[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Musicie się obudzić, madame, stało się coś strasznego.
Marie zamrugała oszołomiona i podniosła się.
- Fanette... co się stało?
- Hrabia de Saine - Croix... nie żyje - wybełkotała dziewczyna. -
Znalezli go o świcie. W parku.
- Nie żyje? - spróbowała się skoncentrować i znalezć
odpowiednie słowa żalu, chociaż w głębi duszy uważała, że jego
śmierć nie była dużą stratą dla ludzkości.
- To oczywiście smutne, ale dlaczego jesteś taka zdenerwowana?
Fanette złapała się za szyję.
- Aresztowali kawalera i już są z nim w drodze do Narbony.
- Co? - Marie natychmiast się obudziła.
- Mężczyzni, którzy przyjechali tutaj z hrabią z Paryża, oskarżyli
kawalera, że go zabił. I znaleziono... - przerwała, łkając.
- No mów! - Marie na nią wrzasnęła.
- Pod martwym ciałem hrabiego znaleziono puszeczkę z
fiołkowymi pastylkami.
Marie czuła, jakby ją coś poraziło. To niemożliwe. To nie mogło
być prawdą, poprawiła się w myślach. Tris nigdy nie zabiłby drugiego
człowieka. Nie z tak śmiesznego powodu. Musiało być jakieś
wytłumaczenie i nie spocznie, póki go nie znajdzie.
- Pomóż mi się ubrać - odwinęła kołdrę i weszła do miski z
wodą.
W mniej niż pół godziny pózniej zbiegała po schodach. Szukała
Troya, nie znalazła jednak ani jego, ani księcia de Mariasse. W swej
rozpaczy nie zwróciła uwagi na spojrzenia osób obecnych na sali ani
ich szept.
Spostrzegła tylko siedzącą przy jednym z okien hrabinę du Plessis
- Fertoc i bez wahania do niej podbiegła.
- Hrabino, gdzie znajdę waszego brata? - spytała bez ceregieli.
Kobieta odwróciła do niej głowę. Pod jej zaczerwienionymi
oczami widać było ciemne cienie.
- Henri i Troy pojechali do Narbony. Chcą spróbować zrobić
wszystko, by nie wniesiono oskarżenia.
- Oskarżenia? Ale to przecież niewiarygodna pomyłka. Tris nie
jest mordercą.
- Jest znany ze swojego gwałtownego temperamentu. Cała sala
była świadkiem, jak groził hrabiemu. A przy trupie znaleziono jego
puszkę z pastylkami. Nie uważacie, że to trochę zbyt dużo zbiegów
okoliczności?
- Nie zrobił tego - powtórzyła Marie z przekonaniem. - Nie jest
mordercą.
- Wczoraj w Belletoile gościł również intendent de Montpellier,
który był świadkiem tej dysputy. Jeśli oskarżenie zostanie wniesione,
nie ograniczy się jedynie do mordu, ale obejmie także zdradę stanu.
Hrabia był siostrzeńcem króla. Jeśli Tris zostanie uznany winnym,
zostanie powieszony - głos Ghislaine brzmiał tak monotonnie, jakby
wzięła zbyt dużo laudanum. Odwróciła głowę i znowu zapatrzyła się
w ogród.
Marie bezradnie zacisnęła pięści. Odwróciła się i po raz pierwszy
zauważyła, że były na nią skierowane wszystkie oczy. Sępy
szykowały się do lotu.
Przeszła obok nich z wysoko podniesioną głową. Nikomu nie da
okazji do dzielenia jej bólu. Zamiast tego poszła do stajni. Też chciała
jechać do Narbony. - Osiodłaj mi konia - rozkazała pierwszemu
lepszemu stajennemu, który stanął jej na drodze. Skinął głową i
zniknął w budynkach. Krótko potem wrócił z koniuszym. Mężczyzna
skłonił się przed nią.
- Co jest? - spytała niecierpliwie. - Czekam na osiodłanego konia.
- Madame de Rossac, zabroniono mi siodłać dla pani konia.
Macie zostać w Belletoile.
- Książę nie może mi niczego zabronić i nie może decydować o
tym, co mam robić. Jeśli ty tego nie uczynisz, ja to zrobię - chciała go
minąć, licząc się z jego sprzeciwem. On jednak tylko na nią spojrzał i
spokojnie powiedział:
- To polecenie nie pochodzi od księcia. Kawaler de Rossac prosi
was, byście poczekały tutaj na jego powrót i nie oddalały się z
Belletoile. Nakazał mi przekazać wam tę wiadomość, zanim został
zabrany do Narbony.
Marie stanęła. Tris chciał, żeby tutaj została. Każdy nerw w jej
ciele pragnął wsiąść na konia i jechać do niego. Wzięła głęboki
oddech.
- Dobrze. Poczekam w mojej komnacie.
