[ Pobierz całość w formacie PDF ]

życzeń i upodobań.
- Sława?
Bogactwo?
Wykrzywił usta.
- Zmiertelnicy - zawsze ta sama historia.
Utrzymują, że miłość znaczy dla nich więcej niż życie.
Ale to bogactwa i sławy pożądają naprawdę.
Możesz je mieć.
487
- A ty?
Co ty wybierasz?
- Ja już wybrałem.
Skinęła głową, ponownie zmieniając pędzel.
- A teraz wybacz, muszę się skoncentrować.
Malowała, obmywana ciepłym, słonecznym światłem, przy głośnym akompaniamencie
muzyki.
Flynn naparł ramieniem na drzwi i ujął gałkę, przygotowując się do następnego
pchnięcia.
Gładko obróciła się pod jego dłonią.
Zoe rzuciła mu zawstydzony uśmiech.
- Musiałam ją wcześniej obluzować.
- Zostańcie tutaj.
- Nie gadaj tyle, bo się zmęczysz - poradziła Dana, następując mu na pięty.
Zwiatło zdawało się pulsować, zupełnie jakby ożyło.
Warczenie Moego przekształciło się w zduszony skowyt.
Flynn dostrzegł Malory, stojącą w odległym kącie strychu.
Ulga, jaką odczuł w tym momencie, była niczym walnięcie młotem prosto w serce.
- Malory, Bogu dzięki...
- Rzucił się do przodu i uderzył w nieprzeniknioną ścianę mgły.
- To jak przegroda - mówił gorączkowo, napierając i waląc pięściami.
- Ona jest tam uwięziona.
- A my jesteśmy uwięzieni tutaj.
- Zoe przycisnęła dłonie do mgły.
488
- Ona nas nie słyszy.
- Musimy sprawić, żeby nas usłyszała.
- Dana zaczęła się rozglądać za czymś do rozbicia przeszkody.
- W myślach pewnie przebywa zupełnie gdzie indziej, podobnie jak my przedtem.
Musimy sprawić, żeby nas usłyszała i wyrwała się stamtąd.
Moe szalał, rzucając się na mgłę i szarpiąc ją zębami.
Jego szczekanie grzmiało niczym karabinowe salwy, ale Malory, nieporuszona niczym
rzezba, stała odwrócona do nich plecami.
- Musi istnieć jakaś droga.
- Zoe opadła na kolana, przesuwając palcami wzdłuż ściany mgły.
- To jest lodowate.
Zobaczcie, Malory trzęsie się z zimna.
- Malory!
- Ogarnięty bezsilnym gniewem Flynn walił w przegrodę, aż dłonie zaczęły mu krwawić.
- Nie pozwolę, aby coś ci się stało.
Musisz mnie usłyszeć.
Kocham cię.
Cholera, Malory, kocham cię.
Usłysz mnie.
- Czekaj.
- Dana złapała go za ramię.
- Poruszyła się.
Widziałam, jak się poruszyła.
Mów do niej, Flynn, po prostu nie przestawaj do niej mówić.
489
Flynn przycisnął czoło do ściany, za wszelką cenę starając się zachować spokój.
- Kocham cię, Malory.
Musisz dać mi szansę zobaczyć, dokąd nas to zaprowadzi.
Potrzebuję cię, więc albo wyjdz stamtąd, albo wpuść mnie do siebie.
Malory zacisnęła usta, w miarę jak obraz nabierał kształtu na płótnie.
- Słyszałeś coś?
- rzuciła od niechcenia.
- Nic.
- Kane uśmiechnął się, patrząc na trójkę śmiertelnych po drugiej stronie ściany mgły.
- Nic a nic.
Co tam malujesz?
- No, no - żartobliwie pogroziła mu palcem.
- Potrafię się zdenerwować.
Nie lubię, kiedy ktoś podgląda moje dzieło, zanim jest skończone.
Mój świat - przypomniała mu, kładąc kolejny kolor - moje prawa.
Skłonił się z gracją.
- Jak sobie życzysz.
- Och, nie obrażaj się.
Już prawie skończyłam.
- Pracowała szybko, całą wolą przenosząc na płótno wizję swojego umysłu.
Jej najlepsze dzieło.
Nic, co namalowała do tej pory, nie znaczyło tyle, ile ten właśnie obraz.
- Sztuka nie powstaje wyłącznie w oku patrzącego - mówiła.
490
- Sztukę tworzy i artysta, i temat, i cel, i wreszcie ten, który ją ogląda.
Puls walił jej jak oszalały, ale ręka pozostawała pewna.
Przez jeden, bezczasowy moment zatrzasnęła swój umysł przed wszystkim, co nie było
barwą, kształtem, fakturą.
Kiedy odstępowała od sztalug, jej oczy błyszczały triumfalnie.
- To najwspanialsze dzieło, jakie kiedykolwiek stworzyłam - oznajmiła.
- Może też i najwspanialsze, jakie kiedykolwiek stworzę.
Zastanawiam się, jaka będzie twoja opinia.
Wykonała zapraszający gest.
- Zwiatło i cień - mówiła, kiedy zbliżał się do sztalug.
- Spoglądanie do środka i na zewnątrz.
Z wnętrza mnie samej na to, co mnie otacza, i na płótno.
Tam, gdzie przemawia moje serce.
Nazwałam ten obraz  Zpiewająca bogini .
Twarz, którą namalowała, była jej twarzą.
Jej i jednocześnie twarzą najstarszej ze Szklanych Cór.
Bogini stała wśród lasu, wypełnionego migotliwym złotym światłem, złagodzonym
zielonkawymi cieniami, nad rzeką spływającą ze skały niczym strumień łez.
Za nią, na ziemi, siedziały jej siostry, splótłszy razem dłonie.
Venora - teraz już znała jej imię - trzymała harfę.
Zpiewała, zwracając twarz ku niebu, a jej pieśń zdawała się rozbrzmiewać w powietrzu,
słyszalna dla patrzącego.
- Czy sądziłeś że zadowolę się tą zimną iluzją, kiedy miałam szansę zdobycia czegoś
prawdziwego?
%7łe przehandluję swoje życie za sen?
491
Nie doceniasz śmiertelnych, Kane.
Kiedy rzucił się ku niej, tryskając płomieniami gniewu, odmówiła szybką modlitwę.
Czy aby nie przeceniła swoich sił?
Ona albo Rowena?
- Pierwszy klucz jest mój.
- Wypowiadając te słowa, wyciągnęła rękę w stronę płótna, zanurzyła ją w obrazie.
Oszałamiający podmuch ciepła ogarnął ją aż po ramię, kiedy zaciskała palce na kluczu,
namalowanym przez nią u stóp bogini. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl