[ Pobierz całość w formacie PDF ]
%7łegnana oklaskami, zeszła ze sceny. Matka z Opal usi-
łowały przecisnąć się do niej przez tłum gości. Ruby
rozejrzała się nerwowo, lecz nigdzie nie dostrzegła Zan-
e'a.
- Ruby! - wykrzyknęła siostra i objęła ją za szyję. - Je-
steś gwiazdą!
Matka również nie szczędziła jej pochwał.
Przepiękna, oszałamiająca kolekcja! Całe Sydney pieje
z zachwytu.
Nie tylko Sydney, ale cały świat - głos z wyraznym
włoskim akcentem zabrzmiał tuż obok.
Co robisz? Domenic! - zaprotestowała Ruby, kiedy
przystojny szwagier porwał ją w ramiona i obrócił się z
nią jak na karuzeli.
Twoje projekty są tak natchnione, że można by było
pomyśleć, że jesteś Italiana, tesoro mio.
Ruby roześmiała się, słysząc te czułości. Wiedziała, że
to Opal jest jego największym skarbem, lecz kiedy
ostrożnie stawiał ją z powrotem na ziemi, pozwoliła się
pocałować.
- Jak dobrze was wszystkich widzieć - cieszyła
S
R
się, wciąż patrząc na przystojną twarz szwagra i trzyma-
jąc go za rękę.
Nagle poczuła na ramieniu mocną dłoń. Nie musiała się
oglądać, wiedziała, do kogo należy.
- Przepraszam, że przerywam to szczęśliwe spotkanie,
lecz muszę pilnie porozmawiać z Ruby.
Dopiero teraz Ruby odwróciła się. Zane wyglądał na
spiętego, twarz miał ponurą.
-Co tu robisz? - spytała. - Coś się stało w Broome?
Zane nie patrzył na nią, prawdopodobnie nawet nie
usłyszał, co powiedziała. Wpatrywał się w Domenica,
jego oczy rzucały gromy. Niespeszony Włoch patrzył na
przeciwnika równie wrogo. Wyglądali jak dwa jelenie,
które zaraz zderzą się porożami.
Opal pierwsza przerwała niezręczne milczenie.
-Nie słyszałeś, Domenicu? Ruby jest potrzebna. Puść ją.
Nie przestając patrzeć na intruza, Domenic zwrócił się
do Ruby:
Wszystko w porządku?
Pozwólcie, że wam przedstawię - zaczęła Ruby, czując,
że się rumieni. - Zane Bastiani. Wspólnie zarządzamy
Bastiani Pearls. Zane, to moja matka, Pearl, a to siostra,
Opal, i jej mąż, Domenic Silvagni.
Zane nie pokazał po sobie konsternacji. Ukłonił się
szarmancko paniom, wyciągnął rękę do Domenica.
- Rozpoznaję nazwisko. Branża hotelowa, nie mylę się?
W Paryżu zatrzymałem się kiedyś w hote lu Silvers. To
jeden z pańskich, prawda?
Domenic uniósł jedną brew.
S
R
-Zadziwia mnie pan. Sądziłem, że lepiej będzie pan znał
sieć Clemengers Boutique. Choćby ze względu na ko-
neksje pańskiej czołowej projektantki.
Zane posłał Ruby spojrzenie mogące skruszyć marmur,
lecz ona je zignorowała. Przeprosiła na chwilę rodzinę,
a kiedy odeszli na bok, spytała:
Co się stało?
Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Szła, rozdając uśmiechy na prawo i na lewo, starając się
nie myśleć o doznaniach, jakie rozbudzał w niej każdy
dotyk Zane'a, jego bliskość.
Czego mianowicie? - spytała.
%7łe należysz do rodziny tych Clemengerów.
Nigdy nie pytałeś - stwierdziła. - Poza tym z miejsca
uznałeś mnie za naciągaczkę, usiłującą wycisnąć z was,
ile się da...
Chwycił ją i obrócił ku sobie tak, że musiała spojrzeć
mu w twarz
Nie wiedziałem.
Oczywiście, że nie - syknęła. - Wymyśliłeś historyjkę,
która spełniała twoje oczekiwania i pasowała do twoich
uprzedzeń. Mówiłam ci, że nie potrzebuję pieniędzy
twojego ojca, a ty nie zadałeś sobie trudu, żeby się do-
wiedzieć dlaczego. Wolałeś wersję, że jestem płatną
dziwką, polującą na forsę.
Jego oczy pałały gniewem.
- To jeden z powodów mojego przyjazdu...
- wybąkał. - Chciałem cię przeprosić...
Ruby spojrzała wymownie na jego dłoń zaciśniętą na
przegubie jej ręki.
- I tak twoim zdaniem wyglądają przeprosiny?
S
R
- spytała z ironią. - Dziwne. Większość ludzi zaczęłaby
od słowa przepraszam".
- Do diabla! - Zane puścił ją, odszedł kilka kroków, ob-
ciągnął smoking. -Inaczej sobie wyobrażał ich rozmo-
wę, lecz rewelacja, że Ruby pochodzi z rodziny tych
Clemengerów była kolejną z serii niespodzianek dowo-
dzących, jak bardzo się mylił i to od samego początku.
%7łałował teraz, że niedokładnie przyglądał się fotogra-
fiom w prasie pokazującym Ruby u boku ojca i że wy-
rzucał artykuły do kosza, w ogóle ich nie czytając.
Przynajmniej by wiedział.
Znałby wytłumaczenie, dlaczego nie zależało jej na
pieniądzach. I nie uznałby za zbieg okoliczności, że
asystentka zarezerwowała mu w Sydney pokój w ho
telu mającym w nazwie nazwisko Ruby.
W korytarzu pojawiło się jakieś roześmiane to-
warzystwo, a kiedy przeszli, Zane znowu chwycił Ruby
za rękę.
Chodzmy stąd. Tutaj nie można rozmawiać.
Co z przyjęciem... - wzbraniała się.
Nie zajmę ci wiele czasu.
Trzymając ją za rękę, sprowadził ze schodów. Ruby
wolną ręką zebrała fałdy sukni tuniki inspirowanej stro-
jami noszonymi w starożytnym Rzymie. Włosy miała
spięte na karku klamrą z perłą, w uszach kolczyki, na
ręku bransoletę, też wysadzaną perłami.
- Więc co chciałeś mi powiedzieć? - spytała, kiedy zna-
lezli się na dole i oswobodziła dłoń.
Zane wziął głęboki oddech. Noc była piękna, powietrze
balsamiczne. Rzęsiście oświetlony Most
S
R
Portowy i wieżowce odbijały się w ciemnej wodzie za-
toki. Zaczęli powoli iść wzdłuż nabrzeża.
- Myliłem się - zaczął. - Od samego początku zle cię
oceniłem i wszystko, co robiłem potem, pogarszało tyl-
ko sytuację. %7łałuję. Bardzo żałuję i przepraszam.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]