[ Pobierz całość w formacie PDF ]
proste - kupić jej śniadanie, dać sześciopak piwa, a ten uśmiech
znów pojawi się na jej wargach, oprze się na swoim siedzeniu, bę-
dzie ciepła i zaróżowiona i nie będzie musiała mówić takich rzeczy,
jak dupek i sikać, i będziemy rozmawiać normalnie, jak normalni
ludzie.
Chwila zawieszona w czasie - błysk chwili - tuż przedtem, zanim
uświadamiam sobie, jaki jestem pokręcony. Nie można tego wy-
tłumaczyć naukowo, ale na plecach czuję dreszcz, jakby ktoś przy-
łożył mi kostkę lodu do karku. Drobniutkie włosy stają dęba, jakby
pod wpływem prądu elektrycznego. Przez ciało przelewa się fala
gorąca, a mięśnie spinają się wszystkie jednocześnie. Dzieje się to
momentalnie, kiedy umysł nie za bardzo współpracuje z ciałem.
Właśnie to poczułem rzuciwszy okiem na tylne siedzenie.
Mój worek. Sięgnęła do mojego worka, a ja natychmiast złapa-
łem ją za ramię i mocno je wykręciłem. Uznała, że jest w nim coś
wartościowego. Musiała go zabrać, kiedy byłem w sklepie.
Wyskakuję z samochodu i ruszam do łazienki, czując instynk-
townie, że sprzedawca na mnie patrzy. W łazience nikogo nie ma.
W otwartych drzwiach zawilgoconej toalety tkwi klucz, ale nie ma
tam ani dziewczyny, ani mojej torby. Za stacją widzę szeroką linię
drzew, wiejską drogę prowadzącą donikąd i ani śladu pieprzonej
dziewczyny. Pandora wydostała się ze swojej puszki.
Oddycham urywanie, wciągam powietrze szybkimi haustami i
zmierzam w stronę drzew. Nie znam jej cholernego imienia, nie
mogę nawet jej zawołać, krzyknąć, więc tylko stoję w milczeniu.
Z przyspieszonym oddechem wchodzę między drzewa. Nie
znam, cholera, jej imienia, więc po prostu stoję w ciszy z wyrazem
determinacji na pobladłej twarzy. Muszę coś zaimprowizować i
szybko ją dopaść. Ile czasu potrwa, zanim sprzedawca powiadomi
30
policję, powie, że przed stacją stoi wynajęty samochód i że dzieje
się coś dziwnego? Widział dziewczynę. Widział mnie. Widział, jak
ona idzie na tyły i widział, jak gnam za nią. Czy chociaż zamknąłem
drzwi samochodu? Nie jestem pewien. Kurwa mać, jak mogłem
spuścić ją z oczu?
Mam pięć, może dziesięć minut, aby ją znalezć, zanim sprze-
dawca pójdzie sprawdzić, co oboje robimy w łazience. A pózniej,
kto wie? Jeszcze z pięć minut na telefon na policję? Jestem wku-
rzony. To nie tak miało być.
Wszędzie drzewa, a potem, w prześwicie, widzę ją, jak wchodzi
w gąszcz niecałe dwieście metrów ode mnie. Ona też mnie widzi -
na jej twarzy odbija się panika dzikiego zwierzęcia w potrzasku.
Może zajrzała do torby i przeraziła się. Jednak mimo to jej nie
porzuciła; widzę, jak odcina się żółto na tle jej ciemnej spódnicy.
Błyskawicznie zbliżam się do niej. Jest przestraszona i popełnia
błąd, skręca i przechodzi nad pniem powalonego dębu. Kiedy sły-
szy moje kroki na zeschniętych liściach, wyrzuca ręce w górę, szar-
pie się, próbuje mnie z siebie zrzucić, zanim w ogóle do niej pod-
szedłem.
A potem moja stopa ląduje na jej karku, wciska jej twarz w zie-
mię, teraz te śliczne ząbki są oklejone piaskiem.
- Nie, proszę. Proszę. Nie chcę tego. Nie chciałam... nie chcia-
łam... nie chciałam...
Walcząc ze wszystkich sił, chwyta mnie za golenie, szarpie
spodnie, oczy ma oszalałe ze strachu.
A potem naciskam mocniej, aż słyszę jak jej kark pęka niczym
suche drewno.
***
Las jest cichy w ten szczególny sposób, jakby natura oznajmia-
ła, że zabito żywe stworzenie. Waham się przed użyciem słowa
niewinne , ponieważ gdyby nie była tak głupia, tak cholernie lek-
komyślna, żyłaby teraz i gawędzilibyśmy sobie w drodze do Fila-
delfii, rozmawiali o normalnych rzeczach, o których rozmawiają
31
normalni ludzie, piłaby piwo, a jej usta rozciągałyby się w uśmie-
chu. Tymczasem leży z twarzą wbitą w ziemię, liście i próchno.
A może las wcale nie jest cichy. Może w uszach huczy mi tak
głośno, że zagłusza to wszystkie inne dzwięki. Ciężko oddycham, z
czoła po nosie spływa mi pot, cisza jest przytłaczająca, gęsta jak
śmietana. Pod moim butem leży dziewczyna, jej energia została
wykorzystana i zmarnowana jak całe jej życie.
Będzie mi potrzebne szczęście. Zarzucam sobie dziewczynę na
ramiona, tak jakbym niósł rannego żołnierza i pospiesznie wracam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]