[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jowialność.
Mój mą\& zakrztusiła się, a potem brnęła na oślep: Mój mą\ oskar\ył mnie o to,
\e próbowałam go zamordować.
Ciszę, jaka po tym oświadczeniu zapadła, przerwało nagłe i gwałtowne powstanie Baina.
Jego oczy płonęły, a pięści zacisnęły się.
Ty gówniarzu! wrzasnął do Gordona. Skopię cię na śmierć&
Siadaj, Bill! Doktor Donnell potę\ną ręką wdusił małego Baina w krzesło. Nie
zachowuj się jakbyś dostał bzika.
Mów dalej, kochanie.
Potrzebujemy pomocy. Nie mo\emy ju\ dłu\ej dzwigać takiego cię\aru. Przez jej
ładną twarzyczkę przemknął cień. Dziś rano zostało brzydko zranione ramię Jima.
Powiedział, \e ja to zrobiłam. A ja o tym nic nie wiem. Podałam mu tylko brzytwę. Potem
zemdlałam. W ka\dym razie czułam, \e wszystko wokół mnie znika. Kiedy odzyskałam
przytomność, Jim mył w łazience ramię& i oskar\ył mnie, \e próbowałam go zabić.
Dlaczego to zrobiłeś, głupcze? szczeknął wściekle Bain. Czy nie masz dość
rozumu, aby zrozumieć, \e gdyby nawet cię zraniła, byłby to tylko zwykły przypadek?
Czy nie mo\esz się wreszcie zamknąć? warknął Donnelly. Kochanie, mówiłaś, \e
straciłaś przytomność? To do ciebie niepodobne.
Ostatnio miewam jakieś zawroty głowy odparła. Po raz pierwszy miałam to, gdy
byliśmy w górach i Jim spadł z urwiska. Staliśmy na samym skraju i wtedy nagle wszystko
dookoła mnie pociemniało, a kiedy się ocknęłam, Jim spadał ju\ z urwiska. Zadr\ała na
samo wspomnienie.
Potem, gdy straciłam kontrolę nad samochodem i uderzyłam w drzewo. Pamiętasz&
Jim wtedy wezwał pana, doktorze.
Doktor Donnelly skinął powa\nie głową.
Nie przypominam sobie, \ebyś przedtem miała tak silne zawroty głowy.
Ale Jim powiedział, \e zepchnęłam go w przepaść! krzyknęła histerycznie.
Mówił, \e próbowałam go przejechać samochodem! Powiedział, \e rzuciłam się na niego z
brzytwą!
Doktor Donnelly zwrócił się zakłopotany do zrozpaczonego Gordona:
I jak to było, synu?
Bo\e, pomó\ mi wybuchnął Gordon rozpaczliwie ale to prawda!
A\esz, kundlu! To znowu Bain, zrywając się na równe nogi. Je\eli chcesz się
rozwieść, to dlaczego nie powiesz tego wprost, zamiast stosować tego rodzaju wredną
taktykę&
Niech cię szlag trafi! zaryczał Gordon, podskakując i całkowicie tracąc nad sobą
panowanie. Skończ ju\, bo wypruję ci flaki!
Evelyn krzyknęła przerazliwie; Donnelly chwycił stanowczo Baina i niezbyt delikatnie
rzucił go na krzesło, a Kirowan poło\ył łagodnie rękę na ramieniu Gordona, który sprawiał
wra\enie jakby się zapadł w sobie. Osunął się na krzesło i jakby po omacku wyciągnął ręce
ku \onie.
Evelyn powiedział głosem zduszonym z emocji przecie\ wiesz, \e cię kocham.
Czuję się potwornie. Ale klnę się na Boga, \e to prawda. Je\eli będziemy brnąć tak dalej, to ja
zginę, a ty&
Nie mów tak! krzyknęła. Wiem, \e nie okłamywałbyś mnie, Jim. Jeśli twierdzisz,
\e .próbowałam cię zabić, to zapewne tak było. Ale przysięgam ci, Jim, \e nie robiłam tego
świadomie. Och, ja chyba oszaleję! Pewnie dlatego miewam tak przera\ające sny&
Strona 41
Howard Robert E - Conan. Cień bestii
A o czym pani śni, Mrs Gordon? zapytał łagodnie Kirowan.
Przycisnęła palce do skroni i wpatrywała się w niego tępo, jakby niezupełnie rozumiała, o
co ją pyta.
O czymś czarnym wyszeptała. Coś przerazliwego, czarnego, bez twarzy, coś, co
niewyraznie mamrocze, dotyka mnie jakimiś małpimi łapami. Znię o tym co noc. A w dzień
próbuję zabić jedynego człowieka, którego kocham. Ja chyba zaczynam pogrą\ać się w
jakimś szaleństwie! A mo\e ju\ zwariowałam i nawet nie wiem o tym.
* * *
Uspokój się, kochanie. Dla doktora Donnelly, z całą jego wiedzą, był to następny
przypadek kobiecej histerii. Jego rzeczowy głos zdawał się ją uspokajać, westchnęła i
zmęczonym ruchem przeczesała palcami wilgotne od potu loki.
Dokładnie to omówimy i wszystko będzie dobrze powiedział, wyciągając z
kieszonki kamizelki grube cygaro. Daj mi zapałki, kochanie.
Zaczęła mechanicznie macać po stole i tak samo mechanicznie Gordon powiedział:
Zapałki są w szufladzie, Evelyn.
Wysunęła szufladę i zaczęła w niej szukać, gdy nagle, jakby go uderzyło jakieś
wspomnienie i przeczucie, Gordon podskoczył i wykrzyknął:
Nie, nie! Nie otwieraj tej szuflady& nie rób tego&
Na ten okrzyk zesztywniała, tak jakby wymacała coś w szufladzie. Zmieniony wyraz jej
twarzy spowodował, \e wszyscy zamarli, nawet Kirowan. Z jej oczu znikł zwykły, \ywotny
wyraz inteligencji jak zdmuchnięty płomień i ukazał się ten, opisany przez Gordona, pusty
wzrok. Przekonali się, \e Gordon dobrze to opisał, jej piękne oczy były ciemnymi studniami
pustki, tak jakby wypłynęła z nich dusza.
Wysunęła rękę z szuflady trzymając w niej pistolet i nie mierząc wystrzeliła. Gordon
zachwiał się z jękiem, upadł i z jego głowy zaczęła wypływać krew. Spojrzała bezmyślnie w
dół na dymiący pistolet, jak ktoś, kto nagle budzi się ze snu. A potem w nasze uszy uderzył
dziki krzyk rozpaczy.
O, Bo\e, zabiłam go! Jim! Jim!
Dopadła go przed wszystkimi, rzuciła się na kolana i zaczęła tulić w ramionach
zakrwawioną głowę, szlochając pogrą\ona w rozpaczy i przera\eniu. Z jej oczu zniknęła
pustka, znów były pełne wyrazu, ale tym razem rozszerzone rozpaczą i grozą.
Zacząłem zbli\ać się wraz z doktorem Donnellym i Bainem do mego le\ącego przyjaciela,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]