[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wdzięcznej staruszki.
Góra mięśni, wbita w skórzaną kurtkę, spoczywała na klocowatych nogach. Całą
budowlę wieńczyła okrągła ogolona głowa, miarowo poruszająca szczękami. Dimoczka
najwyrazniej dbał o zbilansowany poziom pH w ustach i dlatego intensywnie żuł
gumę Orbit.
- Dobra - łaskawie kiwnął głową Borys Siergiejewicz - no to w porządku, Dima
jest zuch chłopak, pochwalę go.
- Pan się poczęstuje jabłuszkiem - przypochlebnie proponowały staruszki. -
Wybierzemy dla pana najlepsze.
- Nie lubię niczego kwaśnego - skrzywił się szef. - Chciałbym tu dziewczynkę
ulokować... - I popchnął mnie do przodu.
- Dzień dobry - wymamrotałam.
- I pani też życzymy dobrego dnia - uprzejmie odparły babuleńki.
- Jeśli ją kto obrazi - surowo oświadczył Borys Siergiejewicz -będzie miał ze
mną osobiście do czynienia.
Następnie, w mgnieniu oka zmieniając ton na uprzejmy, powiedział cicho:
- Proszę tu stać, nigdzie nie odchodzić, a jeśli się pani zmęczy, może pani
usiąść na ziemi. Gwizdnie pani na Dimę, to przyciągnie dla pani kartony. Niech
pani sama się stąd nie rusza. No to życzę wygranej.
Oparłam się o szeroką balustradę podziemnego przejścia. Borys Siergiejewicz
wszedł w tłum i zniknął.
- A to łajdak! - westchnęła babka ze skarpetkami.
- Cicho bądz, Rajka! - Kobieta z pietruszką szarpnęła ją i wskazała wzrokiem na
mnie.
Raisa zamknęła usta. Westchnęłam. Staruszki, które korzystają z ochrony tego
bandyty Dimoczki, nie ruszą mnie, bo boją się Borysa Siergiejewicza, ale też nie
będą prowadzić towarzyskich rozmów z kloszardką".
Rozdział 8
Po kwadransie zrozumiałam, że praca żebraczki jest ciężka. Przechodzący obok
ludzie obojętnie zbiegali do przejścia, nikt się nie śpieszył ze wsparciem
bezdomnej choćby rubelkiem. Dobrze, że podarte z wierzchu łachmany od środka
były całe, dzięki czemu przynajmniej nie zmarzłam. Pół godziny pózniej
posmutniałam. Po jaką cholerę ja tu sterczę? Po pierwsze, wiadomo, że przegram,
do tej pory nie udało mi się wyżebrać nawet dziesięciu kopiejek, po drugie, co
mi to da, czego się tu dowiem? To był jednak głupi pomysł...
- Słuchaj no, kobieto... - usłyszałam gdzieś z dołu.
Obejrzałam się. U moich nóg stało stworzenie nie wiadomo jakiej płci, wzrostem
trochę wyższe od kota.
- Może chcesz wygrać?
- Aha. - Byłam tak zaskoczona, że powiedziałam prawdę, ale zaraz ugryzłam się w
język: - T-to pomyłka, chłopcze, po prostu stoję tu sobie, proszę o wsparcie.
Stworzenie ni to się zaśmiało, ni to zakasłało.
- Bujasz, kobieto, jesteś z tych przebierańców. Pawłuchy nie nabierzesz.
- A kto to taki?
- Pawłucha to ja - wyjaśnił człowieczek i spojrzał na mnie wyblakłymi,
zmęczonymi oczkami. - Ja wiem wszystko! Tu o was na placu wszyscy gadają. No to
ile dziś masz w banku?
- Cóż-zaczęłam-tak właściwie...
- Przecież się po pół tysiaka zieleńców zrzucacie?
- No... a ty skąd to wiesz?
Pawłucha roześmiał się ochrypłym głosem.
- Tu się akurat da coś ukryć! Znaczy się tak, liczyć umisz?
- Jeśli niezbyt trudne słupki, to tak.
- No to rusz mózgownicą - Pawłucha splunął na podłogę -jak dasz mi trzysta
baksów, to ile ci zostanie?
Szybciutko wykonałam w pamięci zadanie.
- Dwa tysiące pięćset, właściwie dwa tysiące na czysto, bo w tej kwocie pięćset
doków jest moich.
- No to jak? Umowa stoi? Wygrasz! Aha, i jeszcze wszystko, co uzbierasz w
rublach, potem mi oddasz!
- Jak to? Przecież wszystko jest nagrywane na wideo.
- Nie bój żaby, najpierw gadaj, czy się zgadzasz? Milczałam, zastanawiając się,
jak postąpić. Ale chłopak moje
milczenie odebrał jako znak zgody.
Pawłucha roześmiał się zadowolony i zniknął w tłumie ludzi. Już miałam zawołać
Dimę i poprosić go o karton, kiedy przystanęła przede mną dość sympatyczna
kobieta i rzuciła do pustego pudełka dziesięć rubli.
No i zaczęło się. Ludzie zatrzymywali się z zaskakującą regularnością, kobiety i
nastolatki. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że było ich tylko troje, po prostu
zespół" stale się przebierał.
Kobieta wkładała różne chustki i płaszcze, a dzieci przybiegały w coraz to
innych kurtkach.
Dwie godziny pózniej zjawił się Borys Siergiejewicz. Najpierw z troską w głosie
zapytał:
- Nie zamarzła pani? Dziś wiatr po prostu zwala z nóg. Potem spojrzał do
pudełka i zdziwił się:
- Ależ pani ustrzeliła! Tu chyba będzie z tysiąc, jak nic rozbije pani bank.
Tak, początkujący zawsze mają szczęście.
Złapałam skarbonkę" i ruszyłam za nim do samochodu.
Po niedługim czasie znalezliśmy się w pomieszczeniach firmy. Przebraliśmy się i
przeliczyliśmy łupy. Miałam najwięcej. Jurij powiedział z radosnym uśmiechem na
twarzy:
- %7łółtodzioby zawsze mają szczęście, zobaczymy, kto wygra następnym razem. No,
a znasz naszą tradycję?
- Jaką? - zapytałam ostrożnie.
- Zwycięzca zaprasza pozostałych do lokalu - poinformowała ze śmiechem Nina,
żona Jury. - Trzeba to oblać. Jaką kuchnię preferujesz? Wybór należy do ciebie.
Wolę ryby niż mięso, dlatego ruszyliśmy do restauracji Trzy Kiełbie".
Spędziliśmy tam kilka godzin, opowiadając sobie kawały i kretyńskie historyjki.
Dość szybko się wyjaśniło, że szukanie wśród moich kolegów kloszardów"
człowieka, który zabił Jewgienija i wrobił Likę, jest zupełnie jałowym zadaniem.
Przy stole siedziały ze mną dwie pary małżeńskie: Jura i Nina Samojlenko oraz
Piotr i Walentyna Czernobutko. Z Jewgienijem spotkali się tylko kilka razy i
właściwie nic o nim nie wiedzieli.
- Wesoły był z niego facet - westchnęła Nina - grał na harmonii. Zpiewał różne
więzienne pieśni, nie wiem, skąd je znał, takie w stylu: Stój, parowozie,
stukot kół niech ucichnie...".
- Albo tę - ożywił się Piotr: - Jam prostytutka, choć rodu wielkiego...".
- Szkoda chłopa - pokręciła głową Walentyna. - Coś niesamowitego, zginął z rąk
własnej żony.
- Ja też mam czasem ochotę udusić Jurkę - oznajmiła Nina. Jura zrobił
wystraszoną minę.
- Oj, nie, tylko nie to! Nina się roześmiała.
- Ale przecież szkoda! Tyle lat go hołubiłam, żywiłam, ubierałam i teraz zabić!
- Nawet nie żartuj w ten sposób - Walentyna pokręciła głową.
- Dość tych smutków - przerwał rozmowę Piotr. - Lepiej posłuchajcie, znam
świetny kawał...
Mniej więcej po godzinie poszłyśmy z Niną do toalety, gdzie ujrzałyśmy ogromne,
umocowane w ścianie akwarium.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]