[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomiędzy nim a Ann doszło do porozumienia i aby nic nie zaciemniało prawdy.
Wiedział, że nie zmusi Ann do porzucenia wspomnień. Mógł tylko nie tracić
nadziei, że sama dojrzeje do tej decyzji.
Nigdy nie widział Ann bardziej zagniewanej niż dzisiejszego ranka, lecz
czy mógł mieć do niej o to pretensję? Zapewne wydał się jej strasznym gburem,
kiedy w tak brutalny sposób oskarżał Aiden.
Sekretarka Jacka uśmiechnęła się, gdy Drew zastukał w szklane drzwi.
Wstała i podeszła, by mu otworzyć.
- Widzę, Kate, że Jack zmusza cię do pracy po nocach - zażartował Drew,
wchodząc do środka.
- 119 -
S
R
Wymownie uniosła w górę oczy.
- Pilne zlecenie z ostatniej chwili. Wyszedł, by przynieść nam coś do
jedzenia. Jestem zdziwiona, że wróciłeś.
- Zostawiłem teczkę w gabinecie Jacka. Mógłbym ją zabrać?
- Tak. Zaraz wezmę klucz i otworzę ci jego biuro. Jack bardzo
skrupulatnie pilnuje tutaj wszystkiego.
Kate sprawnie uporała się z zamkiem.
- Jestem pewien, że cieszy to jego klientów - stwierdził Drew. - Mogę
skorzystać z telefonu?
- Oczywiście - odparła Kate, zamykając za nim drzwi.
Teczka Drew stała oparta o krzesło. Podniósł ją i położył na biurku,
sięgając jednocześnie po telefon. Kiedy skończył rozmawiać z burmistrzem, był
już więcej niż kilka minut spózniony. Zakląwszy cicho wstał, chwytając ze stołu
teczkę. Jej róg zawadził o leżący obok segregator. Papiery Jacka rozsypały się
po podłodze.
- Do licha! - Drew schylił się po leżące na ziemi kartki.
Wszystko zdawało się być przeciw niemu - przed zebraniem chciał
jeszcze porozmawiać z Ann i powiedzieć jej o swoich planach. Jego przyszłość
zależała od tej rozmowy, a on zamiast pędzić do ratusza, klęczał tutaj, zbierając
rozrzucone notatki Jacka.
Drew odkładał już na miejsce uporządkowany segregator, gdy spomiędzy
papierów wypadła na podłogę różowa koperta. Przeklinając raz jeszcze, Drew
sięgnął po nią. Nagle zamarł, patrząc na trzymany w ręku list.
To pismo rozpoznałby zawsze i wszędzie. Był czas po rozwodzie, kiedy
bał się przeglądać przychodzącą do niego pocztę w obawie, że znów ujrzy te
rozbiegane, pełne zawijasów literki, które nieodmiennie zwiastowały nową
grozbę, obietnicę, czy kolejną prośbę. Znaleziony teraz list mógł pochodzić
sprzed wielu lat, lecz Drew i tak poczuł dreszcz grozy.
- 120 -
S
R
Sztywnymi palcami wyjął z koperty pojedynczą kartkę i szybko przebiegł
oczami jej treść. Drogi Jackie. Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia..."
- O, Boże! - westchnął Drew, czując ogarniające go mdłości. Wszystko
stało się nagle takie jasne: strzały w lesie, ktoś w domu Ann. Wszystkie części
łamigłówki zaczęły układać się w logiczną całość. Przeszłość jawiła się o wiele
grozniejsza, niż mógłby kiedykolwiek przypuszczać. Gdy tracił czas sprzeczając
się z Ann, jej życie było w niebezpieczeństwie. Także i teraz... Wstał
gwałtownie i chwycił za telefon.
- Czy jest tam Ann? - krzyknął prawie, gdy któryś z członków rady
miejskiej odezwał się wreszcie w słuchawce.
- Jeszcze nie. Czy to ty, Drew? Gdzie, u licha, podziewacie się oboje...
Drew nacisnął widełki i szybko wykręcił numer
Ann. Sygnał zadzwięczał dziesięć razy, zanim Drew zrezygnował
ostatecznie i cisnął słuchawkę. Kate ze zdumieniem patrzyła, jak otwarte z
impetem drzwi gabinetu Jacka uderzają o ścianę.
- Zadzwoń do szeryfa Haydena i powiedz, żeby jechał do posiadłości Ann
Lowell! - krzyknął Drew, wybiegając na parking.
- Co takiego?
- Zrób to!
Drew odjeżdżał już, kiedy zdumiona Kate sięgnęła po telefon.
Ann stała w bezruchu w progu pokoju siostry. Oddech uwiązł jej w
ściśniętym przerażeniem gardle.
- Co się dzieje, Ann? - zapytał kuzyn. - Wyglądasz, jakbyś zobaczyła
ducha.
Ann czuła, jak powoli napływa do jej serca ulga. Przycisnęła rękę do
piersi, oddychając głęboko.
- Jack? Co tu robisz?
- 121 -
S
R
- Cały dzień rozmyślałem o Aiden - odpowiedział cicho, biorąc do ręki
kryształową szkatułkę w kształcie łabędzia i przyglądając się jej uważnie. Ann
wydało się, że widzi w jego oczach żal. %7łal i coś jeszcze, może współczucie.
- Skąd się tu wziąłeś? - spytała raz jeszcze. - Czy przyniosłeś dokumenty?
- Dokumenty? - Obserwował, jak blask świecy odbija się w nacięciach
kryształu.
Ann patrzyła na Jacka, lecz nagle wszystko zaczęło się zamazywać.
Zamrugała oczami, wciąż jednak widziała tylko mrok, jakby znalazła się
głęboko pod wodą. Czuła przejmujący chłód, lodowate zimno. I strach...
Walczyła z kimś. Kimś, kto chciał ją zabić. Czuła, jak tafla wody zamyka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]