[ Pobierz całość w formacie PDF ]
razu stwierdził, że jest bardzo odwodniona. Skierował wzrok na okno, a
potem spojrzał na Holly.
- Do Norwich mamy spory kawał drogi - mruknął.
- Owszem.
- Mam w torbie kaniulę o małym przekroju i trochę soli
fizjologicznej. Moglibyśmy podać jej trochę płynu i salbutamol, żeby
oczyścić płuca z flegmy i zaczekać do rana.
- To byłoby mniej ryzykowne - przyznała Holly. - Drogi są
niebezpieczne. Może o świcie będzie lepiej, jeśli uda nam się do tego
czasu utrzymać ją w stanie nawodnienia.
Pani Rudge niespokojnie kręciła się po pokoju.
- Czy ona wyzdrowieje? - spytała szeptem. Dan poklepał ją
uspokajająco po dłoni.
- Oczywiście. Po prostu potrzebuje trochę więcej ingerencji
medycznej niż dotychczas. Podłączymy jej kroplówkę, podamy leki
przeciwastmatyczne, żeby ułatwić oddychanie, a do rana najgorsze
będziemy chyba mieli za sobą. W każdym razie przewożenie jej w taką
pogodę byłoby szaleństwem. Jeśli okaże się to konieczne, zawieziemy ją
do szpitala jutro, ale mam nadzieję, że to nie nastąpi.
Zapewnili możliwie najbardziej aseptyczne warunki do podłączenia
kroplówki. Kiedy wszystko było gotowe, Holly podała Becky łyżkę
70
RS
zawiesiny salbutamolu, a potem zacisnęła kciuki, żeby utrzymała się ona
wystarczająco długo w jej żołądku. Udało się, i po kilku minutach kaszel
ustał. Becky przestała wymiotować, a w miarę działania kroplówki, po
mniej więcej godzinie, jej skóra zaczęła się powoli nawilżać.
Państwo Rudge przygotowali herbatę i kanapki, a potem wszyscy
zasiedli w saloniku przed telewizorem, nie spuszczając jednak oczu z
Becky. Po chwili mała zasnęła.
Dan ubrał się i poszedł do przychodni. Wypuścił psy do ogrodu,
nakarmił je, a potem wrócił, przynosząc zapas soli fizjologicznej i
salbutamolu oraz inhalator.
Becky nadal spała. Jej twarz lekko się zaróżowiła, a skóra była coraz
bardziej nawilżona. W końcu Dan stwierdził, że stan małej dostatecznie się
poprawił. Zostawił państwu Rudge trochę zawiesiny na wypadek, gdyby w
ciągu kilku następnych godzin zaszła potrzeba podania leku chorej.
Przestrzegł ich o niebezpieczeństwie przedawkowania, pokazał, jak działa
inhalator i polecił, żeby telefonowali, gdyby cokolwiek ich zaniepokoiło.
Odłączył kroplówkę, a potem zabezpieczył i zostawił na miejscu na
wypadek, gdyby była im znów potrzebna. W końcu wsiedli do samochodu
i ruszyli w kierunku przychodni. Wiatr ucichł, więc bez trudu omijali
zaspy i dotarli do domu dokładnie w chwili, kiedy zegar na wieży kościoła
wybijał drugą.
- Kolejny pracowity dzień - powiedział Dan, wzdychając.
- To część naszego zawodu. Czy nie dlatego właśnie zostałeś
lekarzem, Dan?
Odwrócił się do niej i ze zdumieniem stwierdził, że mimo zmęczenia
nadal jest w stanie podziwiać subtelne rysy jej twarzy.
71
RS
- W tej chwili, Holly, nie mogę sobie przypomnieć, dlaczego
zostałem lekarzem.
- Z pewnością po to, żeby ratować takie dzieci jak Becky.
Jego twarz wykrzywił posępny uśmiech. Pomyślał o latach
spędzonych w domu przy Regent's Park i o klinice na Harley Street.
- Być może - odparł cicho. - Być może...
72
RS
ROZDZIAA PITY
Brzęk budzika wyrwał Holly ze snu na długo, zanim była gotowa
wstać. Na szczęście pozostała część wieczoru upłynęła w spokoju, mimo
to Holly wtuliła głowę w poduszkę, starając się nie zwracać uwagi na ten
dokuczliwy dzwięk. Poczuła przez sen, że ktoś delikatnie dotyka jej
ramienia, a po chwili dotarł do niej cichy, ochrypły głos Dana.
- Obudz się, śpiochu. Przyniosłem ci herbatę. Za pół godziny
otwieramy przychodnię.
Przewróciła się na plecy, zsunęła kołdrę z twarzy i otworzyła jedno
oko. Dan, który stał obok łóżka, miał na sobie koszulę, krawat i spodnie.
Wyglądał tak, jakby od wielu godzin był na nogach.
- Czy masz jakieś wiadomości o Becky? - spytała.
- Tak, wszystko w porządku. Wpadłem do niej rano. Wygląda na to,
że kryzys minął, a salbutamol skutecznie ułatwił oddychanie, więc dopóki
jej stan będzie ulegał stopniowej poprawie, możemy spać spokojnie.
- To dobrze. Czy mamy jakichś pacjentów?
- Kilku. Już ich przyjąłem. Julia i Amy są w drodze. Amy może się
trochę spóznić, bo jedzie z Holt, a drogi nie zostały jeszcze odśnieżone.
Ale i tak nikt nie jest do niej zapisany na wczesne godziny. Kiedy zjawi
się Julia i będzie odbierać telefony, jakoś sobie poradzimy.
- Gdzie ona mieszka? Machnął ręką w kierunku łąk.
- Julia jest córką Teda Simpkina, zarządcy przykościelnej farmy, tej,
na której pracuje Joel Stephens. Zatrudnianie miejscowego personelu ma
swoje dobre strony.
73
RS
Holly, zdając sobie sprawę, że pozna dzisiaj innych pracowników
przychodni, szybko wzięła prysznic i starannie dobrała części garderoby.
Ale równie dobrze mogła włożyć na siebie worek. Julia obrzuciła ją
niezbyt przyjaznym, badawczym spojrzeniem, Amy również odniosła się
do niej z rezerwą. Pacjentami natomiast targały najwyrazniej sprzeczne
uczucia. Z jednej strony irytowało ich, że nie zajmuje się nimi Dan, a z
drugiej odczuwali ulgę, że ich ukochany doktor Elliott ma w końcu kogoś
do pomocy.
Holly oglądała spuchnięte migdałki, słuchała szmerów w płucach i
badała zwichnięte kończyny, marząc o śniadaniu, którego nie zdążyła
zjeść. Potem w gabinecie zjawiła się otyła kobieta, która obrzuciła ją
taksującym spojrzeniem i prychnęła pogardliwie:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]