[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Co tu się rano działo? Maggie udała, że nie rozumie.
 A co się miało dziać?
 No, te tłumy czekające w rejestracji na Bena...
 Ach, o to ci chodzi.
 Dlaczego się spóznił?  drążył Jon.
 Ratował psa na klifach.
 Psa?  Jon zrobił wielkie oczy.
 Tak, psa. Tylko tyle.
 To skąd ta cała panika?
 Panika? Widziałeś tam jakąś panikę?
 Na przykład na twojej twarzy, kiedy przebiegałaś obok moich drzwi. Myślałem, że
kogoś zamordowano, a potem usłyszałem od dziewczyn, że policja szuka Bena.
 Nic takiego się nie stało, Jon, uwierz mi  oświadczyła Maggie.  Mogło, ale się nie
stało...  Urwała, bo w tym momencie otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł Ben.
 O wilku mowa  skonstatował Jon.  Jakie to uczucie być bohaterem, Ben?
 Nie wiem  odparł Ben.  Nigdy nim nie byłem.
 Po co ta skromność!  Jon uśmiechnął się.  Pewien pies okrzyknął cię bohaterem i
ślubował dozgonną wdzięczność.
Ben wzruszył ramionami i nalał sobie kawy.
 Czyj to w ogóle był pies?  spytał Jon.  Kogoś znajomego?
 Starego Percy ego  mruknął Ben.
 Ten kundel?  Jon roześmiał się.  Jak już ratować kogoś z narażeniem życia, to niech
to przynajmniej będzie jakaś ponętna studentka.
 Też bym wolał  mruknął Ben.
Jon, chichocząc pod nosem, dopił kawę, wstał i z czasopismem pod pachą opuścił pokój.
 On się nigdy nie zmieni, prawda?  odezwała się Maggie z westchnieniem.
Ben pokręcił głową i upił łyczek kawy.
 Dobrze, że zostaliśmy sami, Maggie  powiedział.  Chciałem właśnie zamienić z tobą
słówko na osobności.
 Jakieś problemy?  spytała, ściągając brwi.
 Jeszcze nie wiem. Był u mnie dzisiaj Nigel Greening.  Urwał, szukając odpowiednich
słów.  Wspomniał, że jedna z jego nauczycielek martwi się o Joshuę Barnesa.
 Syna Aimee? A co z nim?
 Podobno się zmienił.
 W jakim sensie?
 Stał się dziwnie zamknięty w sobie.
 Ciekawe, z jakiego powodu  zastanowiła się powoli Maggie.  To niepodobne do
Joshui.
 Barnesowie są twoimi pacjentami, prawda?  spytał Ben, a kiedy skinęła głową, podjął:
 Mają jakieś kłopoty?
 Nic mi na ten temat nie wiadomo  odparła.  Na pewno nie małżeńskie.
 W tych sprawach nigdy nie można mieć pewności.
 To prawda  przyznała.  Może koledzy z klasy mu dokuczają  dorzuciła.
 Może  przyznał.  Jeśli tak, to nauczycielka, skoro już dostrzegła zmianę w jego
zachowaniu, pewnie zwróci teraz na to uwagę.
Maggie milczała przez chwilę, obracając w dłoniach kubek.
 Mam porozmawiać z Aimee?  spytała w końcu.
 Gdybyś mogła. Ale dyskretnie, w luznej rozmowie, żeby się nie zorientowała, do czego
zmierzasz.
 Zobaczę, co da się zrobić.  Wstała, dopiła kawę i ruszyła w kierunku drzwi.  Muszę
już iść.
 Maggie...  zaczął Ben. Zatrzymała się i odwróciła.
 Słucham?
 Przepraszam, że tak cię rano wyprowadziłem z równowagi.
 Nie ma za co, Ben. Chyba zbyt histerycznie zareagowałam.
 Mimo wszystko.  Ben wzruszył ramionami.  Zachowałem się nieodpowiedzialnie.
Nie przypuszczałem, że ktoś może się o mnie tak martwić.
 To teraz już wiesz.  Uśmiechnęła się.  Bardzo cię lubimy, Ben. Pamiętaj o rym.
 My?  Uniósł pytająco brwi.
 Tak, ja... i dzieci...  Spuściła wzrok.  No i oczywiście wszyscy tutaj  dodała.
 Aha, rozumiem.  Uśmiechnął się i wstał.  Weekend pięknie nam się udał, prawda?
 Tak, było wspaniale. A ja ci jeszcze nie zdążyłam podziękować. Dzieci też są
zachwycone.
 Nawet Jessica?
 Nawet ona  odparła z przekonaniem Maggie.
 Bałem się, że spacery i pikniki już jej nie bawią.
 Teoretycznie, może. Ale nie ma to jak praktyka. A twoje pociechy?
 O, setnie się ubawiły. Nie chciały wracać do domu. Zwłaszcza Richard.
 Ten układ musi być dła was trudny. Jak ty to wytrzymujesz?
Ben westchnął.
 Muszę. Nie mam wyboru.
 A nie myślałeś o tym, żeby wystąpić o przyznanie ci opieki nad dziećmi?
 Mam im wywracać świat do góry nogami?
 A kto powiedział, że nie byłoby to z korzyścią dla nich...
 Sam nie wiem.  Ben pokręcił głową.  Przyznaję, zastanawiałem się nawet, czy nie
poprosić Claire, żeby pozwoliła im spędzać ze mną więcej czasu.
 Myślisz, że nie wyraziłaby zgody? Ben parsknął śmiechem.
 Z Claire nigdy nic nie wiadomo.
 Ja na jej miejscu zgodziłabym się bez szemrania  powiedziała Maggie, ruszając do
drzwi.
 Wierzę ci  mruknął.  Ale Claire to nie ty, Maggie. Zejdę z tobą na dół  dodał.  Mam
kilka wizyt domowych.
Poczekalnia opustoszała, nawet przed gabinetem zabiegowym nie było ani jednego
pacjenta. Maggie, pożegnawszy się z Benem, weszła tam, by porozmawiać z Aimee.
 No i jak tam pierwszy dzień pracy po powrocie z urlopu?  zagaiła.
 Zwietnie.  Aimee uśmiechnęła się promiennie.
 Ręka nie boli?
 Troszeczkę  przyznała Aimee.  Ale da się wytrzymać  dodała pośpiesznie.
 Nie wolno ci jej forsować  powiedziała Maggie i zmieniła temat.  A jak tam w domu?
 W domu?  Aimee ściągnęła brwi.  Nie rozumiem.
 Pomagają ci?
 Wie pani, jakie są dzieci. Zawsze mają coś ważniejszego do roboty, na przykład trening
piłkarski albo oglądanie nowego filmu na wideo.
 A Denis, pomaga ci?
 Naturalnie. Denis jest wspaniały. Dobrze trafiłam.
 To się cieszę.
Wyglądało na to, że w rodzinie Aimee wszystko układa się normalnie. Jeśli tak w istocie
było, to przyczyną zmiany w zachowaniu Joshui może być jakiś czynnik zewnętrzny, może
jakieś kłopoty w szkołę. Maggie uznała, że należy zbadać sprawę od tej strony.
 Mamusiu, a może urządzilibyśmy przyjęcie przy ognisku?  spytała przy kolacji
Jessica.
 No właśnie!  podchwycił William.  Ale by było fajowo.
 Czy ja wiem...  Maggie zawahała się.
 Proszę! Od tak dawna nie było u nas żadnego przyjęcia!
 Jessica przybrała błagalny ton.
 Chyba wiesz, dlaczego, Jessiko  rzekła cicho Maggie.
 Tak, wiem.  Jessica zachmurzyła się.  Ale tatuś bardzo lubił przyjęcia i na pewno nie
miałby nam za złe.
 To prawda  przyznała Maggie.
 To urządzimy to przyjęcie?  Jessice zabłysły oczy.
 Moglibyśmy zaprosić Richarda i Emmę, i zaprosiłabym jeszcze Sophie z Maksem.
Maksem Price em... mogłabym go zaprosić, prawda?
 Masz na myśli syna Jackie?  Maggie spojrzała na córkę badawczo.  No, chyba byś
mogła...
 To załatwione?
 Cóż, myślę, że pora otworzyć drzwi przed gośćmi  uznała Maggie.  Ale czy to zaraz
musi być przyjęcie przy ognisku? Kto by je rozpalił? Nie ma przecież taty.
 Ben mógłby to zrobić  podsunęła Jessica.
 Albo tato Josha Barnesa  zaproponował z powagą William.  Jest strażakiem.
 Kolegujesz się z Joshem?  spytała Maggie.
 Jeszcze jak  odparł William.
 No, zobaczymy.  Maggie westchnęła. Dzieci zerwały się od stołu i rozbiegły do
swoich pokojów, by kończyć zadane lekcje.  A co ty myślisz o tym przyjęciu przy ognisku,
Ingrid?  zwróciła się Maggie do służącej, kiedy sprzątały ze stołu po kolacji.
 Po mojemu, to bardzo dobry pomysł  odparła Ingrid.
 Jessica ma rację. Do tego domu musi wrócić znowu śmiech i zabawa.
 Przyszło mi do głowy  powiedziała powoli Maggie  że moglibyśmy zaprosić personel
przychodni z rodzinami, tacy byli dla mnie dobrzy przez ostatni rok, a dzieci zaprosiłyby
przyjaciół ze szkoły.
 Ja pomogę w przygotowaniach  zaoferowała się Ingrid.  Jest jeszcze trochę czasu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl