[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Conan rozparł się w drewnianej wannie, wraz z kąpiącą się po drugiej stronie Kalią obmyślając
kolejne posunięcie.
Myślę, że powinniśmy rozejrzeć się w Raju Wędrowca powiedziała.
Przyjechaliśmy tu szukać bandytów, a nie dla rozrywki odparł
barbarzyńca.
Przychodzi ci do głowy lepsze miejsce, gdzie można by się za nimi rozejrzeć? zadrwiła.
Ludzie tacy jak oni, gdy mają pieniądze, najczęściej przeważnie je trwonią. Jeśli rzeczywiście ten
zajazd zapewnia najlepszą rozrywkę, tam właśnie będą.
Być może kobiety są tam zle widziane ostrzegł Conan.
Tak samo było w miejscu, gdzie nauczyłam się władać mieczem. Wdarłam się tam siłą i
zażądałam, by mnie uczono. Jeśli okaże się to konieczne, tu postąpię tak samo.
Masz zwyczaj dostawać to, na czym ci zależy przyznał Conan.
Kobiety, które same sobie radzą w życiu, nie mogą być mimozami. Nie wchodzimy w życie jako
nabici mięśniami barbarzyńcy.
Conan skrzywił się.
Masz język jak pilnik kowala, ale muszę ci przyznać rację. Dobrze, pójdziemy do tego pałacu
uciech, a jak komuś nie będzie się podobała nasza obecność, niech liczy się z naszymi mieczami!
Kalia, co zdarzało się jej rzadko, zaśmiała się melodyjnie.
Właśnie tak, Cymmerianinie. Taka mowa mi się podoba!
Okazało się jednak, że nikt nie ma nic przeciwko wejściu Kalii do Raju Wędrowca . Wygórowana
cena wstępu sprawiła, że wydali prawie wszystkie pieniądze, jednakże tłoczący się przy wejściu
tłum kazał przypuszczać, że cena była warta zapłacenia. Gdy wepchnęli się do środka zajazdu,
ogłuszyła ich wrzawa. Kupili po kuflu niemiłosiernie drogiego piwa od krążącej po sali służebnej
dziewki i spróbowali zorientować się, co jest przyczyną rozgardziaszu.
Kierując się radą służebnej, znalezli schody i weszli na jedną z okalających salę galerii. Ciżba
ludzka była tu rzadsza, a hałas nieco mniejszy. Wydawało się, że dla wielu mężczyzn przepaska na
oku Kalii nie umniejsza jej powabu.
Parokrotnie wyszeptano jej do ucha nieprzystojne propozycje. Conan zdzielił
pięścią w brzuch pierwszego z niewczesnych zalotników i oboje przeszli nad jego skulonym ciałem.
Przy kolejnej propozycji Kalia wyciągnęła sztylet i rozcięła pas mężczyzny. Spodnie opadły mu do
kostek. Lekko popchnięty stracił równowagę i zwalił się przez poręcz na stół pod balkonem,
wzbudzając salwy śmiechu.
Posługując się łokciami, obydwoje przedarli się do poręczy. Znalezli się nad zagłębieniem w
podłodze. Na dole dwóch mężczyzn w skórzanych czepcach, nabijanych ćwiekami bransoletach i
pokrytych metalowymi płytkami
przepaskach na biodra mierzyło się groznym wzrokiem. Obydwaj mieli krótkie, ciężkie miecze z
nieznacznie zakrzywionymi ostrzami oraz niewielkie tarcze o średnicy najwyżej jednej stopy.
Nora do walki szepnęła Kalia. Widziałeś kiedyś coś takiego?
Tak powiedział Conan. W Vanaheimie i Hyperborei.
Nie macie ich w Cymmerii? spytała. Mimo beztroskiego tonu jej twarz nieco pobladła.
Nie. Ani Gunderlandczycy, ani my nie trzymamy niewolników. Robią to czasem Piktowie.
Obawiam się, że my jesteśmy zbyt prymitywni.
Zgadza się, to cywilizowany zwyczaj odrzekła, po czym dodała
stropiona: Ci mężczyzni wyglądają dziwnie.
Nie ogłoszono jeszcze początku walki, wciąż przyjmowano zakłady.
Zawodnicy obrzucali się tępymi spojrzeniami wybałuszonych oczu, ich palce nieustannie przesuwały
się po rękojeściach broni. Jeden z nich dygotał jak rasowy koń przed rozpoczęciem gonitwy. Mimo
młodego wieku Conan walczył
z przedstawicielami wielu narodów i wiedział, że niewiele z nich podziela stoicki stosunek
Cymmerianinów do walki na śmierć i życie.
To zmuszeni do walki niewolnicy, nie wojownicy powiedział.
To nienaturalne upierała się Kalia. Mam tylko jedno oko, ale wiem, kiedy ludzie się boją.
Tych dwóch nie czuje strachu, jedynie nienawiść i chęć posiekania przeciwnika na kawałki. Ludzie
zmuszeni do walki ze sobą nie zachowują się w ten sposób.
Co chcesz przez to powiedzieć? zapytał Conan z niepokojem.
Nie wiem. Chyba& przerwał jej okrzyk, nakazujący rozpoczęcie walki.
Rozległ się chóralny wrzask, gdy dwóch zawodników ruszyło na siebie.
Mimo odrazy do okazywanej przez tłum bezmyślnej żądzy krwi, Conan stwierdził, że walka go
fascynuje. Tak jak powiedziała Kalia, mężczyzni nie bali się. Obydwaj byli młodzi, dobrze
umięśnieni, odpowiadali sobie wzrostem i wagą. Walczyli agresywnie, obrzucając się mnóstwem
ciosów. Ich miecze miały zwężające się i zwrócone ku górze końce, były bardziej odpowiednie do
cięć niż sztychów. Tak też były używane.
Niewielkie tarcze blokowały większość ciosów, ale część osiągała cel.
Mężczyzni jak gdyby w ogóle nie zauważali, że są ranni, i nadal z zapamiętaniem wymachiwali
mieczami.
Dzielni głupcy! mruknął Conan. Zawsze wolałem atak od obrony, ale jaka to korzyść, jeśli
zrani się przeciwnika i samemu wezmie przy tym ranę?
Zobacz, jakie głębokie cięcie! powiedziała Kalia, zaciskając dłoń w rękawicy w pięść, gdy w
dole polała się krew. A mimo to zachowuje się, jakby tego nie zauważył!
W czasie walki często nie spostrzega się ran stwierdził Conan.
Dopiero pózniej człowiek czuje ból.
Nie przy takiej ranie zapewniła go Kalia. Patrz, zwalniają.
Przysięgłabym, że wyłącznie z powodu upływu krwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]