[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zupełnie. Wolę już teatr stopnicki, gdyż są przynajmniej na nim chłopi, szewcy,
krawcy, pisarze gminni, żydostwo, ta cała nędza intelektualna, zagrzebana w
błotach małych miasteczek, a tu też same nudy salonowe w innej tylko formie.
Można by dziś, przy końcu XIX wieku, pisać takie same satyry, jakie pisał
Naruszewicz sto lat temu. Taki pan Wacław *. Warto go wynieść na światło
dzienne, pokazać całemu światu, całej Polsce  i co by się .zyskało? Oto
szlachta uświadomiłaby się o stanie jego majątt.;, znalazłaby go kolosalnym, a
samego przyjaciela Moskali nazwałaby: miłym szałaputą...
Smutna, straszliwa dola. Przyglądam się ludowi i choć nie notuję tu pojedynczych
wrażeń, to jednak coraz częściej wracam na moją górkę z takim smutkiem, że nie
chce się nawet płakać. Wszystko podłe...
12 XII (środa).
Pan Z. w sobotę jeszcze wyjechał do Kielc, opakowany w futra i koce,
hermetycznie zamknięty w karecie jak dama. W ciągu tych kilku dni jego
nieobecności panuje bezkrólewie, anarchia nieopisana. Władza najwyższa
przechodzi
OLEZNICA, 1888
43
z rąk pana Jana w ręce pana Kuby, wrzask przekracza granice możliwe dla
dysonansu nawet i staje się nieustającą kocią muzyką. Jaśnie wielmożni panicze
biją  po pyskach" siebie wzajemnie i lokajów bez wzajemności, łamią krzesełka,
rozbijają szklanki, wyprawiają kocie muzyki pod drzwiami i oknami p. Graess,
klną, plują, rzucają na siebie kotletami. Chaos...
Dziś rano miałem zwykłą lekcję z panną Aucją w jej pokoju, gdy nagle rozległ się
płacz jakiś spazmatyczny, krzyk nieludzki i łoskot głuchy, jakby obalano szafy.
Po chwili wbiega do pokoju gospodyni z krzykiem niezmiernym, wołając na mnie:
 Panie! ratuj, pozabijają się!
Wybiegam przed ganek i zostaję jakby oczarowany sceną, jaka się rozgrywa na
środku gazonu. Pan Kuba kopie w nie dająca się nazwać część ciała  pana Jana,
którego trzymają za ręce trzej lokaje. Za chwilę  ostatni jednym szarpnięciem
wyrywa im się i kułakiem daje między oczy panu Kubie taki raz, że ten formalnie
nakrywa się nogami, zrywa się za chwilę i uderza w twarz jaśnie pana, lokaje
rozbiegają się w różne kąty... W tej minucie widzę bródkę pana Kuby w kułaku
pana Jana i obserwuję operacją tak zwanego  bicia w mordę".* Z nosów leje się
krew, z ust toczy się piana, kurtki i kożuszki rozlatują się w strzępy 
wreszcie rozlega się wstrętny, przejmujący, okrutny płacz mordowanego...
Porywam w pół pana Jana i wnoszę do pokoju, za mną pędzi pan Kuba, wyważa drzwi
i staje naprzeciwko mnie oblany krwią, z obłąkanymi oczami. Nie mogąc ich
rozbroić, staram się zamknąć za drzwiami pana Kubę, ten je wysadza z zawias. Pan
Jan dopada go w przedpokoju, uderza w twarz tak, że tamten obija się o
przeciwległą ścianę i pada twarzą na podłogę. Leży chwilę bez duszy, zrywa się
nagle i biegnie przez salon, sypialny, gabinet, za nim biegnie pan Jan i... ja.
Kuba zjawia się we drzwiach gabinetu z dubel-
44
DZIENNIKI, TOMIK XIX
tówką z odwiedzionymi kurkami. Wtedy... pan Jan jednym susem jest przy nim,
porywa go za gardło, wydziera broń, rzuca ją na kanapę, a Kubę niesie w rękach
na drugą, powala go i dusi. Nim zdołałem oderwać go  Kuba zaczął charczeć
śmiertelnie. Porywam za ręce pana Jana i wyrzucam za drzwi, Kuba wstaje  dziki,
straszliwy, z pręgami na szyi, z oczyma zaszłymi krwią, obłąkany, słania się po
pokoju, maca, nagle porywa krzesełko i pędzi. W stołowym pokoju dopędza
przeciwnika i zamachem chce go uderzyć krzesłem: rozbija je we drzwiach, za
jakimi schronił się jaś-nie panicz. Ja  wymykam się przez salon. W pokoju p.