Czekanie wymagało od niej pewnej dozy cierpliwości. Troy i
książę wrócili do Belletoile dopiero wieczorem następnego dnia.
Marie wybiegła im naprzeciw ze strwożonym sercem. Ich ubrania
były tak samo pomięte jak ich miny.
- Gdzie Tris? - spytała ochryple.
Troy uniósł ręce w geście bezradności. Jego twarz była szara.
- Marie...
- Ofiarowałem oprawcom więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek
widzieli i zobaczą w swoim życiu, jednak nie dali się przekonać, by
nie wnosić oskarżenia - przerwał mu książę,
- Ale przecież on tego nie zrobił, to wszystko to jakaś straszliwa
pomyłka - krzyknęła Marie z rozpaczą.
- Oczywiście, że tego nie zrobił - parsknął książę. -
Przypuszczalnie każdy, kto zamienił z hrabią de Saint - Croix więcej
niż dziesięć słów, miał dobry powód, by go zamordować. Nie o to
chodzi. Chcą dać odstraszający przykład.
- Przykład? - powtórzyła bezradnie Marie. Troy położył rękę na
jej ramionach.
- W ostatnich latach w okolicy wciąż panuje niepokój, wciąż
wzrasta nienawiść do Paryża i króla. Przywódcy zamieszek wędrują
na kilka miesięcy za kratki, jednak na niewiele się to zdaje. Sędziowie
nie przepuszczą okazji, by uspokoić króla, że jego władza jest
nienaruszona także tutaj, na południu. A tą okazją jest powieszenie
mordercy królewskiego siostrzeńca.
- Ale on tego nie zrobił. Nie ma dowodów. Jak chcą go oskarżać?
- Marie potrząsnęła głową, jak gdyby chciała strzepnąć pajęczynę.
Czy ci dwaj nie słuchali?
- Martin Poudrin, intendent w Languedoc, słyszał wymianę zdań
pomiędzy Trisem i hrabią de Saint - Croix. Wybuchowy temperament
Trisa jest dobrze znany, puszka z pastylkami, która leżała pod trupem
- to wystarczy, żeby wnieść oskarżenie. Zwłaszcza, że obaj
towarzysze hrabiego de Saint - Croix grozili tym, że każą zlikwidować
izbę prawniczą w Narbonie.
- Obronę Trisa zleciłem dwóm adwokatom. Poza tym
przekupiłem strażników, żeby załatwili mu lepsze jedzenie, ubrania i
co jeszcze będzie chciał - powiedział książę. Był zmęczony i rozbity. -
W tej chwili nie mogę dla niego nic więcej zrobić. - Chcę się z nim
zobaczyć - Marie uwolniła się od uścisku Troya. - Natychmiast.
Muszę zobaczyć, jak się ma.
Książę potrząsnął głową.
- Nie wolno mu przyjmować wizyt. My też go nie widzieliśmy.
Marie, bądz rozsądna, proszę was. W tej chwili uczyniono wszystko,
co było możliwe. Uwierzcie mi, dobre samopoczucie Trisa jest dla
mnie tak samo ważne jak dla was.
- Nie wątpię w to, Wasza Aaskawość, ale czuję się taka bezradna
- jej oczy zatonęły we łzach.
- Wszyscy się tak czujemy, madame - ukłonił się. - Wybaczcie
mi, muszę pożegnać gości, a przedtem doprowadzić się do porządku.
Marie skinęła głową i zwróciła się do Troya.
- Wracamy do Mimozy?
- Myślę, że tak będzie najrozsądniej. Książę pociągnął za
wszystkie sznurki, za które mógł. Jeśli wydarzy się coś nowego,
dowiemy się o tym.
Marie wbiła paznokcie w dłonie, by nie wykrzyczeć swojej
bezradności. Była chora z troski, gdy pomyślała, że Tris jest w małej,
wilgotnej celi, zdany na łaskę i niełaskę swoich strażników.
Kolejne dni zastygły w ciężkim bezruchu. Nic się nie działo. Nie
przyszła żadna wiadomość ani bezpośrednio od Trisa, ani od
adwokatów i asesorów, ani od księcia.
Marie czuła, jakby przy każdym kroku napotykała na
niewidzialne mury. Troy schodził jej z drogi. Spędzał czas przy
zbiorach i tłoczeniu winogron. Marie próbowała też się tym zająć, ale
jej nie wychodziło. Próbowała również wysłać Trisowi wiadomość.
To także jej się nie udało. O czym miała mu napisać? O nic
nieznaczących drobiazgach z życia codziennego? Miłosne zaklęcia,
które mogły zostać wyryczane przez więzienne kraty przez pijanego
strażnika?
Niezliczone kartki papieru lądowały zgniecione na podłodze.
Bezsilność i ciągłe czekanie sprawiło, że stała się agresywna i
humorzasta. Poznała to po spojrzeniach, które rzucały jej Suzanne i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]