[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jednym z punktów koncertu było solo na harfie.
Lilii siedziała w loży, podpierając dłonią czoło, gdy na-
gle... bang, bang, bang... jedna po drugiej... zaczęły
pękać struny harfy!
248
A więc niektóre rzeczy pozostały niezmienne - czy to
w raju, czy tu, na ziemi. No chyba że Pan Bóg odznaczał
siÄ™ dziwacznym poczuciem humoru.
Godzinę pózniej Lillian stała w złotej sypialni, mając
na sobie jedwabnÄ… koszulÄ™ Daniela - bo w niej najbardziej
lubiła sypiać - i spoglądała przez okno na świat, którego
nie rozumiała. Zdjęta nagłym, niewytłumaczalnym im
pulsem, wyciągnęła palec i wyrysowała serduszko na
zmrożonej szybie.
W tym samym momencie zdała sobie sprawę, że nie
jest sama w pokoju.
Odwróciła się i ujrzała Daniela właśnie zamykającego
za sobą drzwi. Kiedy oderwał dłoń od klamki, oparł się
o framugę i skrzyżował ręce na piersi.
Przyglądał jej się w taki sposób, jakby już nigdy nie za
mierzał oderwać od niej oczu. Wciąż miał na sobie wie
czorową koszulę i spodnie od fraku, ale rzucił gdzieś biały
krawat, a także onyksowo-brylantowe spinki kołnierzyka.
Daniel stał w swobodnej, niewymuszonej pozie, Lilii
nie miała jednak wątpliwości, że swoją postawą chciał ją
na swój sposób onieśmielić. Pokazać, że jest jej protekto
rem. Chował się za maską, bo nie chciał ujawnić, że ogar
nia go strach - strach, że Lillian mogłaby go opuścić.
Wyraznie widziała drganie jego mocno zarysowanej
szczęki, napięcie mięśni szyi i niejasne pragnienie wyzie
rające z ciemnych oczu. Podeszła do łóżka i usadowiła się
na nim nie wiedząc, czemu Daniel zjawił się w jej poko
ju i dlaczego ona sama czuje siÄ™ nagle tak bezbronna
i krucha.
Z przekrzywioną głową wpatrywała się w jego twarz,
szukajÄ…c odpowiedzi na swoje pytania.
- Dlaczego zawsze patrzysz na mnie w taki sposób? -
odezwała się w końcu.
Stanął w nogach łóżka.
- To znaczy w jaki?
249
- Jakbyś był głodny.
Zaskoczyła go swoimi słowami.
Parsknął sardonicznym śmiechem.
- Czyż to nie oczywiste? Gdzieś po drodze zagubiłem
swojÄ… twarz pokerzysty.
Istniało między nimi dziwne przyciąganie. Lillian czu
ła je od chwili, gdy po raz pierwszy ujrzała tego człowie
ka. Teraz to przyciąganie było tak silne, że niemal fizycz
nie namacalne.
Daniel tymczasem przyklęknął obok niej, jedną ręką
ujmując jej podbródek, drugą gładząc gęste, jasne włosy.
A potem przytulił ją do siebie delikatnie - zbyt delikatnie
jak na tak potężnego mężczyznę.
Lekko musnął ustami jej wargi, objął ją dłońmi w pa
sie, posadził sobie na kolanach i pocałował - teraz już
mocno, namiętnie.
Lillian ogarnęło nieznane wcześniej uczucie - nagle
miała dziwne wrażenie, że znalazła się pośród gwiazd.
Daniel wodził palcami po jej twarzy, a potem oderwał
usta od jej warg tylko po to, by całować powieki, policzki
i uszy.
- Pozwól, żebym pomógł ci zapomnieć o przeszłości,
Lillian. Zapomnieć o człowieku, który doprowadził do
twojej ruiny.
Ujęła jego twarz w drobne dłonie.
- Nikt mnie nie zrujnował, Danielu. To wszystko tylko
moja wina.
D.L. zmrużył oczy i przesunął kciukiem po jej dolnej
wardze.
- Jesteś zbyt wielkoduszna. Tylko mężczyzna może do-
prowadzić kobietę do upadku.
Oszołomiona odsunęła się od niego i opuściła dłonie.
- Co takiego?
- Dobrze wiem, co cię spotkało. Płakałaś z tego powo-
du tuż po wypadku.
250
- Uważasz, że jestem upadłą kobietą? - Z trudnością
powstrzymywała się od uśmiechu.
Spojrzał jej uważnie prosto w oczy.
- Sama to przyznałaś, Lilii. Powiedziałaś, że jesteś upa
dła i zhańbiona. Nie chcesz mi powiedzieć, skąd pocho
dzisz. Uznałem, że zostałaś wydziedziczona.
Zaśmiała się - nie za głośno - ale dzwięcznie i wyraznie.
Tymczasem wyraz twarzy Daniela jasno świadczył, że
nie widzi w obecnej sytuacji nic zabawnego.
- Ależ ja w żadnym razie nie jestem upadłą kobietą. Je
stem upadłym aniołem.
7
Nazwij to, jak chcesz, Lillian. Upadła kobieta. Upadły
anioł. Zbrukana gołębica. Jest mi doprawdy wszystko jed
no. - D.L. chwycił ją w ramiona. - Twoja przeszłość mnie
nie interesuje.
- Nie. - Lilii stanowczo pokręciła głową. - Ja naprawdę
jestem aniołem. A w każdym razie byłam.
Spojrzał na nią przekonany, że żartuje.
- Poważnie. Miałam aureolę i skrzydła, ale nie umia
łam dokonywać cudów, więc...
Odezwała się w nim urażona duma. Gwałtownie po-
derwał się z łóżka.
- Jeżeli nie masz ochoty... po prostu powiedz. Nie za
słaniaj się tak idiotycznymi wymówkami.
- Ależ ja mówię prawdę.
- Chcesz, abym uwierzył, że jesteś aniołem!?
- Upadłym aniołem.
Skrzyżował ramiona i oparł się o słupek baldachimu.
- Udowodnij to - zażądał.
- Nie wiem, jak mogłabym ci to udowodnić. To ty mi
powiedz, co mam zrobić, żebyś mi uwierzył.
- Skoro jesteś niebiańską istotą, wymyśl coś. - Jego
głos ociekał sarkazmem. - Poproś o boskie natchnienie
Do diabła... - zaczął gniewnie machać rękami - ...rozwiń
skrzydła i przeleć się wokół tego cholernego pokoju.
252
- Czemu tak się złościsz? Nie mogę zmienić tego, kim
jestem.
- Dlaczego więc wymyślasz te idiotyczne historyjki?
Powiedziałem ci, że nie obchodzi mnie, kim jesteś, a na
wet kim byłaś. Tylko... tylko mnie nie okłamuj!
- Nie chcesz mi uwierzyć!
- Twierdzisz, że jesteś aniołem i oczekujesz, że uwierzę
w coś podobnego? - Przeczesał dłonią włosy i odsunął się
od łóżka. - Na Boga, to dowcip wart miliona dolarów!
Lilii posłała mu swoje szczególne spojrzenie - spojrze
nie, które dobitniej niż jakiekolwiek słowa wyrażało, że
ponownie ją zawiódł.
- Czemu mnie nie dziwi, że użyłeś podobnych słów?
Zastygł w bezruchu.
- A co ci siÄ™ w nich nie podoba?
- Chcesz usłyszeć szczerą odpowiedz?
- To ty jesteś aniołem - zaśmiał się lodowato. - Ty mi
powiedz.
- W porządku. Wydaje mi się, że chcesz usłyszeć
prawdę, a więc odpowiem ci szczerze, choć to, co usły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]