[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czechowicz zatrzymał się przy Sil, chcąc jeszcze coś powiedzieć, ale stwierdził, że właściwie
nie ma to sensu.
Chyba się już nie zobaczymy, Jolu? zapytał spokojnie.
Sil uśmiechnęła się ciepło, jak dawniej.
Trzymaj się od nich z daleka, Robert. Wiesz tyle, że już nie zrobią ci nic złego.
Gdy drzwi się zamknęły, Ultra zaczęła zbiegać po schodach, jakby dom miał się za
chwilę zawalić. Adam i Robert dopadli ją dopiero na ulicy. Dziennikarz złapał agentkę za
rękę.
Puścisz ją tak?! spytał zirytowany.
Ultra puknęła się w czoło.
Oczywiście, że nie. Ale nie wierzę, by robiła to na własną rękę.
Myślisz o agencji, dla której na co dzień pracuje i którą tak przed nami ukrywasz?
Właśnie dlatego tak ją przed wami ukrywam. Szybko do samochodu. Muszę do kogoś
zadzwonić, a nie chcę tego robić na ulicy.
Kłamała? spytał Robert.
Jak z nut odparła Ultra. Nie sądzę, by uciekała ze względu na agencję. Myślę też, że
wie o lekarzach znacznie więcej, niż mówiła, ale z jakiegoś powodu chce nas w to wciągnąć.
Dlatego mam nadzieję, że akurat ta część była prawdziwa.
Jak mogła to wszystko wykombinować? skrzywił się Adam. Przecież nie miała
pojęcia, że tu przyjdziemy.
Może skorzystała z okazji, a my akurat byliśmy pod ręką. Może jakimś cudem
przewidziała to. Nie wiem. Ale szybko się dowiem.
Pułkownik Piotr Krentz należał do najbardziej opanowanych ludzi, jakich znała Ultra, a
jednak agentka zauważyła w jego oczach lekki niepokój. Cywil spoza branży z pewnością nie
dostrzegłby różnicy w spojrzeniu szefa agencji, ale Ultra znała go zbyt dobrze. Jego z pozoru
flegmatyczny sposób bycia zręcznie maskował wszelkie oznaki emocji, czyniąc z niego
uosobienie chłodu, opanowania, może nawet wyrachowania.
Piotr Krentz był stosunkowo młodym dowódcą, nie przekroczył jeszcze pięćdziesiątki,
lecz na jego skroniach pojawiły się już gdzieniegdzie siwe włosy, dzięki którym wyglądał
poważniej.
Ultra skończyła właśnie obszerny meldunek i siedziała naprzeciwko niego, oczekując na
to, co powie. Krentz wyjął z kieszeni swoje lekko przyciemniane okulary.
Sil... mruknął tak cicho, że agentka ledwie go usłyszała, po czym spuścił wzrok i
chwilę przyglądał się niewielkiemu pająkowi spacerującemu po biurku. Co o tym sądzisz?
spytał swojego zastępcę, Krzysztofa Bauera, szczupłego, wysokiego majora o pogodnej,
opalonej twarzy.
Bauer siedział na kanapie ustawionej pod ścianą. Był mniej więcej w wieku Krentza, ale
sprawiał wrażenie odrobinę weselszego i, mówiąc wprost, bardziej kontaktowego. Jego żywy,
donośny głos wyraznie kontrastował z niskim pomrukiem pułkownika, niezmiennie
zrównoważonym, ale zimnym jak lód.
Cała trójka milczała jakiś czas, zastanawiając się, co może wynikać z faktów
przedstawionych chwilę wcześniej przez Ultrę.
To chyba nie nasza sprawa, Piotr rzekł Bauer, sięgając po papierosy.
Nie pal tu skarcił go Krentz. Po całym dniu czuję się jak w wędzarni.
Puścimy ją? spytała nieśmiało Ultra.
Pułkownik westchnął ciężko.
A masz lepszy pomysł?
Przykleić kogoś do niej.
Zorientuje się wtrącił Bauer. To nie dziewczynka ze szkoły wdzięku. Może być z
tego więcej kłopotów niż korzyści.
Zliska sprawa potwierdził Krentz. Ona może wykonywać jakieś zadanie, a my nie
mamy na razie prawa o nic pytać. Jeśli się wtrącimy, możemy nie tylko wyjść na idiotów, ale
przede wszystkim spieprzyć coś cholernie ważnego.
Tu giną ludzie zauważyła Ultra.
Pułkownik pokręcił głową.
Nie brała udziału w tej hecy z agentami UOP-u, a na zlikwidowanie Gogusia dostała
zgodę. Nic na nią nie mamy.
A dostarczanie Czechowicza tym rzeznikom?
Daj spokój rzekł Bauer. Nic o tym nie wiesz. Może ich rozpracowuje, może
nagadała ci głupot, a może w ogóle nie ma żadnych rzezników i sprawa dotyczy czegoś
zupełnie innego. Ona pracuje dla rządu, my zajmujemy się sprawami prezydenta. Jeśli coś
interesuje jego, interesuje też nas. A na razie sprawa tych lekarzy obchodzi go tyle, co poziom
skoków narciarskich w Chinach Ludowych.
Zwolnij, Krzysztof mruknął Krentz. Nie wierzę, że nasza kochana Sil z bratniej
agencji stała się nagle tak otwarta i szczera. To oczywiste, że o coś jej chodzi, nie rozumiem
tylko, jak mogła przewidzieć, że do niej przyjdziecie.
Nie mogła odparła Ultra. Ale mogła wykorzystać sytuację. Jest bystra, po prostu
improwizowała. Może było tak: miała zadanie z Gogusiem i tymi od broni, a równocześnie
kręciła na boku niegrozną, za to dochodową chałturę. Kiedy tamci zaczęli strzelać,
zorientowała się, że wdepnęła w gówno, i usiłowała się jakoś z tego wywinąć.
Napatoczyliśmy się, a ona postanowiła skierować nas na odpowiednie tory, żeby móc się
ulotnić. My ich załatwiamy, wszyscy wyciszają sprawę, ludzie Maliniaka z jej agencji
potwierdzają zgodnie, że Sil nigdy tam nie było.
Oskarżasz agentkę rządową o korupcję zauważył Bauer.
Nie przesadzaj z tą korupcją. Krentz machnął ręką. Nie ona pierwsza i nie ostatnia
dorabia na boku, ale akurat tutaj nie zgadzam się z Ultrą. Tu chodzi o coś więcej. Choć co do
Malinowskiego z pewnością masz rację. Kiedy idzie o jego ludzi, zrobi wszystko, żeby ich
ochronić. Nawet jeśli złapiemy go za rękę, będzie się upierał, że to nie jego ręka. No dobrze,
musimy kończyć. Wasze zdanie?
To nie nasza sprawa powtórzył z naciskiem Bauer. Nie mieszajmy się do tego.
Ultra?
Chcę się tym zająć.
Krentz wstał zza biurka i przeszedł się wolno po gabinecie.
Dobrze mruknął po chwili. Zbadaj, co to za firma archeologiczna, i chroń lekarza.
Spróbuj dotrzeć przez Kosteckiego do tych ludzi, ale bardzo ostrożnie. Zostaw rzecznika
rządu. Wiem, że to może być powiązane, ale nie możemy tego ruszać. Pogadam z
Maliniakiem. Podpuszczę go i może coś z niego wyciągnę. Masz codziennie meldować, co
jest grane.
Tak jest.
Co w tym wszystkim robi Kniewicz?
To, co zwykle odpowiedział Bauer za Ultrę. Wpieprza się, myśląc, że zbawia świat.
Jeśli coś schrzani pułkownik uniósł groznie palec będzie na ciebie.
To on znalazł Czechowicza przypomniała agentka. Nie mogę go teraz odsunąć.
Nawet gdybyś próbowała, i tak nic by z tego nie wyszło. Znamy go nie od dziś
mruknął z rezygnacją Krentz. Ale ty masz już doświadczenie w niańczeniu go.
Bauer parsknął śmiechem.
Co robimy z Sil? spytała Ultra.
Nic. Zostaw ją. Maliniak sam ją znajdzie.
Oczywiście, jeśli jeszcze będzie chciał jej szukać wtrącił major.
Będzie. Nie wierzę, żeby wykombinowała to wszystko sama. Coś mi mówi, że to nie
była zwykła, samodzielna chałtura...
ROZDZIAA 5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]