[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mogła wreszcie zebrać myśli. Po tym, jak się kochali... nie, jak go błagała,
żeby się kochali... czuła się straszliwie upokorzona. Gdy ją przeprosił, dotarło do
niej, że naprawdę mu na niej zależy, co jeszcze bardziej skomplikowało sytuację.
Po pierwsze, nie umiała mu się oprzeć, choć powinna. Czy jednak naprawdę po-
winna, skoro Connor szczerze jej pragnął? A ona jego? Zachowała się jak hipo-
krytka, postanawiając, że nie będzie z nim się kochać. A tak bardzo nienawidziła
hipokryzji!
Wysiadła z windy. Connor w kolejnym szytym na miarę garniturze wyglądał
oszałamiająco. Pragnęła go najbardziej na świecie. Nie było sensu zaprzeczać.
Po chwili jechali limuzyną. Daisy udawała, że pochłonął ją widok Park
Avenue, by zastanowić się nad strategią przetrwania. Nie miała szans, by zdołała
przez dwa tygodnie powstrzymać się od seksu z Connorem, jednak zasadnicze za-
łożenia pozostawały w mocy: seks tak, prawdziwe uczucie nie. Miała do czynienia
z atrakcyjnym facetem, który zwykł brać to wszystko, na co miał ochotę. Teraz
chciał jej. W porządku, ona jego też pragnie. Mieli przed sobą dwa tygodnie. Zrobi
R
L
wszystko, by okazały się wspaniałą przygodą, po której pozostaną cudowne wspo-
mnienia.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział.
- Po co tu przyjechaliśmy? - Patrzyła zdziwiona na wspaniałą witrynę sklepu
jubilerskiego.
- To przynajmniej w części rozwiąże nasz problem. Aha, tak przy okazji... -
Zmierzył ją wzrokiem. - Wspaniała suknia.
- Jaki problem chcesz rozwiązać? - spytała gdy pchnął obrotowe drzwi do
sklepu.
- Kupię ci pierścionek zaręczynowy. - Czule musnął jej policzek.
- Nie włożę. To śmieszne!
- Nie dąsaj się, aniele. - Uśmiechnął się uroczo. - Maureen pomyśli, że ci się
nie podoba. - Ruchem głowy wskazał na sprzedawczynię, która udawała, że układa
jakieś pudełka.
- To nie to, wiesz dobrze. Nie mogę. - Pierścionek był przepiękny, ale co z te-
go?
Owszem, marzyła, że ukochany mężczyzna włoży jej kiedyś na palec zarę-
czynowy pierścień, ale Connor nie był tym mężczyzną i nigdy nie będzie.
- Dlaczego nie możesz? Nie chcesz być moją kochanką, w porządku. Włóż
więc pierścionek, a zostaniesz moją narzeczoną na dwa tygodnie. I po problemie.
Jak miała wytłumaczyć Connorowi, że problem kryje się zupełnie gdzie in-
dziej? Nawet gdyby spróbowała, uzna ją za romantyczną idiotkę.
- Nie jestem twoją narzeczoną - oznajmiła rzeczowo. - To kłamstwo, a ja nie
lubię kłamać.
- Rozumiem, ale proszę, nie traktuj tego tak poważnie. Chodzi tylko o dwa
tygodnie. Zabawimy się, podpiszę umowę, niczyja duma nie ucierpi.
- Hm... - Cóż, zabrzmiało to całkiem rozsądnie. - Musisz mnie dokładnie po-
instruować, bo nie tylko nie lubię, ale i nie potrafię kłamać.
R
L
- To nie będzie kłamstwo, tylko jeden z najkrótszych okresów narzeczeńskich
w historii świata. - Z uśmiechem wsunął jej pierścionek na palec.
Poczuła, jak na jej sercu zaciska się pętla.
ROZDZIAA DWUNASTY
- Tak się cieszę, że cię poznałam, Daisy - oznajmiła rozpromieniona Jessie
Latimer. - Monroe i ja zawsze mówimy, że tylko wyjątkowa kobieta ma szansę usi-
dlić Connora. Niezły z niego gagatek.
- Nie przeczę. - Daisy zacisnęła palce na kielichu szampana, usiłując się
uśmiechnąć. Po tym, jak  gagatek" ją tu wpakował, może uważać się za martwego.
Poprzedni tydzień był niesamowity. Metropolitan Opera, Metropolitan Mu-
seum of Art, Coney Island, rejs statkiem widokowym... i mnóstwo wspaniałego
seksu. Nie podejmowali jednak żadnych zobowiązań, nie mówili o przyszłości, nie
wnikali nawzajem w swoje życie. Daisy nie wnikała również w istotę fałszywego
narzeczeństwa. Była pewna, że sobie poradzi. Nie przewidziała jednak, jaki numer
wytnie jej Connor.
Przyszli na otwarcie Galerii Latimera. Monroe Latimer był znanym na całym
świecie artystą, Daisy znała i podziwiała jego prace. Connor przyjaznił się z nim i z
jego żoną, dlatego Daisy założyła, że po cichu wyznał im prawdę. Jednak gdy
Jessie entuzjastycznie zareagowała na widok pierścionka, Connor zaczął łgać bez
skrupułów, snując nawet plany dotyczące ślubu.
Gdy w końcu Monroe odciągnął go na piwo, Daisy została z kobietą, którą
szczerze polubiła, lecz teraz musiała okłamywać. Próbowała zahaczać o inne tema-
ty, jednak Jessie wciąż wracała do tego samego. Wreszcie powiedziała:
- Jesteś tak inna od kobiet, z którymi Connor dotąd się spotykał. Przepraszam,
że tak mówię, ale potraktuj to jako komplement. Znamy go od trzech lat, biznesowe
kontakty przerodziły się w przyjazń, ale te wszystkie laleczki bardzo nam się nie
R
L
podobały. W końcu znalazł odpowiednią kobietę. Sporo czasu na to stracił, ale
wreszcie mu się udało.
- Udało się... - powtórzyła machinalnie.
Po co to kłamstwo?
- Daisy, co się dzieje? Pobladłaś.
- Nie wiem, jak to powiedzieć... - Nadszedł moment prawdy.
Dłużej nie była w stanie kłamać.
- Co? - ponaglała ją zaniepokojona Jessie.
- Nie jesteśmy narzeczonymi.
- Jak to?
- Poznaliśmy się dwa tygodnie temu. Jest moim sąsiadem. Tylko udaję jego
narzeczoną.
- %7łartujesz?
- Wiem, jak paskudnie to wygląda. Oszukał was, ja też was oszukałam...
Ku jeszcze większej konsternacji Daisy, Jessie wybuchnęła śmiechem.
- Przepraszam, ale nie masz pojęcia, jaka to ironia losu.
- Dziękuję, że się nie gniewasz.
- Daj spokój. Teraz widzę, jak zle się z tym czujesz. Dlaczego się zgodziłaś?
- To skomplikowane.
- Z pewnością, a ja nie mam zamiaru prawić ci morałów. Ale Connor jest na-
szym przyjacielem, więc chciałabym wiedzieć, co się dzieje między wami.
- Wyjaśnienie zajęłoby trochę czasu, w każdym razie gdybym podała moją
wersję.
- Mamy cały wieczór, przynajmniej dopóki nasi panowie nie znajdą piwa, co
trochę potrwa, jako że catering dostarczył tylko szampana.
- No dobrze. Mieszkam w pensjonacie w zachodnim Londynie, sprzedaję ciu-
chy na targu Portobello. To wszystko tutaj... jest skrajnie odległe od mojego praw-
R
L
dziwego życia. Opiekuję się starszymi mieszkańcami naszej dzielnicy, prowadzę
artystyczne kółko dla dzieci w domu kultury, uczę, pomagam...
- Już wiem, dlaczego od razu cię polubiłam.
- Nie zrozum mnie zle. Lubię takie życie. Daje mi poczucie stabilności, reali-
zuje jasne cele. Jest bazą, na której kiedyś zbuduję moją rodzinę. Nie interesuje
mnie bogactwo i miejsce w świetle jupiterów. Czekam na kogoś odpowiedniego, a
Connor jest tego przeciwieństwem. Nie mogę na nim polegać, nie dąży do ustabili-
zowanego życia, co zresztą świetnie rozumiem. Nie mam złudzeń, nie jest nam pi-
sany wspólny los. Stał się jednak pokusą na tu i teraz, której nie mogłam się oprzeć.
Szybko jednak wrócę do swojego życia.
- Rozumiem
- Pewnie myślisz, że go wykorzystuję, ale on też na tym korzysta, więc nie
czuję się winna - stwierdziła niepewnie.
- Nie sądzę, że go wykorzystujesz.
- Nie?
- A nawet gdyby, przyda mu się. Zastawiał sidła, niech sam w nie wpadnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl