[ Pobierz całość w formacie PDF ]
córki. Kundel podwórzowy uganiający się za rasową suką z rodowodem.
Najgorsze, że ją też lubił. Na początku, gdy tylko jej pragnął, wszystko było bardzo
proste. Albo potrafił sobie wmówić, że tylko o to chodzi. Przez jakiś czas mógł tolerować fakt
zakochania się w niej, ale to, że mu na niej zależało, wpędzało go w popłoch.
Z pewnością mógłby przekonać samego siebie, że zakochał się raczej w wizerunku
kobiety niż w niej samej. Piękno fizyczne, klasa, nieprzystępność. Był to rodzaj wyzwania,
ryzyko, które podjąłby z zadowoleniem. Tymczasem ona otworzyła się przed nim i za
każdym razem, gdy znalazł się w jej pobliżu, odsłaniała mu coraz więcej siebie.
Podziwiał jej życzliwość, poczucie humoru, konsekwencję, z jaką dążyła do celu, a
także rozsądek.
Teraz ta flirciara w niewinnym ciele doprowadzała go do szaleństwa. A jemu się to
podobało.
- Poczęstuj się jeszcze, Brianie.
- Będę żałował, jeśli się skuszę - powiedział, ale przyjął dużą porcję, którą
proponowała mu Adelia. - A jeszcze bardziej, jeśli nie. Jest pani wspaniałą kucharką, pani
Grant.
- Prosiłam cię, żebyś mówił mi Dee. Przedtem gotowała Hanna - nasza gospodyni.
Mieszkała z Travisem dłużej ode mnie. Gdy kilka lat temu przeszła na emeryturę, nie
chciałam nikogo innego, obcej kobiety, która byłaby w domu dniem i nocą. Pomyślałam, że
lepiej nauczę się gotować coś poza rybą i frytkami, zanim wszyscy umrzemy z głodu.
- Przez pierwsze sześć miesięcy prawie umieraliśmy - zauważył Travis, za co został
ukarany spojrzeniem spod przymrużonych powiek.
- Jasne, i właśnie dlatego nauczyłeś się radzić sobie z tym wymyślnym grillem w
ogrodzie, prawda? Ten facet jest zepsuty do szpiku kości. Założę się, że ty potrafisz nawet
przygotować dla siebie posiłek, Brianie.
Brian podrapał od niechcenia brzegiem buta Sheamusa, który chrapał pod stołem.
- Gdybym nie miał wyboru.
Wychwycił przeciągłe spojrzenie, które rzuciła mu Keeley znad kieliszka z winem. W
odruchu obronnym zwrócił się do Travisa:
- Słyszałem, że lubisz od czasu do czasu zagrać partyjkę pokera.
- Owszem.
- Chłopcy wspominali coś o jutrzejszym wieczorze.
- Może wpadnę - chodzą słuchy, że jesteś trudnym przeciwnikiem.
- Jeśli zamierzasz grać w karty - wtrąciła Adelia - powinieneś zaprosić Barta. Może
wówczas Keeley, Erin i ja znajdziemy równie niemądre zajęcie na wieczór.
- Zwietny pomysł. Jeszcze trochę wina, Brianie? - Keeley sięgnęła po butelkę, unosząc
brwi. Choć kuszący pomruk w jej głosie był ledwie słyszalny, on go zarejestrował.
- Nie, dziękuję. Mam jeszcze sporo pracy.
- Pójdę z tobą, gdy skończysz jeść - powiedział Travis. - Chciałbym rzucić okiem na tę
klacz z kolką.
- Idzcie sobie obaj. My zajmiemy się sprzątaniem. Travis uśmiechnął się psotnie jak
chłopczyk.
- Pomocnik niepotrzebny?
- Pracy mamy niewiele, możesz nadrobić jutro. - Wstała, żeby sprzątnąć ze stołu, i
pocałowała męża w skroń. - Idz, idz, wiem, że się o nią martwisz.
- Dziękuję za pyszną kolację - rzekł Brian.
- Bardzo mi miło.
- Dobranoc. Keeley.
- Dobranoc, Brianie. Dzięki za przejażdżkę.
Adelia poczekała, aż mężczyzni wyjdą, po czym powiedziała do córki:
- Keeley, nigdy nie podejrzewałabym cię o takie zachowanie. Dręczysz tego biednego
chłopaka.
- Ten chłopak wcale nie jest biedny. - Zadowolona z siebie Keeley odłamała
kawałek chleba. - Dręczenie go sprawia mi wielką przyjemność.
- Hm, nie ma prawdziwej kobiety, która by się z tym nie zgodziła. Uważaj jednak,
żebyś go nie zraniła, kochanie.
- Zranić go? - Keeley wstała, by pomóc matce przy sprzątaniu. - Nie zranię go. Nie
potrafiłabym.
- Nie wiesz, co zrobisz albo co potrafisz zrobić. - Adelia pogłaskała córkę po policzku.
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Jednak niezależnie od tego, jak dużo będziesz umiała,
nigdy nie zrozumiesz, co dzieje się w głowie mężczyzny.
- Wydaje mi się, że wiem całkiem niezle, co dzieje się w głowie tego konkretnego
mężczyzny.
Adelia otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, po czym je zamknęła. Wiedziała, że
pewnych rzeczy nie da się wyjaśnić. Trzeba je przeżyć.
ROZDZIAA 7
Brian poznał drogi wiodące z Marylandu do Wirginii Zachodniej tak dobrze, jak znał
drogi w hrabstwie Kerry. Autostrady, którymi samochody mknęły jak małe rakiety, kręte
boczne drogi były teraz częścią jego życia; a wszystko to sprawiało, że czuł się tu coraz
bardziej swojsko.
Zielone wzgórza przywodziły mu czasami na myśl Irlandię. Nostalgia, jaką odczuwał
w takich chwilach, zaskakiwała go, ponieważ nie uważał się za człowieka sentymentalnego.
Kiedy indziej jezdził krętymi drogami wzdłuż wijących się strumieni, a okolica była zupełnie
inna. ze swymi gęstymi lasami i skalnymi ścianami. Niemal egzotyka. Zadowolenie, które
[ Pobierz całość w formacie PDF ]