[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nawet narazić na śmieszność. Zresztą najpewniej było to przywidzenie albo przeciąg.
68
Na wszelki wypadek otworzył drzwi bardzo ostrożnie. Na strychu panowała kompletna ci-
sza. Myśląc coś niezbyt pochlebnego o kobietach w ogóle, a o swojej żonie w szczególności,
przekręcił kontakt; światło zabłysło na moment i zgasło, ale to wystarczyło, żeby zobaczył
coś, co wprawiło go w osłupienie. Pan Olber natychmiast zatrzasnął drzwi i oparł się o nie
plecami, oczywiście na wszelki wypadek. Powoli zebrał myśli. Myślą pierwszą było wrócić
do domu i udać, że nic się nie wątpliwie, żona miała rację, coś tam było i widziało. No, ale
przecież nie wypada. Nie, to nie byle co. Widział przecież na własne oczy żółte ślepia, które
błysnęły złowrogo jak u bazyliszka. Zebrał się w sobie i jeszcze raz otworzył drzwi zacho-
wując daleko posuniętą ostrożność. To coś rzuciło się już na jego żonę. On sam gotów był
wprawdzie stawić czoła o wiele grozniejszym stworzeniom, ale nie w szlafroku.
Gdy światło żarówki zalało pomieszczenie, poczuł się nieco pewniej. Tym razem wystar-
czył mu jeden rzut oka, żeby zorientować się, że jest to sprawka Stefana.
%7łona czekała na niego na schodach. Odczuwała wyrzuty sumienia, że pozwoliła pójść mę-
żowi samemu, ale usprawiedliwiała się przed sobą, że musi być przecież ktoś, kto w razie
czego wezwie pomoc.
Pan Olber miał zastanawiające spokojny wyraz twarzy i nonszalancko pobrzękiwał klu-
czami. Minął ją bez słowa.
Co to było? zapytała drżącym głosem zatrzaskując zasuwy, a nawet łańcuch, czego
zwykle nie robiła.
Ptak padła krótka odpowiedz.
Jaki ptak? O czym ty mówisz? była przekonana, że się przesłyszała.
Nie znam się na ptakach odpowiedział spokojnie pan Olber. To mogła być sowa albo
orzeł. Na pewno nie kura.
Orzeł na strychu? zdumiała się żona i zamarła w bezruchu z rozchylonymi ustami. Na-
gle zaświtała jej w głowie jakaś myśl. Spojrzeli na siebie wymownie i bez słowa udali się do
pokoju syna.
Stefan śnił właśnie, że jest z Martą w łódce. Tafla jeziora była cicha i gładka. Dziewczyna
pocałowała go w usta i patrząc z miłością i oddaniem powiedziała niespodziewanie grubym
głosem: Wstawaj natychmiast! Wstał posłusznie, łódka zachwiała się i poczuł, że wpada do
wody. Co to ma znaczyć?! krzyknęła Marta z łódki barytonem, w którym rozpoznał głos
ojca i nim dotknął stopami dna, zobaczył nad sobą twarze rodziców.
Mrugał oczami powoli wracając do przytomności.
Stefan, masz nam natychmiast wyjaśnić, co ten ptak tam robi! powiedziała matka.
Spokojnie przerwał jej ojciec. Na strychu jest ptak niewiadomego pochodzenia. Chcę
wiedzieć, co to znaczy!
To jest jastrząb powiedział Stefan przecierając oczy.
Widzisz, dobre sobie ojciec zwrócił się do matki on mówi, że to jest jastrząb. Dobrze,
że nie orzeł.
Matce było wszystko jedno.
Nie chcę słyszeć o żadnym jastrzębiu, dosyć już było nieszczęść w tym domu! zaprote-
stowała stanowczo matka. Miejsce jastrzębia jest w lesie albo w ogrodzie zoologicznym!
Spokojnie wtrącił ojciec. Matka ma rację. To niedopuszczalne. Sroka, to jeszcze ro-
zumiem, ale żeby jastrząb, do tego bez uzgodnienia z rodzicami, to jest kompletny brak dys-
cypliny.
Po tej sroce pół roku szukałam obrączki przypomniała sobie matka. A ten twój ja-
strząb mało mi nie wydziobał oczu.
To niemożliwe, ona jest ranna, ledwo się rusza zaprotestował Stefan.
Przecież nie powiedziałam, że mi wy-dziobał, ale zrobi to na pewno spuściła jednak
oczy.
A teraz melduj, jak to było rzucił ojciec.
69
Stefan opowiedział historię nie szczędząc detali. Twarz matki jakby nieco zmiękła.
Miałem jej pozwolić umrzeć? zapytał wreszcie.
Na dzwięk żeńskiego zaimka matka drgnęła gwałtownie.
Komu? jej głos zadzwięczał ostro.
To samica wyjaśnił Stefan. Pewnie będzie miała młode.
Matka spojrzała bezradnie na ojca. Wyobraziła sobie trójkę puchatych, kompletnie bez-
bronnych piskląt.
%7łeby mi to było ostatni raz! powiedział stanowczo pan Olber, jakby znajdowanie ran-
nych jastrzębi zdarzało się w tym domu nagminnie.
To znaczy, że ona może zostać? w głosie Stefana ozwała się nadzieja.
Tego nie powiedziałem powiedział ojciec spoglądając ukradkiem na matkę.
%7łebyście wiedzieli, że w życiu na strych nie pójdę, dopóki to straszydło tam będzie!
matka okrasiła to twierdzenie nadzwyczaj grozną miną.
W oczach Stefana pojawił się błysk triumfu.
Jastrząb wróci do lasu natychmiast, jak tylko będzie mógł latać zapowiedział ojciec
stanowczo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]