[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Halldis trzymała portmonetkę w chlebaku?
O ile wiem, to nikt.
Ale Tommy Rein mógł wiedzieć, prawda?
Hm... Nie jestem tego pewien.
A akwizytorzy, sprzedawcy losów albo kaznodzieje? Na pewno się tu zapuszczają,
prawda? Czy ktoś taki pojawił się u niej? Czy kiedyś o tym wspominała?
Nigdy nie docierają do gospodarstwa Halldis. Szkoda zachodu. Za daleko i droga
jest zła. Nie, o tym może pan zapomnieć. Niech się pan zajmie Errkim. Przecież to jego ktoś
widział przy zagrodzie.
Wie pan o tym?
Wszyscy wiedzą.
A portmonetka? pytał dalej Skarre. Czy była czerwona?
Jasnoczerwona, z mosiężną klamerką. Trzymała w niej zdjęcie Thorvalda. Stare,
zrobione zanim jeszcze wyłysiał. Wie pan co? powiedział Briggen. Odetchnąłem z ulgą,
kiedy wsadzili Errkiego do zakładu. A teraz mam nadzieję, że go znajdziecie i że okaże się
winny.
Dlaczego?
Briggen skrzyżował ręce na brzuchu. Nie przyszło mu to łatwo.
Wtedy zamkną go na dobre, bo gość jest niebezpieczny. A jeżeli w końcu
udowodnią mu winę, wtedy może już nie wyjdzie i będziemy mieć tutaj trochę spokoju. No
bo kto jeszcze mógł zrobić coś takiego?
Czy ktoś odwiedzał Halldis?
Raczej rzadko.
Kto był wyjątkiem?
Jej siostra, Helga, ma wnuka, który mieszka w Oslo. Wynajmuje tam pokój. Wiem,
że do niej zaglądał, choć nieczęsto.
Może pan wie, jak się nazywa?
Nazywa się Mai, a na imię ma Kristian albo Kristoffer.
Kristoffer, pomyślał Skarre. To on wysłał list.
Przypominam sobie, że pracuje w kuchni jakiejś restauracji. Nie w żadnej
mordowni, ale wątpię, żeby miała trzy gwiazdki.
Dlaczego?
Kiedyś go widziałem. Nie ten typ.
Skarre zastanawiał się, czym może się różnić podkuchenny w trzygwiazdkowej
restauracji od podkuchennego w innych jadłodajniach Oslo.
Bywał tam więc Mai i Tommy Rein. Czy odwiedzali pana jacyś dziennikarze?
Tak. Z gazety i z miejscowego radia. Dzwonili też inni ludzie.
Rozmawiał pan z nimi?
Nikt mi nie zabraniał.
Niestety, pomyślał Skarre.
Chciałbym, żeby zajrzał pan do nas na komisariat. Najlepiej jeszcze dziś.
Ja? A po co?
Musimy zidentyfikować wszystkie odciski palców, które znalezliśmy w domu
Halldis.
Briggen wyglądał, jakby nagle zaparło mu dech w piersiach.
To znaczy, że zdejmiecie mi odciski palców?
Taki mieliśmy zamiar powiedział Skarre z uśmiechem.
A dlaczego ktoś miałby znalezć w jej domu moje odciski palców?
Dlatego, że bywał pan u niej w domu co tydzień od ośmiu lat wyjaśnił Skarre
spokojnie.
Ja tylko zawoziłem jej zakupy! Z twarzy mężczyzny biło przerażenie.
Wiemy o tym.
Więc do czego są wam potrzebne?
Do identyfikacji.
Co pan powiedział?
Skarre próbował zachować spokój.
Musimy ustalić, do kogo należały wszystkie odciski palców. Niektóre były Halldis.
Część mógł pozostawić ten Kristoffer, a kilka pan. Reszta może należeć do zabójcy. Musimy
zdjąć pana odciski, żeby je wykluczyć, a wtedy zostaną nam te nierozpoznane. Osoba, która
je pozostawiła, może się okazać mordercą. Rozumie pan?
Twarz Briggena znowu odzyskała normalne kolory.
Mam nadzieję, że nikt się o tym nie dowie. Ludzie mogliby pomyśleć, że miałem z
tym coś wspólnego.
Nie pomyśli tak nikt, kto ma choćby najmniejsze pojęcie o pracy policji
powiedział Skarre uspokajająco.
Podziękował sklepikarzowi i wyszedł z jego biura. Johnna miała właśnie zamiar
wyskubać sobie brwi, gdy nagle policjant zjawił się obok niej przy kasie. To jedno mieć
piękne oczy, pomyślała. Ale te usta... U mężczyzn zawsze najpierw zwracała uwagę właśnie
na tę część twarzy. Usta policjanta były absolutnie bez zarzutu: delikatnie zarysowane i pełne,
lekko wygięte, niezbyt kobiece, a mimo to symetryczne. Zęby też miał nieskazitelne.
Delikatny łuk górnej wargi naśladował owal jego brwi.
Jacob Skarre przedstawił się z uśmiechem.
To chyba imię z Biblii, pomyślała.
Czy mogę zadać pani szybkie pytanie? Czy kiedykolwiek była pani u Halldis na
farmie?
Raz. Z Oddem. Energicznie pokiwała głową, mimo to nie poruszył się ani jeden
lok na jej głowie. Kiedyś w sobotę po południu zepsuł mi się samochód. Odde
zaproponował, że odwiezie mnie do domu, jeśli nie będę miała nic przeciwko temu, by wpaść
do Halldis. Skończyła jej się kawa. Ale to było dość dawno.
Zdjęła okulary i położyła je na kolanach.
Czy zna pani kogoś innego, kto u niej bywał?
Zastanawiała się przez chwilę.
Pracował u nas taki jeden, ale dość krótko. Kiedyś zadzwonił kurator i spytał, czy
mielibyśmy coś dla niego.
Kurator? powtórzył zaskoczony.
Kurator dla wypuszczonych na zwolnienie warunkowe wyjaśniła. Skontaktowali
się z Oddemannem, żeby się dowiedzieć, czy ten chłopak mógłby tu popracować na próbę.
Mają taki program dla więzniów, którym...
Wiem Skarre przerwał jej. Tommy Rein?
Tak. Tak się nazywał.
Czy był kiedyś u niej?
Raz, może dwa razy. Po jakimś czasie odszedł. Mówił, że można tu umrzeć z
nudów. Nie ma nawet przyzwoitego pubu. Od tamtego czasu nie widziałam go i nie wiem,
gdzie teraz jest.
Podobał się pani?
Sięgnęła myślą wstecz, próbując przypomnieć sobie jego twarz, ale zapamiętała tylko
niebieskawo-czarne tatuaże na jego ramionach. I niepokój, jaki odczuwała, gdy był w pobliżu,
mimo że nigdy nawet na nią nie spojrzał, a przynajmniej nie tak, jak tego oczekiwała. Teraz,
gdy o tym pomyślała, poczuła się trochę urażona. %7łeby nawet zwykły przestępca nie spojrzał
na Johnnę dwa razy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]