[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydostać, ogarnęło go przerażenie i pot wystąpił mu na czoło. Dookoła ciemność,
posępny szum czasem przedrze się między gałęziami słaby promień księżyca i
zaraz gaśnie. Ani drogi, ani żywego ducha brrr...
Dzięcioł przedzierał się przez zarośla, żeby wydostać się z lasu jak najprędzej i
drżał ze strachu jak w gorączce.
Wtem dostrzegł w ciemnościach światełko. ,,Ktoś tu widać mieszka",
pomyślał, ,,albo chłopaki, co pasą konie, rozpaliły sobie ognisko na polanie.
Nareszcie nie będę sam".
C;LB8O7K:>2>9 ?@>5:B ;L8 $@0=:0 www.franklang.ru 41
42
Spieszył w kierunku światełka. Ale kiedy zobaczył je z bliska, przestraszył się
jeszcze bardziej. Bo to był dziwny, blada wy płomień, dołem niebieski i górą
czerwony. Palił się w kotlince, biegł chwilami po ziemi i chwiał się przy tym. Nie
zapalały się od niego suche gałęzie ani mech, ani nic; płomyk palił się cicho, jakby
wychodził spod ziemi i świecił jakoś złowrogo.
Dzięcioł zaczął uciekać. Raz po raz oglądał się trwożnie i przekonał się, że nie
jeden, ale kilka takich płomyków biegnie za nim i ściga go jakby widma jakie.
Przedarł się przez krzaki na skraj lasu i gnał skacząc nad bagnem z kępy na
kępę, o mało się nie utopił. Wreszcie udało mu się wydostać na czyste pole, skąd
widział już światła swojej wioski.
Nazajutrz opowiedział sąsiadom, co mu się przydarzyło.
E, przywidziało ci się ze strachu powiedział jeden. Skąd by się jawiły
takie ognie? Uderzyłeś pewno głową o pień po ciemku i skry sypnęły ci się przed
oczami, jak to bywa, kiedy człowiek dostanie w łeb.
Nie mówcie tak, sąsiedzie, żeby jakiego licha nie obrazić przerwał inny.
Albo to nie wiecie, że po cmentarzach i pustkowiach palą się takie zaklęte światła?
To upiory daremnie szukają spokoju, a czasami zwodzą ludzi umyślnie.
A ja wam mówię, że tam był skarb zakopany! zawołała starucha, o której
szeptano, że jest czarownicą. Jakby Dzięcioł nie uciekł, tylko oznaczył to miejsce
jakim kołkiem czy kamieniem, mógłby tam wrócić i znalazłby takie bogactwo, że
wystarczyłoby mu go do końca życia.
Odtąd chłopak nie miał spokoju. Wciąż przemyśliwał o zaklętym lesie, o
dziwnym płomyku i o skarbie. Jak się do niego dobrać? Bał się tam wrócić, a coś
go ciągnęło.
Chodził tak któregoś dnia po swoim dziedzińcu i dumał, wtem coś w studni
zaszumiało i wyskoczył z niej cień nie cień sam diabeł.
Na peruce z warkoczykiem miał nasadzony trójgraniasty kapelusz, a spod
kusego fraczka wystawał mu ogon.
Ojej wrzasnął Dzięcioł a to co za jeden?
Nie bój się, chłopcze przemówił diabeł spokojnie. Ja sobie chodzę po
okolicy, bo mój pan kazał mi nakupić jak najwięcej dusz.
Jakich dusz?
Takich, jakie się trafią: dusze pijaków, nierobów, złodziejów, jak się zdarzy.
Czemuż to od samych nicponiów waść dusze kupujesz?
Bo porządni ludzie nie chcą mi swoich dusz sprzedać.
Dużo za nie waść płacisz? dopytywał się Dzięcioł dalej.
Ho, ho, pieniędzy nie żałuję! Dla mojego pana pieniądze to jak trociny, tyle
ich ma. Zapisz się do nas na wieczną służbę, to i tobie nie zabraknie złota.
A ile byście mi dali za moją duszę? zapytał Dzięcioł rozłakomiony.
Dam ci skarb zaklęty w lesie obiecał diabeł.
Dzięcioł zawołał:
Zgoda! Przynieś mi ten skarb.
Nie, to ty sam musisz go wykopać powiedział diabeł. Ale ja ci doradzę,
jak masz się do tego wziąć. Tylko wpierw przysięgnij, że twoja dusza będzie moja.
C;LB8O7K:>2>9 ?@>5:B ;L8 $@0=:0 www.franklang.ru 42
43
Przysięgam! zawołał Dzięcioł nie myśląc o tym, co mówi i że sam siebie
gubi na wieki, tak go chciwość zaślepiła.
No to idz do czarownicy, która mieszka za wsią w chatce na uroczysku.
Powiedz jej, że ja cię przysyłam, a ona ci wytłumaczy, co masz zrobić.
To powiedziawszy diabeł podskoczył, wywinął koziołka w powietrzu, grzmotnął
się o ziemię, aż płomień buchnął. I znikł.
Nazajutrz skoro świt poszedł Dzięcioł do czarownicy. Mieszkała ona w chatce na
pustkowiu. Dookoła piasek i kamienie, tylko z rzadka to oset rośnie, to piołun. Na
dachu kraczą wrony i kruki.
Dzięcioł cisnął w nie kamieniem, ale kamień odbił się od dachu i uderzył go w
czoło, a inne kamienie, te, które leżały przy drodze wyśmiewały się z chłopaka,
że nie trafił.
Dzięcioł wpadł w złość i zaczął te kamienie kopać nogami i deptać. Wtem ktoś
zaskrzśczał z góry:
Nie krzywdz moich dzieci!
Dzięcioł podniósł głowę zdziwiony i zobaczył czarownicę, która krzyczała na
niego wyglądając z komina:
Jeżeli masz do mnie sprawę, to rozbierz się, włóż ubranie na wywrót i wlez
do chaty na czworakach tyłem!
Dzięcioł tak zrobił. W chatce czarownicy fruwały same skrzydełka, a główki z
dziobkami siedziały na żerdkach. Wszystko to szczebiotało i piszczało aż strach.
Cicho mi tam! wrzasnęła czarownica na ptaki i zapytała Dzięcioła: Czego
chcesz?
Chłopak powiedział, z czym przyszedł. Czarownica nie chciała o niczym słyszeć,
póki Dzięcioł nie odbędzie trzech prób.
Najpierw masz mi nanosić tyle wody na paznokciu serdecznego palca, żeby to
wiadro było pełne rozkazała.
Dzięcioł poskrobał się po głowie i zaczął nosić wodę na paznokciu. Nosił trzy dni,
upadał ze zmęczenia, ale napełnił wiadro.
Teraz zbieraj piasek przed moją chatą, ziarnko po ziarnku, i ustaw mi z niego
słup wysoki aż pod sam komin. Ale uważaj, żeby wiatr nie zwiał ani jednego
ziarnka!
Dzięcioł taki był chciwy skarbu, że i to potrafił zrobić.
Teraz idz do lasu i policz, ile w nim jest liści kazała czarownica.
Jakże to zrobię, żeby się nie pomylić i nie opuścić ani jednego listeczka?",
myślał Dzięcioł zafrasowany. Usiadł pod drzewem i dumał, a im dłużej myślał, tym
bardziej rozumiał, że temu zadaniu nie podoła.
Wtem usłyszał nad sobą pisk i zobaczył gniazdo sikory. To jej pisklęta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]