[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jedno: Wyatt lubił flirtować tak samo
jak kiedyś. Już raz ją zranił i zrobi to ponownie, jeśli tylko mu zaufa. Ale
oczywiście nie mogła tego powiedzieć Josey.
- Nie, naprawdę nie zauważyłam - powiedziała ostrożnie.
- Choć z drugiej strony rzadko go ostatnio widywałam. Wyatt był zajęty
sporządzaniem planów domu Kat, a ja nadrabiałam zaległości
towarzyskie.
- Właśnie o tym mówię - wyjaśniła Josey. - Nie zdziwiło mnie to, że
zaofiarował swoją pomoc Kat i Lucasowi, ale to, że tak bardzo
zaangażował się w ten projekt. I muszę przyznać, że jego pomysł na pokój
dziecięcy jest naprawdę wspaniały. Poza tym Wyatt jest tu już od
tygodnia, a jeszcze ani razu nie był w Crossroads. Pamiętam, że tylko raz
podczas wizyty u nas stronił od tego miejsca; to było wtedy, kiedy czymś
się zatruł.
- Tak, ale wtedy wszyscy byli młodzi i beztroscy - zauważyła Cilla. -
Flynn miał nawet swoje własne miejsce przy barze, prawda? Teraz, kiedy
każdy ma rodzinę, wszystko wygląda inaczej. Może Wyatt nie ma ochoty
sam tam chodzić.
- A może znudziło go samotne odwiedzanie barów i myśli o stabilizacji.
Przekroczył już trzydziestkę. Nie byłby pierwszym mężczyzną w tym
wieku, który doszedłby do wniosku, że bycie kawalerem to wcale nie jest
takie wspaniałe rozwiązanie.
- Może - odpowiedziała Cilla, wzruszając ramionami. Nowy, odmieniony
Wyatt Chandler mógł oszukać Josey,
ale nie ją. Mężczyzna, w którym zakochała się w wieku siedemnastu lat,
nie dbał o święta, tradycje rodzinne ani o co-
250
kolwiek, co było związane z głębszymi przeżyciami. Zawsze
z jej marzeń o domku z ogródkiem, mężu i gro-i madce dzieci. Jeśli nawet
Wyatt wydawał się odmieniony, to tylko po to, żeby łatwiej ją zdobyć.
Była tego pewna. Prawdziwej natury człowieka nie odmienisz.
- No, to jest to! Znalazłem choinkę! Chodzcie ją zobaczyć! j Triumfalny
okrzyk Joeya poderwał wszystkich do biegu. Kiedy Cilla znalazła się na
miejscu, nie mogła powstrzymać uśmiechu na widok Gable'a i dzieci
stojących przed wybranym drzewkiem, i Cała czwórka jak na komendę
zwróciła się do Josey.
- Mamo, prosimy, mamo - odezwali się błagalnym tonem.
- No, mamusiu - dołączył do nich Wyatt. - Nie jest wcale taka duża.
Najwyżej siedem metrów.
Cilla spojrzała na choinkę i prawie zakrztusiła się ze śmiechu. Wyatt
dobrze oszacował jej wysokość. To drzewko nie zmieściłoby się nawet do
stodoły.
- No, mamusiu - zaśmiała się Cilla. - Nie jest wcale taka wysoka. Trzeba
ją tylko trochę przyciąć.
- Przyciąć to można paznokcie u nóg - zażartowała Josey. - Musimy
przynieść tu piłę łańcuchową, tylko nie wiem, jak ją załadujemy na wóz.
Czy naprawdę to jest to, czego chcecie?
Tym razem głos zabrał Gable.
- Posłuchaj, skarbie. Zmieszczą się na niej wszystkie bombki, jakie
mamy. No, co ty na to?
- Co ja na to? Myślę, że jak Alice zobaczy tę choinkę, to nas wszystkich
pozabija. Ale co tam - zaśmiała się. - Pewnie i tak wcale się nie zdziwi.
- No to załatwione!
- Wyatt, przynieś szybko piłę łańcuchową, zanim Josey zmieni zdanie.
- Czy teraz, kiedy mamy taką dużą choinkę, Mikołaj przyniesie nam
więcej prezentów?
251
Mandy spojrzała z góry na Joeya i powiedziała:
- Najwięcej przyniesie najstarszemu dziecku, a więc nie tobie.
- Mamo!
Dorośli wybuchnęli śmiechem i zapewnili chłopców, że nikt nie wie,
jakie prezenty szykuje w tym roku Mikołaj. Potem Cilla i Jossy
pokazywały Gable'owi, gdzie jeszcze powinien przyciąć drzewko. Kilka
minut pózniej ogromny świerk runął na ziemię, jak gładko ogolony, ale
pijany kowboj.
- No, a teraz najtrudniejsze zadanie - powiedziała Josey, kiedy Gable
wyłączył piłę. - Musimy załadować ją na wóz. Choinka jest tak duża, że
zajmie prawie cały tył. Nie wiem, gdzie my się zmieścimy.
- Możecie zająć nasze miejsca, mamo - powiedzieli szybko chłopcy. - My
chcemy wrócić do domu na piechotę.
- Ja też - wtrąciła Mandy. - Przecież to nie tak daleko. W ten sposób
zwolniły się miejsca z przodu, ale i tak było
ich za ciasno dla czworga dorosłych ludzi. Gable zaczął drapać się w
głowę.
- Jakoś się ściśniemy. Josey może usiąść mi na kolanach.
- A Cilla usiądzie na moich - dokończył Wyatt, zadowolony jak kot, który
właśnie upolował ptaka.
- O nie, nie, dziękuję bardzo - zareagowała szybko Cilla. - Ja też pójdę na
piechotę. Dzieci mają rację. To przecież nie jest daleko.
Rozbawiony Wyatt spojrzał na nią spod oka.
- Co się dzieje, Prissy? Boisz_się?
- Ciebie? - odparowała. - Chyba żartujesz.
- W takim razie wszystko jasne. Pojedziemy we czwórkę. No i wpadłam
w pułapkę, pomyślała Cilla. Zanim zdążyła
jakoś się wykręcić, Gable i Wyatt zaczęli ładować choinkę na wóz. Kilka
minut pózniej Gable siedział już na miejscu
252
woznicy, trzymając na kolanach Josey. Wyatt usiadł obok nich i z
uśmiechem wyciągnął rękę do Cilli.
Stojąc na ziemi i patrząc na jego figlarne spojrzenie, przez chwilę
walczyła w duchu z chęcią wejścia na wóz i znalezienia się w jego
ramionach. Był jedynym mężczyzną na świecie, który, żartując sobie z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]