[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pani tak daleko ode mnie odbiegła, że my obecnie dwa różne światy...
Niby dlatego, że pan pochodzi z ludu, czy jak?...
Z ludu, to jest gładkie omówienie rzeczywistej mojej przynależności
rasowej. Jestem po prostu chłopem. Zupełnie się tego nie wstydzę. Wierzę
w swoją rasę i jej siłę żywotną, wierzę w jej przyszłość.
Tylko nie wierzy pan widocznie w samego siebie rzekła Kasia
Podrażniona. Poznałam pana wiedząc wszakże, że pan jest chłopem,
oceniłam pańską wartość duchową i ofiarowałam mu z całego serca płynącą
najgłębszą przyjazń moją. Gdzież jest ten mur wynaleziony przez pana
między nami? Czyż on istnieje?
Patrzyła mu w oczy z serdecznym wyrzutem.
Andrzeja ogarnął wstyd. Więc tak spełnił swoje postanowienia, by się
przed nią nie zdradzić?
Opamiętał się w jednej chwili.
Wyciągnął do niej ręce, a gdy podała mu swoje, żywym, szczeryid
ruchem, przycisnął je do ust, hamując wzburzenie.
Jestem tylko wdzięczny za hojny dar pani przyjazni, za tę...
najmiłościwszą łaskę pani dla mnie. Czcić ją potrafię, proszę mi wierzyć|
nadal i zawsze.
Oto już wszystko! oto wszystko na co ją stać względem mnie wołał
mu w duszy głos okrutnej prawdy.
Kasia odczula w nim jakiś zgrzyt. Ból i gorycz były w jego głosie.
Onieśmieliło ją to do niego.
Panie Andrzeju...
W słowach tych zadrgała po raz pierwszy fałszywa nuta jakaś. Prawie
szczęśliwi byli oboje ujrzawszy Tomka.
Dębosz puścił ręce Kasi i odsunął się dalej.
RS
105
Tomek opowiadał im swoje wrażenia zdobyte przy pomniku Kilińskiego,
oni oboje milczeli.
Wracali tramwajem słuchając coraz nowych zachwytów Tomka.
Odpowiadali na jego nieustanne pytania, ale tak samo Kasia jak i Dębosz
myśleli tylko jedno o drugim. Myśli ich były nieco odmiennej barwy i
treści, lecz niezbyt odległe od siebie. Dębosz objaśniał co| Tomkowi
zwrócony w stronę ulicy, Kasia przyglądała mu się uważnie. Silny jego
profil i rysy wydatne, nieregularne, miały w sobie szczególną szlachetność.
Pomiędzy mocną brwią fałda pionowa, zarysowała sia skupioną głębią
myśli. Wysokie czoło nosiło znamiona inteligencji i odwagi, może nawet
byłyby dumne gdyby nie smutek przyczajony w oczach, który łagodził
dumę i zmieniał ją raczej w jakąś niedostępność natury na wskroś męskiej.
Usta świeże podkreślone cienką linią i podstrzyżonych wąsów miały w
sobie pewną zaciętość, znamionującą charakter zwarty i zamknięty w sobie.
Ale nie były pozbawione zmysłowości i wdzięku. Całą postać Andrzeja
cechowała prawie brutalna] siła. Wysoki i mężny w ramionach był jednak
dziwnie zręczny jaw wygimnastykowany sportowiec. Cerę miał opaloną,
prawie śniadą przy bardzo ciemnych włosach i oczach szarych jak
szmelcowana stal. Kasiai przesuwając wzrok swój po nim skonstatowała
teraz dopiero, że sia zmienił od owych czasów studenckich, kiedy
promieniował pogodą. Dziś tę pogodę zatracił zupełnie. Był w nim
nienaturalny smutek i to dodawało mu powagi, wzmacniając bardziej
wrażenie jego siły i energii. Ten człowiek nakazywał dla siebie szacunek.
Można było na nim polegać z zaufaniem nieograniczonym. Cicha radość
bardzo zbliżona do uczucia szczęścia rozjaśniła duszę Kasi z powodu, że on
jest jej przyjacielem... Czy... tylko przyjacielem?!
Pytanie to wytrysło nagle jak zródło gorące i oblało ją warem. Uczuła
brak tchu w piersiach. Zerwała się z ławki gwałtownie, z wrażeniem, że
płonie w niej jej własna krew.
Andrzej powstał także zdziwiony, ale Kasia opanowała się, usiadła i
odwróciła od niego spłoszone oczy.
Myślałam, że to nasz przystanek rzekła bezradnie. Andrzej nie
uwierzył, zrozumiał, że poderwało ją coś innego, jakieś uniesienie, lub jedna
z tych myśli, które bywają niekiedy udarem obucha. Nie pytał, ale czuwał
nad nią, bo widział w niej niezwykłe podniecenie, nawet lekką trwogę.
Jeszcze chwila i Dębosz powstał pochylając się do Kasi.
Teraz wysiadamy.
Wyszła razem z nim ogłuszona, jeszcze nie władająca sobą. Zdobyta
podświadomość nie zdarła ostatniej zasłony, pozwoliła nawet na lekkie
RS
106
oburzenie na siebie samą za insynuacje tego rodzaju, ale ten podszept już w
jej duszy tkwił jak grot, już go w sobie czuła całą swą istotą. Zanim weszli
do jej mieszkania, Kasia prawie jednym rzutem oka przejrzała całą ich
ostatnią rozmowę w parku, słowa Andrzeja, zachowanie się jego, wyraz
jego oczu, i skurcz na jego twarzy. A przedtem jego bytność w Kromiłowie
w zimie, listy... wreszcie dawne ich czasy lwowskie i znowu Wenecja,
Neapol...
Z lękiem już mniej groznym niż w pierwszej chwili skierowała się ku
kryteriom własnej duszy. Ale oto weszli do pensjonatu i niewysłowiony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]