[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spoconych dłoni nie
uwolnił mnie od bólu. Tak trudno było przestać patrzeć na Garretha. Ale
jeszcze trudniej - niemal nie
sposób - było oderwać wzrok od tego, który mu to zrobił. Zupełnie
oszołomiona siłą elokwencji
Hadriana, przez chwilę nie zauważałam jego mrocznego serca. Tak dobrze
je ukrywał.
Kucnął przede mną.
- Intryguję cię, co?
Nie odpowiedziałam. Odwróciłam głowę, ale on wyciągnął rękę i
delikatnie przesunął palcami po
kosmykach moich rozczochranych włosów.
- Tak, jestem skomplikowany. Próbujesz mnie zrozumieć, ale jeszcze nie
potrafisz. Frustrujące,
prawda?
Wciąż nie mogłam spojrzeć mu w oczy; odsunęłam się od jego dłoni.
Wtedy się podniósł.
- Nie doceniasz samej siebie, Teagan. Pamiętaj, ja lubię wyzwania. Czy nie
rozważyłabyś jeszcze raz
mojej propozycji? Możesz zostawić to wszystko i w końcu poczuć, że
gdzieś należysz. - Wyciągnął do
mnie gładką białą dłoń. - Więcej już nie powtórzę tej oferty, więc radzę ci
podjąć mądrą decyzję.
Nie umiem powiedzieć dlaczego, ale wstałam i popatrzyłam na Hadriana.
Teraz widziałam go
zupełnie inaczej. Mój piękny anioł leżał sponiewierany, ale ja pozwoliłam,
żeby mgła zapomnienia
spowiła moje ciało i dała mi szczęśliwe odrętwienie. Przeszłam po
rumowisku, po swojej
zdemolowanej sypialni, ominęłam bezwładne ciało i podałam rękę
Hadrianowi. Nie zwracałam uwagi
na Garretha w kałuży krwi. Nie wiedziałam, że anioły mogą krwawić;
nigdy dotąd się nad tym nie za-
stanawiałam, lecz teraz on był o wiele bardziej ludzki, niż kiedykolwiek
by przypuszczał.
Ciemne oczy wpatrywały się we mnie i obiecywały tak dużo, że wszystko
inne wydawało się
nieważne. Nic dziwnego, że wielu uległo pokusie. Czy to na człowieka,
czy na Strażnika, Hadrian
działał naprawdę hipnotyzująco.
Właśnie w tej chwili dostrzegłam błysk czegoś małego i żółtego, ledwie
widocznego w ciemności.
Kiedy próbowałam odgadnąć, co to jest, nagle wszystko stało się jasne.
Czy to naprawdę aż tak
proste? Wyciągnęłam rękę, nie do stojącego przede mną anioła o czarnych
skrzydłach, ale po
narzędzie, które mogło ocalić świat.
Powietrze poruszyło się, gdy Hadrian naprężył mięśnie. Jego spojrzenie
nie było już jasne i
zapraszające,
tylko mroczne, złowieszcze i puste. Błyskawica rozdarła niebo.
Nadciągała burza. Nagle mroczne
skrzydła nade mną zadrżały i rozpostarły się, gdy moja ręka wsunęła się
pod połamane łóżko.
Wyjęłam sztylet - dar od Garretha. Znów zachwyciła mnie prostota jego
piękna, ale starałam się nie
być zbyt długo odwrócona do Hadriana plecami. Potwór drżał z
wściekłości; jego olśniewające
skrzydła omal nie zburzyły ścian, kiedy je rozłożył. Rzuciły na mnie cień
jak czarna peleryna, gdy w
całej okazałości swojego okrutnego piękna uniósł się nad podłogą.
Kucnęłam najniżej, jak mogłam. Oczekiwałam, że zaraz spadnie na mnie
cała siła gniewu czarnego
anioła, lecz wtedy twarz wykrzywiła mu się w podstępnym uśmiechu.
Niespodziewanie bez
najmniejszego wysiłku podniósł Garretha z podłogi jak porzucone
trofeum, a jego ponury śmiech
odbił się echem w mojej czaszce, aż w końcu zupełnie ucichł.
Zostałam sama ze sztyletem.
Rozdzial 23
Spodziewalam się, że to ranek zbudzi mnie z koszmaru, ale kiedy się
ocknęłam, nie było jasno. Nie
zobaczyłam słońca, które mogłoby mnie ogrzać, a jedynie nocną
ciemność, którą podkreślała
nasilająca się burza za oknami.
Usiłowałam otrząsnąć się z szoku. Wciąż jeszcze drżałam. Zaczęłam
przykrywać zniszczone meble
ubraniami i kocami. Zastanawiałam się przy tym, czy mnie kiedykolwiek
uda się doprowadzić do
porządku.
