić. Na razie, Lindsey.
Polly też się pożegnała, aby przyłączyć się do rozgadanej grupki
młodzieży, stojącej w kącie sali. Lindsey została sama.
Oczywiście nie na długo. Chwilę pózniej podszedł do niej jeden z
przyjaciół, pózniej następni. Ciągle jednak czuła się dotknięta, że Dan
szybko zostawił ją samą, podczas gdy ona tak się ucieszyła na jego widok.
Zadzwonił do niej wieczorem, parę godzin po jej powrocie z wesela.
Po trosze liczyła na to, że wpadnie, więc czuła się rozżalona.
- Przepraszam, że tak mało rozmawialiśmy podczas weselnego
przyjęcia - powiedział.
- Miałam nadzieję, że spędzimy razem trochę czasu.
- To było krępujące, tyle osób się na nas gapiło.
Lindsey nie przypominała sobie, żeby ktokolwiek się im przyglądał.
Jej zdaniem, uwagę weselnych gości skupiali nowożeńcy. Jednak tę opinię
zachowała dla siebie
- Myślałam, że wpadniesz do mnie dzisiaj wieczorem - powiedziała
cicho.
- Jestem zmęczony. Poza tym ludzie będą gadać, jak zobaczą mój
samochód na twoim podjezdzie tak pózno.
Lindsey zaczynała tracić cierpliwość do jego obsesyjnej obawy, że
ludzie dowiedzą się o ich romansie. Co by się takiego stało, gdyby się
171
RS
dowiedzieli? Czy robili coś złego? Pewnie, że na początku byłoby trochę
gadania, ale nowinka na temat ich związku szybko by się plotkarzom
znudziła.
- A kiedy się zobaczymy?
- Postaram się wpaść jutro. Będziesz w domu?
- Tak - odparła, wzdychając cicho.
Będzie na niego czekała po to, by mogli się spotkać ukradkiem. Na
dłuższą metę jednak nie da się utrzymać ich znajomości w sekrecie.
Przynajmniej ona jest tego zdania.
Jedyne miejsce, w którym Lindsey, odwiedzając Dana, czuła się
swobodnie i nie wzbudzała niczyjej ciekawości, to był jego gabinet. Jeszcze
zanim ich znajomość nabrała intymnego charakteru, spędzała tam sporo
czasu ze względu na obowiązki zawodowe. W środę, uzbrojona w
reporterski notes i dyktafon, oznajmiła Hazel, że chce porozmawiać z
komendantem o włamaniu, do którego doszło poprzedniej nocy.
Rzeczywiście zapytała Dana o włamanie i nagrywała jego odpowiedzi,
by zacytować je w relacji.
- Czy poza tym coś jeszcze się wydarzyło? - zapytała.
- Jak zwykle. Znowu są kłopoty z McAllisterami. Wczoraj w nocy
doszło do awantury. Nie rozumiem, dlaczego się nie rozwiodą, zanim jedno
drugie zabije. Ona jest taka sama jak on. Jak się upiją, obydwoje tracą kon-
trolę nad swoim zachowaniem.
- Oboje są siebie warci.
- Masz rację.
- Coś jeszcze?
- Współpracujemy z policją stanową w sprawie narkotyków, które
próbowano rozprowadzać u nas w mieście. Jak na razie, nie mam nic dla
172
RS
prasy w tej sprawie, ale dam ci znać, jeżeli pojawi się coś wartego opubliko-
wania.
Jeszcze niedawno nie udzieliłby jej tylu informacji o dochodzeniach,
jakie się akurat toczyły. Być może, nastąpił jednak jakiś postęp w ich
wzajemnych stosunkach.
- Nie dopuszczam myśli, że w naszym miasteczku mogliby się pojawić
handlarze narkotyków - oznajmił stanowczo Dan. - Najpierw musieliby
mnie zastrzelić.
Gdyby powiedział tak ktoś inny, mogłoby to zabrzmieć
melodramatycznie. Ale nie Dan, który traktował swoje obowiązki bardzo
osobiście.
- To wszystko, co mam dzisiaj dla ciebie - dodał, otwierając teczkę z
aktami. - Sytuacja się trochę ustabilizowała od czasu zaaresztowania
Eddiego.
- Dziękuję za najbardziej aktualne wiadomości.
- O jakich rewelacjach jeszcze dzisiaj napiszesz? - zapytał żartobliwie,
zerkając w papiery na biurku.
Uśmiechnęła się.
- %7ładnego trzęsienia ziemi. Dziś po południu odbędzie się uroczyste
otwarcie nowego oddziału szpitala; sześć sal. Idę posłuchać przemówienia
doktora Franka.
- Wpadłem na Dona Pettita dziś rano, kiedy wstąpiłem na śniadanie do
Rainbow Cafe. Pogadaliśmy chwilę i powiedział mi, że wycofałaś się ze
sprzedaży domu.
Starał się mówić możliwie najbardziej obojętnym tonem, ale Lindsey
wyczuła, że niecierpliwie czeka na jej wyjaśnienie.
- Rzeczywiście, a to dlatego, że zdecydowałam się zostać w Edstown.
173
RS
- To znaczy, że zmieniłaś też zdanie na temat szukania pracy w
większym mieście. Wcześniej wspominałaś o Dallas albo o Atlancie.
Lindsey uważnie przypatrywała się Danowi. Starała się zorientować,
dlaczego to go interesuje.
- Wiem, że o tym mówiłam, ale przecież teraz wszystko się zmieniło.
- Może powinnaś się jeszcze zastanowić, zanim podejmiesz ostateczną
decyzję. Jak długo będzie cię zadowalać opisywanie życia prowincjonalnego
miasteczka? Mogłabyś przecież pisać o ważnych sprawach.
- Poważne przestępstwa? Skandale polityczne? Przeprowadzanie
wywiadów z biznesmenami albo gwiazdami filmowymi? Chociaż byłoby to
interesujące, wolę śledzić wydarzenia z życia małego miasteczka.
- Wróciłaś tu przed dwoma laty, ponieważ twój ojciec cię potrzebował.
Nie chciałbym myśleć, że postanowiłaś zostać z powodu nowych
zobowiązań.
- Nie mam żadnych zobowiązań - odparła ostro. -Wybrałam życie
tutaj. A to jest różnica, jak wiesz.
Nie odpowiedział. Mówiła dalej:
- Zdajesz sobie sprawę, że mógłbyś być szefem policji w większym
mieście. Miałbyś do dyspozycji wyposażenie najwyższej klasy, świetnie
wyszkolonych ludzi, o wiele trudniejsze zagadki do rozwiązania, skompli-
kowane śledztwa do przeprowadzenia. Dlaczego ty tu tkwisz?
- To jest różnica - mruknął.
-Jaka?
- Jestem tu zadomowiony Mieszkam tu od lat. Siedzę sobie wygodnie
w swojej norce i nie czuję potrzeby, żeby z niej wychodzić, nawet gdybym
był przekonany, że mogę się przenieść, gdziekolwiek bym chciał. Ty jesteś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]