[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najsilniej reagowała na Eliota. Poczuła, że jego silne
udo przywiera do jej nogi, a ramię do jej ramienia.
Droga była dobra, ale jednak zdarzały się wyboje
i po jednym z nich zarzuciło ją w jego stronę.
Natychmiast objął ją ramieniem i podtrzymał. A kiedy
jego ręka zsunęła się z jej ramienia i dotknęła lekko
piersi, Tiffany przestała się czuć swobodnie.
Dick Howard nie zdradził, że widzi, co się dzieje,
ale Tiffany zauważyła jego spojrzenie.
- Jak Jess się czuje z tyłu? - spytała z trudem
i ogarnęła ją fala gorąca.
- Dobrze - odrzekł krótko Eliot i ścisnął ją mocniej,
tak że nie mogła się odwrócić, a potem prowadził
dalej rozmowę z Dickiem.
NIEROZERWALNE WIĘZY
116
NIEROZERWALNE WIĘZY
Tiffany była jednocześnie rozzłoszczona i spragniona.
Słuchała ich rozmowy i patrzyła prosto przed siebie.
Obejmował ją w sposób, który nie miał nic wspólnego
z szacunkiem. Przecież jej powiedział, że szacunek
należy się żonom, a teraz demonstrował jasno, co
straciła, kiedy nie przyjęła jego małżeńskiej propozycji.
A równocześnie ze wstydem odkryła, że czeka na
niego, czuła jego męski, delikatny zapach, patrzyła na
mocny profil rysujący się na tle czystego błękitu
nieba. Zapamiętała, jaką ma gładką skórę, poczuła
na ustach smak jego warg i przypomniała sobie jego
ciężar.
Był dla niej czymś w rodzaju napoju miłosnego,
znacznie silniejszego od wszelkich zasad moralnych
i rozsądku. W jego obecności stawała się inną Tiffany
Brandon, całkowicie bezradną wobec jego męskości.
Ta słabość stanowiła jednocześnie źródło siły. On
także czekał na jej dotknięcie i był jej spragniony.
Ostatnim razem wprawdzie zachował nad sobą kon
trolę. Ukarał ją, bo nie chciała zrezygnować ze swojej
niezależności, a także dlatego, jak instynktownie się
domyślała, że pragnął jej tak samo rozpaczliwie i tak
samo sobą za to pogardzał.
Nie mógł jej jednak porzucić. Mimo całej inteligencji,
doświadczenia i siły, był w takim samym stopniu
uzależniony od niej, jak ona od niego.
Odwróciła lekko głowę i spojrzała. Nie zwracał na
nią uwagi.Tiffany słuchała, jak rozmawia z Dickiem
Howardem. Docierał do niej głęboki, piękny głos,
chociaż nie rozróżniała słów. Wreszcie nie wytrzymał
i popatrzył na nią. Spoglądali na siebie z identycznym
wyrazem twarzy. Tiffany czuła, ze zdumieniem, jak
rodzi się między nimi porozumienie.
Dziewczyna ledwie mogła oddychać, a Eliotowi
zaczęła lekko drżeć warga.
Nagle Dick Howard spytał o coś i czar prysł. Eliot
117
mocno ścisnął jej pierś i potem puścił ją, a rękę oparł na
siedzeniu. Odpowiedział Dickowi, a Tiffany odwróciła
głowę i patrzyła, jak Dick prowadzi samochód.
Zatrzymali się na szczycie wzgórza.
- Piękny widok - powiedział wesoło Dick.
Eliot wysiadł i wypuścił Jess, Tiffany musiała wysiąść
sama. Uznał, że pomoc nie była jej potrzebna. Dziwne,
bo Eliot zazwyczaj zachowywał się nienagannie. Musiał
być podenerwowany.
- Czy Jess wróci na wezwanie? - zapytał.
- W parku zawsze wraca, a tutaj? Zobaczymy...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]