[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wkrótce jednak doszliśmy do przekonania, że nie mieliśmy
pojęcia o różnicy, jaka istnieje pomiędzy szwedzką a polską gos-
podą. Sądziliśmy w naszej naiwności, że znajdziemy przytulne i
schludne pomieszczenie, gdzie miły ogień i dobry posiłek wyna-
grodzą nam trudy całego dnia. %7ładne jednak z tych oczekiwań nie
spełniło się. Izba, do której weszliśmy, robiła niemiłe i
nie-porządne wrażenie. Na wiązkach słomy spali w ubraniach
służący i dzieci, a gospodarz z gospodynią w podobny sposób spali w
sąsiedniej sypialni. Dla wygody wstawiono nam do kąta drewnianą
ławę. Straciliśmy już nadzieję, że dostaniemy pościel. Poprosiliśmy
o jedzenie jedzenia nie było, lecz każdy z nas dostał podłej
wódki ze szklanką piwa i muszę przyznać, że był to niezwykle
pożądany poczęstunek nawet dla Stenkuli, który pomimo iż w
domu należał do towarzystwa trzezwości i ściśle przestrzegał swej
przysięgi, uznał trunek za lekarstwo i zapewniwszy sobie w ten
sposób czyste sumienie, doznawał prawdziwej przyjemności. Tak
więc różnica pomiędzy szwedzką a polską gospodą jest niesłychana.
Spaliśmy dość dobrze w naszych mokrych ubraniach z plecakami
pod głową i obudziliśmy się następnego ranka zdrowi i cali, a
wkrótce potem stanął przed nami ów srogi Polak, który
wymachiwał nam w nocy szablą nad głowami i oświadczył z całą
charakterystyczną dla swego narodu serdecznością i wesołością, że
jesteśmy mile widziani na polskiej ziemi. Miał dla nas zaproszenie
na śniadanie do burmistrza*.
Gdy poszliśmy za naszym przewodnikiem i zobaczyliśmy miasto
w dziennym świetle, stwierdziliśmy, ze położone jest ono wzdłuż
Drwęcy, dokładnie naprzeciwko Golubia, leżącego na pruskim
brzegu rzeki. Dobrzyń utrzymuje łączność z Golubiem za pomocą
mostu, pośrodku którego Prusacy zbudowali wysoki, drewniany
płot jako mur oddzielający polską liberalną cholerę od
prawowitego zdrowia Europy. Oczywiście drewniany płot z
czasem gnije i rozpada się.
U burmistrza, gdzie wkrótce przyszliśmy, znajdowało się kilku
oficerów i całe towarzystwo przyjęło nas przyjaznie, serdecznie i z
entuzjazmem. Była to więc przemiła kompania, ponieważ zaś w
Polsce używa się trzech języków a to francuskiego, którym
posługują się wyższe sfery, niemieckiego, używanego przez war-
stwy średnie i polskiego, którym mówią tylko klasy niższe**,
* Autor używa określenia gubernator miasta".
** Spotyka się wśród nich także ludzi, którzy mówią po niemiecku, a
czasem nawet po łacinie (przyp. autora).
mogliśmy od tej pory porozumieć się i po chwili czuliśmy się
wśród naszych przyjaciół jak w domu. Ubawił ich bardzo opis
naszej przeprawy przez rzekę, zwłaszcza że przez okno widać było
straże pruskie na moście, które czujnie i z uwagą robiły obchód po
drugiej stronie płotu. Radowało ich, że udało nam się szczęśliwie
do nich dotrzeć, tym bardziej, że zwróciliśmy uwagę straży
granicznej, Polacy bowiem nie lubili Prusaków widząc, iż ich
neutralność w toczącej się walce jest tylko pozorna. Opowiadali, że
wszyscy, którzy chcieli załatwić coś z Rosjanami lub byli przez
nich przysłani, mogli bez przeszkód swobodnie przekraczać
granicę, że Prusacy posyłali stale Rosjanom będącym w Polsce
duże zapasy żywności, że Polacy wiele razy zdobywali w czasie
bitwy armaty oznaczone pruskim orłem, co świadczy o tym, że
Prusacy dostarczali także broni". Mówili również, że gdy kilku
rosyjskim jeńcom udało się uciec, Prusacy odesłali ich z powrotem
do armii rosyjskiej" i dodali z pogardą, bijącą z ich pełnych życia
oczu: Przechwytują nawet na granicy pomoc, przesyłaną nam od
obrońców wolności z Francji i innych krajów. Nic do nas nie
dochodzi". Z wiarą w siebie, jaką mają często ludzie wierzący, iż
walczą o słuszną sprawę, z ową niezachwianą ufnością w pomoc
Opatrzności i we własne siły, jaką obdarzeni są słabsi walczący z
potężniejszym od siebie wrogiem, opowiadali nam o swych
zwycięstwach nad Rosjanami i o niezłomnej wierze w szczęśliwy
koniec walki. Widzieli przed sobą jeszcze tylko kilka dni na polu
bitwy i przepełnieni miłością ojczyzny pili jej zdrowie i śpiewali
pełni triumfu swą pieśń wolności Noch ist Polen nicht verloren
(Jeszcze Polska nie zginęła) *.
Po zakończonym w ten sposób powitaniu musieliśmy opowie-
dzieć o własnej ojczyznie. Wkrótce stwierdziliśmy, że obecni mają
o niej bardzo mętne wyobrażenie. Szwecja była dla nich pustynią
pełną skał, pokrytą śniegiem i lodem, po której spacerują niedz-
wiedzie i wilki. Myśleli, że jest wysunięta tak bardzo na północ, iż
mało kto jest w stanie tam mieszkać. O Szwecji wiedzieli jedynie
to, że pochodzili stamtąd Karol XII i jego dzielni wojownicy. Dość
ciężko nam było zmienić ten obraz. Mówiliśmy, że są w Szwecji
uniwersytety. Z trudem mogli w to uwierzyć, a gdy wymieniliśmy
Lund, wydało im się, że coś o nim wiedzą, poprawili więc nas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]