[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozwiodłam się trzy lata temu.
Nie zamierzał dyskutować z nią na ten temat. Oparty o fra-
mugę polecił krótko:
- Spław go.
Jej oczy błysnęły gniewem.
Chyba zwariowałeś. Mam swoje sprawy...
Powiedziałem, żebyś go spławiła.
Nie waż się tak do mnie mówić i...
Dobrze. Wobec tego proszę, bądz taka miła i każ mu odejść. -
Nie czekając na odpowiedz, odwrócił się i przysunął oko do
wizjera. - Elegancik z niego, co? - Posłał jej kpiący uśmieszek.
- Owszem, niezle się ubiera.
- Uhm. Jesteście jak Ken i Barbie.
- Skoro już mowa o Barbie, to gdzie podziewa się panna Har-
rington? Marla, prawda? Nie mogłeś zwrócić się do niej o po-
moc?
Ona nie jest matką mojej córki - odparł, a jego twarz nie wy-
rażała żadnych uczuć. - Proszę, Kathy, idz i odpraw tego lalusia.
Chcę jak najszybciej skontaktować się z Shanną.
S
R
- Dlaczego? - Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia.
- Zaraz ci wytłumaczę. Szczekanie Sama obudziłoby umar-
łego, więc jeśli nie porozmawiasz z tym... przyjacielem, to on za
chwilę wezwie policję.
- Blokujesz mi przejście.
Natychmiast się odsunął, a Kathy pobiegła do bramy. Spró-
bowała uspokoić psa, lecz Sam wciąż skakał jak szalony.
- Kathy, ten pies staje się niebezpieczny - zauważył Axel.
- Powinien być niebezpieczny. To pies obronny - odparła,
otwierając furtkę. Szybko wyszła na zewnątrz i zamknęła ją za
sobą, żeby zarówno Sam, jak i Axel zostali tam, gdzie byli. Wo-
lała uniknąć dalszych kłopotów. Axel, nieco rozczarowany, po-
patrzył na jej bezpretensjonalny strój.
- Wiem, że postanowiliśmy nie stroić się na dzisiejszą kola-
cję, ale...
- Nie mogę się z tobą spotkać, Axel.
- Co się stało?
- Zdarzył się wypadek. Komunikat nadany przez telewizję nie
był zbyt jasny. Wymieniono nazwisko Brenta, dlatego chcę zo-
stać w domu na wypadek, gdyby zatelefonowała Shanna.
- Och, Kathy, strasznie mi przykro. - Axel patrzył na nią
szczerze zmartwiony. - Wyobrażam sobie, jak bardzo się nie-
pokoisz. Oczywiście zrezygnujemy z tej kolacji. Zostanę z to-
bą...
- Nie! - zaprotestowała szybko i natychmiast tego pożało-
wała. Axel nie zasługiwał na takie traktowanie. Zawsze był bar-
dzo miły i troskliwy. - Wybacz, Axel - powiedziała przepra-
szająco. - Potwornie boli mnie głowa. Marzę tylko o tym, żeby
trochę odpocząć w samotności. Dzięki za dobre chęci i przepra-
szam, że...
S
R
- W porządku. - Delikatnie ujął w dłonie jej twarz. - Napra-
wdę rozumiem, Kathy - zapewnił, czule patrząc jej w oczy.
- Daj mi znać, gdybyś mnie potrzebowała, gdybym mógł
w czymkolwiek ci pomóc. Wiesz, że zjawię się natychmiast.
Skinęła głową, pełna poczucia winy i sfrustrowana tym, co
robi. Axel pochylił się i lekko pocałował ją w usta.
Wracaj do domu. - Wziął ją za łokieć i łagodnie skierował w
stronę furtki.
- Tak, już idę.
-Włącz alarm. Zaraz, jak wejdziesz.
- Włączę.
- I zadzwoń do mnie!
- Obiecuję.
Axel zrobił kilka kroków w kierunku swojego krwistoczer-
wonego ferrari i zatrzymał się.
- Dobrze, że masz Sama! - zawołał.
Owszem, miała Sama. Mógł ją obronić przed każdym, z wy-
jątkiem jednego człowieka, przed którym szczególnie należało
ją bronić.
Zamknęła bramę i furtkę na klucz i pomachała Axelowi.
Szybkim krokiem dotarła do drzwi, które natychmiast się otwo-
rzyły, a gdy weszła do środka, równie błyskawicznie się za nią
zamknęły. Brent, wsparty o nie plecami, obrzucił Kathy ironicz-
nym spojrzeniem.
- A więc to tylko przyjaciel? - spytał.
- Tak.
- Cóż za czułe pożegnanie.
- To dość czuły chłopak.
Brent odsunął się od drzwi i stanął tuż przed Kathy. Ciekawe,
czy znów mogliby stać się tacy jak dawniej, gdy byli parą dzie-
S
R
ciaków - szalonych, namiętnych i niesamowicie zazdrosnych.
Aączy cię coś poważnego z tym Kenem?
- On ma na imię Axel.
- A kim jest dla ciebie?
Nie odpowiedziała od razu, lecz z uśmiechem rozkoszowała
się oczywistym niepokojem Brenta. Na szczęście ona nie poka-
zywała się półnago w telewizji, mając u boku rozanielonego
Axela.
- Przyjacielem - odparła po chwili. - A czemu to takie ważne,
panie McQueen?
- Zależy mi na pani szczęściu, panno O'Hara - odparł, wpa-
trzony w jej usta.
Nie dotykał jej, lecz mimo to Kathy czuła ciepło, którym
emanował. Otaczało ją i rozgrzewało jak żar bijący od ognia...
- Właśnie się zastanawiałem, czy byłoby tak samo.
- Tak samo?
Pochylił głowę i przywarł ustami do pełnych, miękkich warg
Kathy, a przez jej ciało przepłynęły fale cudownych doznań.
Wzbogacone nagle ożywionymi wspomnieniami, skumulowały
się w podniecający dreszcz, który podstępnie spłynął wzdłuż jej
kręgosłupa. Język Brenta delikatnie drażnił jej wargi, aż je roz-
chyliła. Wiedziała, że powinna przeciwstawić się temu rozkosz-
nemu atakowi, ale nie potrafiła. Czuła, że drży, chciała, żeby
wcale nie było tak samo i żeby ona nie poddała się tak łatwo.
%7łeby pocałunek Axela wydawał się miły, jeśli nie całkiem obo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]