Ja_-rosława spotykają się znowu i biją po twarzach. Wbiega nareszcie p. Jarosław
i we dwu rozbrajamy ich. Plują tylko na siebie i wymyślają od złodziejów et
consortes.
Posełają po strażników, aby wziąć do kozy pana Kubę. Policja zjawia się wreszcie
ku mej radości. Ostatecznie sprawa kończy się wyrzuceniem pana Kuby z posady
tzw.  rządcy", a raczej wstrętnego faclotum do sprzedawania lasu i sprowadzania
najładniejszych dziewczyn-prawiczek dla jaś-nie pana, które  obłapia"  papa, p.
Kuba i synowie, wzajemnie się z wrażeń uświadamiający dnie, następnego. Rzeczy
pana Kuby pakują na furmanki... On sam zjawia się, by zabrać małego Józia, o
którym pisałem obszernie w poprzednim dzienniku. Panowie Jan i Jarosław
zabreTiają go ruszać.
Pan Z. wkrótce po moim przyjezdzie, aby zaspokoić mię pod względem zagadkowości
istnienia dzieciaka, pieszczonego zupełnie na równi z prawymi dziećmi, wygłosił
sentencjonalnie:
 Jest to dziecko jednego z poprzednich moich rządców, jakiego bardzo lubiłem, i
Uliny, byłej gospodyni mojej.
Ja nie miałem nic przeciwko temu, tym bardziej że mię to mało interesowało.
Otóż, gdy młodzi jaśnie panowie oświadczyli, że dziecka brać nie wolno  pan
Kuba zawołał:
 Co? Wy mi nie dacie mojego dziecka? To moje dziecko, durnie... a!
OLEZNICA, 1888
45
 To cóż, że twoje? Milcz...
I zamilkł, ale zagadka rozwiązana została: ten mały Józio jest synem pana Kuby
i... nie Uliny, lecz... pięknej pani Józefiny. Pan Z. wypieszcza, rozpieszcza i
kieruje na lokaja nie swego syna, jak myślałem, lecz wnuka. Nic też dziwnego, że
pan Kuba, grożąc panu Janowi na odchodnym pięścią, wołał:
 Wiedz ty, podlecu, że ja tu więcej znaczę niż ty, że stary ciebie wygoni, nie
mnie. Popamiętasz ty mnie!
Pan Kuba w przystępie żałości, licho wie po co, wyłożył mi historią swego życia.
Jest synem chłopa, brat jego za rozboje i kradzieże poszedł w tych dniach na
Sybir, ojciec jest koniokradem. Otóż pan Kuba wychowywał się w kształcie lokaja
na salonach Oleśnickich, z lokaja awansował na kochanka panny Józefiny, a urząd
ten wprowadził go do serca ojca jego lubej. Od tej pory sypia razem z panem Z.,
rządzi nim i okrada naturalnie. Dziś rano upił się i bez powodu palnął w kark
pana Jana.
Warto jednak słyszeć odwrotną część: słyszeć popisy genealogiczne wygłaszane z
dżentelmeńska niedbale przez pana domu. Hrabia Turski mój teść, hrabina Załuska,
hrabia Kwi-lecki, hrabiowie Tarło, hrabianka Rostworowska, hrabina Ko-
morowska... Tymczasem nie żaden hrabia, lecz zwykły Kuba  bije w mordę" syna
hrabianki Turskiej, Kuba, mający to za sobą chyba, że jest pseudo-zięciem męża
hrabianki...
Ach, brudy... A biedna, nieszczęsna, czysta istota  panna Aucja? Im więcej jej
się przyglądam, tym więcej czuję jakiś żal i szacunek. %7łyje tu jak kwiatek na
gnoju. Czy pojmuje, mając rok szesnasty, wszystkie te cudzołóstwa, czy będzie
musiała domyślać ich się? Rozmowy jej braci, dwu-znaczniki nawet jej ojca,
mówione przy niej w konwersacji z synami. Biedna po stokroć... Zwiat ją obrzuci
błotem, jeśli wychowana przez takiego ojca, w gronie tych ludzi  upadnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl