[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nieprawdopodobne! Wymeldował ją z hotelu, zapłacił za jej pobyt - zresztą o tym
rachunku wolała nie myśled - a teraz spodziewał się, że przyjedzie do niego i
zatrzyma się w jego położonym nie wiadomo gdzie domu. Co on sobie wyobraża, za
kogo się ma?
Chociaż, między Bogiem a prawdą, to on może dyktowad warunki i tylko od jego
dobrej woli zależy ich ewentualna współpraca...
ROZDZIAA TRZECI
Gdyby była w innym stanie ducha, z pewnością byłaby zachwycona pięknem
rozciągających się wzdłuż drogi bajkowych krajobrazów. Ale teraz przede wszystkim
musiała się skoncentrowad na jezdzie - po raz pierwszy przyszło jej prowadzid
samochód w ruchu prawostronnym, co wcale nie było takie proste. Poza tym jej
myśli dalekie były od niefrasobliwości.
Czuła się jak marionetka. Liam pociągał za sznurki, a ona musiała posłusznie
wykonywad jego polecenia. Co też mu takiego wypadło, że musiał tak spiesznie
opuścid hotel? Diana była zupełnie niezorientowana, zresztą i tak było za pózno, by
ją przycisnąd do muru - już pojechała na lotnisko, skąd miała samolot do Anglii.
Wydarzenia toczyły się za szybko, zaskakiwały ją. Nie była zadowolona ich obrotem,
wolałaby nie jechad do tej jego willi. Skrzywiła się. Strawiła tyle czasu na
poszukiwania Edwarda, a nawet nie wpadła na trop jego domu na wyspie. Co za
facet!
I z kimś takim będzie musiała się jakoś porozumied. Miała dużo dobrej woli, ale
podświadomie czuła, że przyszłośd może okazad się trudniejsza, niż przypuszczała.
W dodatku nie mogła pogodzid się z tym, że jest manipulowana.
Droga ciągnęła się w nieskooczonośd, chod było to raczej jej subiektywne odczucie
niż stan faktyczny, bo sądząc po liczniku, nie ujechała daleko. Od czasu do czasu
zerkała na otrzymaną od Diany mapkę, szukając miejsca, w którym powinna zjechad
z głównej drogi.
Willa Liama była usytuowana na zachodnim brzegu na skraju miasteczka.
Dochodziła pora lunchu, gdy dotarła do pierwszych zabudowao. Daremnie
wypatrywała tabliczki z trudną do wymówienia nazwą willi.
A niech go diabli! - rozezliła się w duchu. Gdzie on ją wyprowadził? Nie ma nawet
pojęcia, gdzie się znajduje, nie zna ani słowa w tutejszym języku!
Przejechała miasteczko, nim zorientowała się, że musiała przegapid drogowskaz.
Tak urzekł ją widok schodzących tarasami ku morzu, zatopionych w zieleni
domków, że przez moment zapomniała, po co tu przybyła.
Była cała mokra, kiedy wreszcie udało się jej zawrócid. Tym razem bez problemów
dostrzegła drogowskaz. Przez moment wydawało się jej, że znów coś pomyliła, bo
boczna droga zaczęła schodzid w dół, ale po chwili spośród drzew wyłoniło się nieco
zaniedbane domostwo. W porównaniu z luksusowym hotelem dom prezentował się
dośd marnie, ale nazwa się zgadzała. Zresztą nieważne, może ktoś, kto tu mieszka,
wskaże jej właściwą drogę. Jeśli tylko właściciel będzie w domu.
Zadzwoniła kilka razy, ale nikt nie odpowiedział. Poczuła wzbierającą w niej złośd.
Jechała według planu i wszystko, łącznie z nazwą willi, się zgadzało. Nie ma zamiaru
jezdzid po całej wyspie w poszukiwaniu Liama. Nie dośd, że wymeldował ją z hotelu
- wprawdzie opłacił jej rachunek, ale był to tylko kolejny policzek - to teraz ściągnął
ją tutaj. Nie ruszy się z miejsca, póki on się tu nie pojawi!
Jeżeli w ogóle do tego dojdzie... Zawsze była możliwośd, że wcale tu nie przyjedzie,
że na darmo objechała wyspę. Może...
- Chodz, ochłodz się w basenie. .Widzę, że upał dał ci w kośd - znienacka dobiegł ją
znajomy głos.
Odwróciła się gwałtownie i poczuła, że się rumieni. Liam, jedynie z ręcznikiem na
biodrach, stał i przyglądał się jej uważnie. Złociste włoski na jego piersi lśniły w
słoocu, pod gładką skórą widad było napięte mięśnie. Wyglądał bardzo męsko,
nawet trochę niebezpiecznie - jak pogromca czyhający na ofiarę.
Za to ona była w fatalnej formie i tak też się czuła.
- Prawie godzinę szukałam tej cholernej willi - powiedziała ze złością, nieco
przesadzając. - Wcale nie jest przy głównej drodze. - To stwierdzenie nie mijało się z
prawdą: przejechała prawie kilometr, nim w oddali zamajaczyły zarysy domu.
- Bo tak miało byd - odrzekł z leciutką drwiną w głosie. - Chodziło mi o to, by
mieszkad z dala od oczu ciekawskich ludzi.
Podzielała ten pogląd, ale nie miała zamiaru przyznawad mu teraz racji.
- No dobrze - wróciła do rzeczy. - Przyjechałam - dokooczyła z gniewnym błyskiem
w oczach.
- Widzę. - Popatrzył na nią taksująco.
Wiedziała, że wygląda okropnie. Bladozielona letnia sukienka była cała pomięta i
oblepiała jej ciało. Kosmyki włosów, które wymknęły się spod spinki, falowały jej
nad czołem i na karku. Ale to wszystko była jego wina. W dodatku była głodna. W
hotelu zjadła tylko lekkie śniadanie, a po drodze było jej szkoda czasu na
zatrzymywanie się na lunch. Humor też miała fatalny.
- Mamy sprawy do omówienia - powiedziała cierpko, czując nasilający się ucisk w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]