[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieustraszenie kopią rowy w wypielęgnowanych gazonach obnażając sklerotyczny system
krwionośny miasta, jeśli rankami do hałasu tramwaju pod oknem dołącza się sapanie drogowego
walca, jeśli budząc się pod wpływem szczebiotu ptaków nie możecie dojść do tego, czy to noc, czy
dzień, wiedzcie: na dworze jest czerwiec.
Jeśli na dworze jest czerwiec, a wy macie dwadzieścia sześć lat, jeśli co wieczór czytacie
dziewczynie cudowne wiersze, jeśli... Zresztą, wystarczy!
I tak wszystko jasne.
Jakiś ohydny typ, ojciec literackich sztampów, powiedział, że miłość nie zna granic. No i co z
tego? Co innego nie znać granic, a co innego móc je pokonać lub, jak wyraziłby się filozof,
doprowadzić do takiego rozwoju wydarzeń, by miłość do siebie przekształciła się w miłość dla
siebie. Przecież, co by tam nie mówić, dwa tysiące lat...
Macie ochotę na jeszcze jedną wyświechtaną sentencję? Proszę! Nieszczęście przychodzi z
tej strony, z której najmniej się go spodziewasz. Tym razem weszło ono przez drzwi w osobie
dozorcy, który pewnego wieczoru poprosił Klarneta, by bez chwili zwłoki zjawił się w administracji
domu, gdzie czeka na niego komisja pojednawcza w pełnym składzie.
Skład, jak się okazało, nie był znów tak duży: dwóch ludzi, nie licząc znanego nam jui
emeryta Budiłowa. Zobaczywszy Klarneta Budiłow wpadł w podniecenie i wyciągnął przed siebie
prawą rękę, przez co natychmiast stał się zadziwiająco podobny do Cycerona demaskującego
Katylinę.
- Oto on, kochany! We własnej osobie! Przewodniczący komisji przygładził siwe wąsy i
wziął ze stołu kartkę zapisaną koślawymi literami.
- Tak... siadajcie, towarzyszu Klarnet. Klarnet usiadł.
- Dochodzą do nas sygnały, że używa pan nie zarejestrowanej radiostacji. Czy to prawda?
- Nie mam żadnej radiostacji - skłamał Klarnet.
- Ależ on kłamie! - patetycznie wykrzyknął Budiłow. Przecież sam słyszałem, jak nadaje! To
otwartym, to zaszyfrowanym tekstem.
Przewodniczący spojrzał pytająco na Klarneta. - To... ja czytam wiersze.
- Ale dlaczego na głos? - zdziwiła się inteligentnie wyglądająca kobieta.
- Tak się je lepiej zapamiętuje.
- Kłamie, kłamie! - żołądkował się sąsiad. - Niech w takim razie powie, co tam u siebie lutuje,
dlaczego co chwila przepalają się korki?
- No, towarzyszu Klarnet?
- Nie lutuję niczego. Kiedy remontowałem telewizor, to lutowałem, ale teraz nie lutuję.
Przewodniczący chrząknął i znów przygładził wąsy.
- Tak... A więc tylko czytacie wiersze?
- Tylko wiersze.
- Jakie będą postanowienia? - popatrzył na kobietę, ale ta tylko wzruszyła ramionami.
- Trzeba by rewizję zrobić - powiedział Budiłow. Z udziałem świadków.
- Do tego nie mamy prawa - skrzywił się przewodniczący. - A wy, towarzyszu Klarnet,
wezcie pod uwagę to, że nikomu nie zabrania się robić telewizorów i radioodbiorników...
- I czytać wierszy - z kpiną dodała kobieta.
- I czytać wierszy - przytaknął przewodniczący. - Ale jeżeli to rzeczywiście nadajnik
radiowy... to zupełnie inna sprawa. Trzeba zarejestrować. Dla pana lepiej, a dla nas spokojniej.
Zgoda?
- Zgoda - westchnął - tylko że ja nie mam żadnego nadajnika.
Zwięte, nieudolne, niewymyślne kłamstwo! Ale co komu do słowa honoru nieopatrznie
rzuconego w mglistą przyszłość? Nie, Klarnet, nie tobie mierzyć się z wrogiem ludzi - Budiłowem,
który nie takie rzeczy widział. %7łebyś nie wiadomo co robił, rozszyfruje cię, niezawodnie cię
rozszyfruje! Czas się zastanowić, czym się to może skończyć.
- Masza! - Klarnet mówił szeptem trwożliwie spoglądając na drzwi. - Zrozum, Masza, ja tego
po prostu nie przeżyję - Co więc proponujesz?
- Nie wiem. Wez mnie do siebie. Przecież na pewno są jakieś maszyny czasu.
- Nie ma takich maszyn - smutnie uśmiechnęła się Masza. - To bajki.
- Ale przecież przesłałaś mi nadajnik.
- To zupełnie inna sprawa. Transmutacja. Ale przecież ona jeszcze nie została u was odkryta.
Klarneta nagle olśniła myśl.
- Posłuchaj, a ty byś nie mogła?
- Co?
- Transmutować się do mnie.
- Och! Zdajesz sobie sprawę z tego, co mówisz?! Nie, to niemożliwe!
- Ale dlaczego?!
- Przecież powiedziałam, żadnych kontaktów z przeszłością. Nie wolno zmieniać historii.
Transmutacji w czasie dokonuje się u nas co najwyżej w granicach stulecia, i to ze wszystkimi
ograniczeniami. A tu... przecież powrotu nie będzie. Zostać na zawsze nie wiadomo gdzie... -
Wiadomo! Będziesz ze mną!
Masza rozpłakała się.
- No co ty, Maszeńka?!
- A ty mnie nigdy nie przestaniesz kochać? - zapytała wycierając nos w maleńką chusteczkę.
Wiecie, co się odpowiada w podobnych wypadkach. W czerwcu wszystko odbywa się
według raz na zawsze ustalonych praw. Oto nadciągnęła chmura, lunął deszcz, patrzysz, a tu po kilku
minutach znów grzeje słońce.
- Nie mogę się przecież u was zjawić z takim wyglądem powiedziała Masza. - Zdobądz dla
mnie kilka żurnali.
Czy zdarzyło się wam kiedyś obserwować kobietę studiującą fasony płaszczy? Takiego
całkowitego oderwania się od marnego świata, takiego całkowitego pogrążenia się w nirwanie nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]