Ciaśniej owinęłam się kołdrą, jakbym próbowała ocalić to, co jeszcze ze
mnie zostało, i zwinęłam się
w kłębek tam, gdzie upadł Garreth. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie
jego ciepłe białe światło, ale
czułam tylko twardą, zimną podłogę.
Cisza próbowała mnie pocieszyć, otulając niczym kojący szept. Poddałam
się jej i dzięki temu
mogłam zacząć myśleć o wszystkim, co się wydarzyło, ale wspomnienia
wróciły za szybko i zbyt
gwałtownie. Im głębiej się w nich zapadałam, tym bardziej
uświadamiałam sobie narastającą głęboko
we mnie wściekłość.
Nagle przyszło mi do głowy, że ta wściekłość wcale nie jest zła. Dawała
mi siłę. Teraz role się
odwróciły.
To ja musiałam pójść za Hadrianem, jeśli Garreth miał ocaleć. Zagrzmiało
głośno. Drgnęłam nerwowo
i mocniej wtuliłam się w kołdrę. Błyskawica rozjaśniła niebo, rozdarła
ciemność poszarpanymi
zygzakami. Choć już prawie świtało, wciąż otaczał mnie mrok jak w nocy,
a ja wiedziałam, że muszę
powstrzymać ciemność.
Muszę ocalić swoje światło.
Muszę ocalić Garretha.
Znak na dłoni piekł lekko i w końcu zrozumiałam, co trzeba zrobić.
Trzymałam w ręku mały sztylet.
Jego ciężar utwierdzał mnie w podjętej decyzji. Kiedy Garreth dawał mi tę
broń, chciał, żebym użyła
jej przeciwko Hadrianowi, ale teraz jeszcze nie mogłam tego zrobić.
Hadrian był potężniejszy, niż
oboje przypuszczaliśmy, ale już wiedziałam, jak go pokonać. Spełnię jego
życzenie i stanę się dla
niego wyzwaniem.
Układałam w głowie plan. Musiałam działać szybko. Wyobrażałam sobie,
jak zareaguje mama, kiedy
przyjdzie się ze mną rano pożegnać, ale nie mogłam ryzykować i czekać
choćby chwilę dłużej. Poza
tym bałam się, że jeśli będę zwlekać, stchórzę, a Garreth był dla mnie zbyt
ważny, żeby się wycofać.
Przesunęłam kciukiem po małym, wypukłym okta-gramie, który wyróżniał
się wśród wszystkich
innych zdobień złotej rękojeści. Maleńki krąg, wielkości paznokcia,
przypominał mi rozbłysk słońca.
Lśnił, jakby ujawniał skrywaną w sobie magię. To mój anioł mnie wzywał,
moje słońce, moje światło;
dopóki znak błyszczał, wiedziałam, że Garreth wciąż żyje, chociaż to
może już nie potrwać długo.
Hadrian miał powód, żeby go zabrać.
Tym powodem byłam ja.
Z trudem opanowałam drżenie. Wystarczyło, że przypomniałam sobie
Garretha, żebym zachowała
kontrolę nad sobą. Modliłam się, żeby burza nie obudziła mamy. Modliłam
się, żeby Bóg mi
wybaczył; zamierzałam złamać zasady, których uczyłam się od
dzieciństwa. Nie było jednak innego
sposobu. Wiedziałam o oktagramie bardzo mało; tylko tyle, ile Garreth
powiedział mi w kaplicy
tamtego dnia, kiedy wyznał, że jest moim Strażnikiem. Wpatrywałam się
w piękną gwiazdę i
zastanawiałam, jak to możliwe, że taki prosty symbol może być potężną
bramą łączącą dwa zupełnie
odmienne światy.
Jeśli anioł jest w stanie przejść do mojego ludzkiego świata, to dlaczego
człowiek nie miałby się
dostać do świata aniołów? Przez ten sam portal? Nagle rozmyślanie o
Garrecie przerwały mi słowa
Hadriana. Odbijały się echem w moich myślach.
Niebo to tylko sen w porównaniu ze światem, który ty i ja moglibyśmy
stworzyć..."
A czy to już nie jest nowy świat? Miejsce, gdzie ludzie i aniołowie się
znają nawzajem i współistnieją?
Garreth powiedział, że niebo zaczyna się w naszych umysłach, że istnieje,
dopóki wierzę i jestem
szczęśliwa.
Cóż, wierzę i jestem szczęśliwa. Niebo istnieje. Garreth wciąż żyje i nikt -
a zwłaszcza Hadrian - mi
tego nie odbierze.
Wzięłam sztylet. W lśniącym ostrzu iskrzyły się błyskawice przecinające
niebo za oknem. Trzymałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]