[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czy, ale dziś potrafię wyrecytować zaledwie jes uzum em, du
uzum es, na uzum e, aby ze wstydem stwierdzić, że gdzieś
w mojej głowie przepadły bez śladu wszystkie formy licz-
by mnogiej wraz z odpowiadajÄ…cymi im zaimkami. Nie
mówiąc o czasie przeszłym. Jeszcze jeden powód, żeby nie
ufać własnej pamięci. Niedobrze bo nie ze wszystkimi
problemami można sobie poradzić w tak prosty sposób jak
z niebieską ścianą w pokoju Warudżana.
Do miasteczka Asztarak położonego u stóp Aragacu, nie-
co poniżej wsi Biurakan tej samej, w której odbyła się
pamiętna od tej pory konferencja astronomiczna poje-
chałem nie po to, by wędrować śladami Mandelsztama.
I nie w tym celu wybrałem się do samego Biurakanu, gdzie
poeta zajechał konno w drodze na wulkaniczny szczyt,
wówczas zwany jeszcze Ałagezem, żeby pózniej zanotować
z właściwą poetom problematyczną śmiałością: Przedni
koń wybijał kopytami ruble i jego szczodrość nie miała
granic. Przy łęku mojego siodła dyndała nieoskubana kura,
którą zarżnięto rankiem w Biurakanie. Od czasu do czasu
koń pochylał się ku trawie i jego szyja wyrażała pokorę
wobec tego upartego ludu, który jest starszy od Rzymian .
Ale jeśli do Biurakanu trafiłem po raz pierwszy w za-
sadzie przypadkiem, z Asztarakiem było już inaczej. Po-
jechałem tam, ponieważ kiedy niecałe dwa lata wcześniej
żegnałem się z Kniaziem, kazał mi w przyszłości szukać
siebie właśnie gdzieś w tej okolicy. Gorod Asztarak, sieło
Oszakan. Gorod Asztarak, sieło Oszakan powtórzył te
131
nazwy co najmniej dwukrotnie, a do tego tak dobitnie,
że chociaż nie zapisałem ich wtedy, nie miałem ani przez
chwilÄ™ problemu z przypomnieniem ich sobie, kiedy za-
szła taka potrzeba.
Historia Kniazia jest jedną z tych, których lepiej nie
opowiadać od początku do końca, chociaż póki co, mam
nadzieję, nie trzeba jej koniecznie opowiadać w porządku
odwrotnym. Można ją więc zacząć gdzieś w środku może
właśnie w miasteczku Asztarak, do którego przyjecha-
łem autobusem z Erywania, a potem stanąłem na głów-
nym skrzyżowaniu i zacząłem pytać ludzi, jak dojechać
do Oszakanu. Nie było to trudne. Po niecałej godzinie
byłem już na miejscu na pustym placu w środku spo-
rej, lecz o tej porze dnia niemal opustoszałej wsi. %7ładen
z nielicznych przechodniów, których pytałem o Kniazia,
nie potrafił mi pomóc. Dopiero kiedy powiedziałem, że
chodzi mi o jazydzkiego pasterza, któryś z nich poprowa-
dził mnie do mikroskopijnego sklepiku z mięsem. Kiedy
zobaczyłem jego wnętrze i siedzącego za prowizoryczną
ladą mężczyznę, przypomniały mi się rzeznicze stragany
w Erywaniu.
Nie zdziwiłem się. O jazydach wiedziałem już dużo
więcej niż wtedy, gdy przyjechałem do Armenii po raz
pierwszy. Lud ten, żyjący również w Turcji i Iraku, wy-
wodzi się głównie spośród Kurdów, ale swoją tożsamość
czerpie z osobliwej religii, traktowanej przez jego sąsiadów
z jednej strony z podejrzliwością, z drugiej zaś z szyder-
czym lekceważeniem. Diabłopokłonniki powiedział mi
młody Rosjanin z plecakiem, spotkany na wąskiej drodze
prowadzącej grzbietem jednej z odnóg góry Aragac. Ci,
którzy kłaniają się diabłu . Tak się o nich mówi, ponie-
waż modlą się do Meleka Tausa, istoty zwanej przez nich
132
Pawim Aniołem, a przez innych uważanej, zdaje się nie-
słusznie, za emanację Szatana.
Jazydzi od wieków zajmują się wypasem owiec, co dla
Ormian jest dodatkowym powodem, żeby traktować ich
z wyższością. Trudno to zrozumieć zwłaszcza w przy-
padku narodu chlubiącego się swoją chrześcijańską prze-
szłością. Obraz troskliwego pasterza jest przecież jedną
z najpiękniejszych rzeczy, jakie zostają w pamięci po lek-
turze Nowego Testamentu.
Tak jest, kiedy siÄ™ czyta Nowy Testament. Ale w rzeczy-
wistości nawet najbardziej troskliwy pasterz staje prędzej
czy pózniej przed dramatycznym wyzwaniem, jakim jest
konieczność poderżnięcia gardła młodej owcy czasem
również tej, która kiedyś, zagubiwszy się na pustyni, ucie-
szyła go swoim powrotem do stada. Jazydzi zdołali sobie
z tym wyzwaniem poradzić, dzięki czemu dziś nie wszy-
scy są biednymi pasterzami. Niektórzy zajęli się handlem
baranim mięsem i zabrali się do tego tak umiejętnie, że
w Armenii zmonopolizowali ten segment rynku niemal
całkowicie.
Było więc logiczne, że kiedy Ormianin z Oszakanu
zrozumiał, że chodzi mi o jazydzkiego pasterza, zapro-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]