[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- spojrzała na podwójne łóżko Dany w jej pokoju, a następnie na pudło z
materacem, które cały czas leżało na środku salonu - stoi tu duże łóżko,
świetnie nadające się dla dwojga, a mimo to pojawiło się nowe, i to bardzo
niedawno.
- A, to... - Dana desperacko szukała jakiegoś wiarygodnego
wytłumaczenia.
- Całkiem niedawno - powtórzyła Tiffany z naciskiem. - Równie
niedawno jak Zake.
Dana kątem oka dostrzegła, że w kuchni coś się rusza. Na śmierć
zapomniała, że tuż przed Tiffany do domu wpadł pies.
- To materac psa - rzuciła pospiesznie.
- Dana nie czuje się ostatnio najlepiej, lekarz zalecił jej dużo spokoju i
wypoczynku. - W tej samej sekundzie Zake zaczął opowiadać zupełnie inną
bajeczkę.
Tiffany spojrzała najpierw na jedno, potem na drugie, a wreszcie na
pona
ous
l
a
d
an
sc
psa.
- Słyszałam o tym, że niektórzy mężowie wylatują za karę z łóżka, ale
żeby zmuszać ich do spania na posłaniu psa? A swoją drogą, czyj to
zwierzak?
- Nasz - odparł stanowczo Zake.
- Rany, co się z tobą dzieje, Zake? %7łona, piesek, a gdzie twoje kapcie?
Zwierzak najwyrazniej wyczuł, że o nim mowa, bo wszedł między
małżonków i oparł swoją olbrzymią głowę na kolanach Dany. Zake przez
chwilę mu się przyglądał, po czym chwycił go za obrożę i odprowadził do
drzwi.
- Zake chce zamienić jaguara na bardziej rodzinne auto - mruknęła
Dana do Tiffany. - Pewnie nie wiesz, że co niedziela jezdzi na mecze piłki
nożnej. Sędziowanie stało się jego pasją.
Zake na moment zastygł w miejscu, jak gdyby stworzona przez Danę
wizja zupełnie go poraziła. Miałby biegać po boisku z gwizdkiem w zębach?
Nie, Dana za dużo sobie pozwala.
Po chwili doszedł do siebie, położył rękę na klamce, by wyrzucić na
podwórko psa, gdy nagle w otwartych drzwiach pojawiła się Connie. Na
ułamek sekundy wszyscy, łącznie z psem, zamarli w bezruchu. Wyraz
zdumienia, jaki odmalował się na twarzy Connie, byłby komiczny, gdyby
nie groza sytuacji. Jeszcze chwila, a może dojść do katastrofy. Nieświadoma
niczego Connie gotowa ich wpakować w niezłe kłopoty. Dana prześliznęła
się obok Zake'a i niemal wypchnęła Connie na zewnątrz.
- Co ty tutaj robisz? Wybierałaś się z mężem na kolację. Wasza
rocznica...
- Owszem, wybierałam się, ale mamy. problem. - Connie wskazała
kciukiem kogoś za plecami. Dana dopiero teraz zauważyła młodziutką
pona
ous
l
a
d
an
sc
dziewczynę. - Alison przyjechała na turniej, ale nie może spać w
dormitorium z resztą uczestników.
- A dlaczego nie? - spytała Dana nieco poirytowanym głosem.
Dziewczyna podeszła bliżej. - Mam astmę i mama, bojąc się, że
dostanę ataku, nalega, bym była pod stałą opieką. A przecież w domu sama
pilnuję, żeby zawsze mieć przy sobie inhalator, i w ogóle.
- Rozumiem jej obawy. Ale czy wasza grupa nie ma opiekuna?
- Mamy, ale to mężczyzna. A poza tym mama zupełnie nie ma do
niego zaufania. Boi się, że gdybym dostała ataku duszności, wpadłby w
panikę i zupełnie stracił głowę.
- Rozumiem. Connie, dlaczego nie wiedziałyśmy o tym wcześniej?
- Wiedziałyśmy - przyznała Connie. - Lub przynajmniej powinnyśmy
wiedzieć. List, w którym mama Alison prosiła o zwrócenie szczególnej
uwagi na córkę, przyszedł w zeszłym tygodniu, ale potem skrzynkę z pocztą
wyniesiono z pokoju wraz z innym sprzętami i w natłoku innych spraw
zapomniałam o nim na śmierć.
Dana nie miała pretensji do Connie. Na dobrą sprawę dziwne było to,
że tego rodzaju wpadki nie zdarzały się częściej. Starała się wszystko tak
organizować, by studenci nie musieli korzystać z pomieszczeń biurowych.
Lecz w Dressler Hall było tak mało miejsca, że często, zwłaszcza podczas
dużych imprez, wynoszono z biura wszystkie sprzęty i zamieniano pokój na
przykład na salę konferencyjną. Zawsze wtedy coś ginęło.
- Przypomniałam sobie o tym liście dopiero w chwili, gdy opiekun
grupy zapytał mnie po imprezie, gdzie umieściliśmy Alison - powiedziała
łamiącym się głosem Connie. - Jest mi strasznie głupio, ale naprawdę nie
wiem, co z nią teraz zrobić. Ta nasza rocznica...
- A może profesor Wells? Ona ma duży dom - starała się znalezć
pona
ous
l
a
d
an
sc
rozwiązanie Dana.
- A w nim sześć kotów - przypomniała jej Connie. - Alison ma
uczulenie na kocią sierść.
- A jak jest z psami? Masz alergię na psią sierść?
- Nie, nie miałam z tym żadnych kłopotów - odparła po krótkim
namyśle dziewczyna, poklepała psa, a on odpowiedział jej wesołym
machnięciem ogonem.
- W takim razie zapraszam cię do siebie - powiedziała Dana z
rezygnacją. - Ale muszę cię uprzedzić, że nie jest to czterogwiazdkowy
hotel. Masz jakąś torbę?
Alison poszła po bagaż, a Connie zwróciła się do Dany:
- Przepraszam cię za wszystko, za to niedopatrzenie i zamieszanie...
- Daj spokój, nie ma o czym mówić. Wracaj do siebie, bo mąż gotów
się rozmyślić. - Przytrzymała drzwi i wpuściła do środka dziewczynę. - Czuj
się jak u siebie w domu, Alison - uśmiechnęła się do gościa. Zake i Tiffany
wciąż trwali dokładnie w tych samych miejscach, i gdyby nie Lou, która
siedziała na poręczy kanapy i z zaciekawieniem przyglądała się
przedstawieniu, można by pomyśleć, że czas również stanął w miejscu.
Pani prezes spojrzała na zegarek. Bardzo drogie, wysadzane
brylantami cacko.
- Muszę lecieć. Mój dostawca czeka już na mnie w restauracji -
stwierdziła.
- W takim razie nie będę cię zapraszał na pieczeń - powiedział Zake.
- Którą to pieczeń Zake przyrządził na cześć naszego gościa -
improwizowała w nagłym natchnieniu Dana. -Alison, mam nadzieję, że
możesz spać na dmuchanym materacu. Jak widzisz, w domu nie ma
warunków do przyjmowania gości, dlatego też Zake kupił to spanie.
pona
ous
l
a
d
an
sc
Specjalnie dla ciebie. - Spojrzała na Zake'a. - A ty przestań wreszcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl