[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przysłuchując się dyskusji, Anna pomyślała nie bez żalu, że
realizacja owych ambitnych zamierzeń odbędzie się, niestety,
bez jej udziału. Zanim Adam otrzyma niezbędne fundusze od
miejscowych władz, jej kontrakt dobiegnie końca i wszyscy w
Winton zdążą zapomnieć o jej istnieniu.
- Dlaczego masz taką smutną minę? Czyżby pomysł
rozbudowy naszego ośrodka nie przypadł ci do gustu? - Ben
przysiadł na stojącym obok niej krześle.
- Ależ skąd. Tylko trochę mi przykro, że to wszystko odbędzie
się beze mnie.
- To zapytaj się Adama, czy kiedy już urodzisz dziecko, nie
zatrudniłby cię na pól etatu. Z pewnością, jeśli jego plan się
powiedzie, będziemy potrzebować więcej pielęgniarek.
120
Zanim Anna zdążyła odpowiedzieć, Ben sam poszukał
wzrokiem szefa.
- Właśnie mówiłem Annie, że kiedy się to wszystko rozkręci,
będziemy potrzebować dodatkowych sił do pracy. Po
urodzeniu dziecka mogłaby chyba podjąć u nas pracę w nie-
pełnym wymiarze godzin. Co o tym sądzisz?
- Uważam, że to świetny pomysł - odrzekł Adam bez namysłu. -
A co pani na to?
- Sama nie wiem. - Anna oblała się rumieńcem. Z jednej strony
zdawała sobie sprawę, że podobna okazja może więcej się nie
powtórzyć, ale obawiała się, że na dłuższą metę nie zdoła
zachować wobec Bena należnego dystansu. Już teraz ledwie
potrafi się bez niego obejść. - Oczywiście, bardzo bym chciała
tu zostać, ale ceny mieszkań w Winton są tak wysokie, że mogę
nie znalezć żadnego lokum na moją kieszeń.
- Tak, to niestety prawda. - Adam pokiwał głową ze
współczuciem. - Ale proszę się jeszcze zastanowić. Jestem tak
zadowolony z pani pracy, że naprawdę z wielką przyjemnością
bym panią u nas zatrzymał. A tak w ogóle, to może
wpadlibyście do nas w niedzielę na kolację? Beth już dawno
mówiła, że bardzo chciałaby panią poznać.
121
- Z przyjemnością. - Ben znowu nie dopuścił Anny do głosu. -
Sam dawno nie widziałem Beth. Chętnie się dowiem, co u niej
słychać.
- Obawiam się, że niewiele - powiedział Adam z wes-
tchnieniem. - Praktycznie przez cały czas siedzi w domu, bo
Hanna nadal nie może nigdzie wychodzić ze względu na
ryzyko infekcji. - Przeniósł spojrzenie na Annę. - Moja córka
jest po przeszczepie szpiku kostnego - wyjaśnił.
- Słyszałam o tym od Bena. Ale podobno już zdrowieje.
- I to, nie wyobraża sobie pani, jak szybko. - Adam uśmiechnął
się rzewnie. - Tylko Beth jest na razie potwornie uwiązana.
Wiem, że musi jej być ciężko, choć, jak to ona, nigdy się na nic
nie skarży. Ale na pewno bardzo się ucieszy, kiedy jej powiem,
że wpadniecie z wizytą.
Zaproszenie było tak szczere, że Anna nie miała serca
odmówić, mimo że zdawała sobie sprawę, że powinna zostać w
domu. Miała wokół siebie miłych, życzliwych ludzi i w
normalnych warunkach chętnie by się z nimi zaprzyjazniła, ale
wiedziała, że dla własnego dobra winna powstrzymać się od
nawiązywania bliskich kontaktów. I tak będzie jej trudno stąd
wyjechać po wygaśnięciu kontraktu.
122
Postanowiła ubrać się w nową granatową sukienkę w malutkie,
różowe różyczki, którą przed dwoma tygodniami kupiła na
wyprzedaży w mieście. Luzne fałdy lejącego się, śliskiego
materiału maskowały jej zaokrąglone kształty, a przy tym fason
wcale nie przypominał podobnych do namiotu ubrań, jakich
pełne są sklepy dla ciężarnych kobiet.
Włosy związała w luzny węzeł na karku, a w uszy włożyła
maleńkie, sztuczne perełki. Odrobina różu na policzkach i de-
likatne muśnięcie jasnej szminki dopełniły całości. W sumie
była dziś całkiem zadowolona z własnego wyglądu. Nie ro-
zumiała tylko, dlaczego najbardziej dręczy ją wątpliwość, czy
Ben podzieli jej zdanie. Przecież skoro łączy ich tylko przyjazń,
w ogóle nie powinna brać pod uwagę jego opinii. Miałoby to
znaczyć, że jej uczucie wymknęło się już spod kontroli?
Musi się jakoś wziąć w garść. Przecież nawet gdyby okazało
się, że i z jego strony to nie tylko życzliwość, i tak będzie
musiała odejść. Nosi w sobie dziecko innej kobiety i nie ma
prawa obarczać kochanego mężczyzny konsekwencjami
własnej decyzji.
Na myśl o nadchodzącym popołudniu Anna zadrżała ze
strachu. Po co w ogóle zgodziła się na wizytę u Knightów? Na
szczęście Ben, który przyjechał po nią dokładnie o umówionej
123
porze, zdawał się nie zauważać jej rozdrażnienia. A kiedy w
końcu znalezli się na miejscu, i w progu powitała ich
uśmiechnięta pani domu, napięcie Anny gdzieś się ulotniło.
- Najpierw drinki, a potem siadamy do stołu - powiedziała
Beth, prowadząc gości do pokoju. - Czego się napijecie?
- Chyba nie macie większego wyboru. - Adam, który właśnie
wyszedł im na spotkanie, objął żonę z czułością. - Muszę się
wam do czegoś przyznać. Zapomniałem kupić alkohol. Mamy
w domu tylko trochę wina. Za bardzo spieszyłem się do żony. -
Cmoknął małżonkę w policzek.
- Chyba powinieneś zapisać się do służby dyplomatycznej, tak
świetnie ci idzie odwracanie kota ogonem - zażartowała Beth. -
W takim razie mogę zaproponować wam jedynie wino lub soki,
i to, żebyśmy wszyscy mówili sobie po imieniu.
Anna roześmiała się głośno.
- Zwietnie! Ja poproszę o sok z pomarańczy.
- A ty, Ben? Masz ochotę na kieliszek wina?
- Z przyjemnością, ale tylko jeden, bo jestem samochodem.
Anna też nie pije, bo przecież spodziewa się dziecka.
- A to znaczy, panie Zapominalski, że znowu ci się udało i nie
musisz teraz gnać do sklepu. - Beth uśmiechnęła się filuternie
do męża. - Swoją drogą, trudno mi nawet mieć pretensje do
124
Adama, że zapomniał o alkoholu, bo przy tej ilości zakupów,
jakie musi sam robić, rzeczywiście trudno o wszystkim
pamiętać.
- Adam opowiadał mi o waszej córeczce - wtrąciła Anna. - I o
tym, że prawie nie wychodzisz teraz z domu.
- To prawda - jęknęła Beth. - Chwilami mam wrażenie, że
jestem bliska klaustrofobii, ale i tak jestem szczęśliwa. Lekarz
Hannah twierdzi, że jeszcze przed świętami Bożego
Narodzenia będzie mogła wrócić do szkoły.
- Wspaniale. Nie wyobrażacie sobie, jak się cieszę
-rozpromienił się Ben.
- Właśnie...
Słowa Beth przerwało skrzypnięcie drzwi i po chwili mała
dziewczynka wsunęła się do pokoju.
- Chodz do nas, kochanie! - Matka wyciągnęła ręce do córki. -
Znasz już wujka Bena, a to jest Anna, która pracuje razem z
tatusiem w przychodni.
Hannah ukłoniła się grzecznie, po czym szybko usadowiła się
na kolanach mamy.
- Cześć, mały szkrabie. Przyniosłem ci kilka nalepek do twojej
kolekcji. - Ben wyjął z kieszeni plik niewielkich kartoników i
podał go małej.
125
- Ojej, dziękuję. - Dziewczynka aż podskoczyła z radości. -
Akurat takich nie mam! - krzyknęła, uważnie przeglądając
nalepki.
Anna zauważyła, że Hannah nie czuła najmniejszego
skrępowania wobec gościa. Właściwie nie powinna się dziwić,
bo przecież dawno już zauważyła, że Ben ma znakomity [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl