[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego oczach ujrzała współczucie. Potem raptownie rozluznił uścisk i odsunął się
od niej.
- Chociaż ma pani teraz szansę spędzić z nim trochę czasu, jednak sądzę,
że powinna pani wyjechać.
Intymność chwili minęła bezpowrotnie. Znów przybrał chłodny wyraz
twarzy.
- Nie należy pani do tego rodzaju kobiet, które chętnie widziałbym w
Jahira News" - poinformował ją stanowczym głosem.
Niespodziewana zmiana w jego zachowaniu podziałała na Angelę jak
kubeł zimnej wody. Zacisnęła dłonie.
- Och, wiem dobrze, jakie kobiety chciałby pan mieć wokół siebie -
odparowała. - Małe, posłuszne niewolnice, które dają sobą pomiatać. Kobiety,
które można terroryzować, a one nawet nie ośmielą się sprzeciwić! Ma pan
rację! Dzięki Bogu, ja taka nie jestem!
Szejk Raszid al-Hazar spoglądał na nią spokojnie. Nie odezwał się ani
słowem. Podczas gdy Angela dała się ponieść emocjom, on pozostał
niewzruszony. Wybuch jej gniewu nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia.
46
R S
- Mówi pani o mojej sekretarce, Lalithcie - odezwał się w końcu. - Nie
podoba się pani, że okazuje mi szacunek?
- Szacunek? - Angela ujrzała przed oczami obraz pięknej Hinduski, którą
spotkała w redakcji Jahira News". - Raczej służalczość.
- Zapewne powinna zachowywać się tak jak pani?
- Odrobina pewności siebie na pewno by jej nie zaszkodziła.
- A nawet pomogła? Tak właśnie pani myśli? Być może pani mogłaby się
czegoś od niej nauczyć, panno Baker. Nie przyszło to pani nigdy cło głowy?
- Prawdę mówiąc, nie - odparowała ostro Angela. - Zapewniam pana, iż
nie mam zamiaru wychodzić z pańskiego gabinetu tyłem i bić pokłonów.
- Wierzę pani,
- Bardzo słusznie. Milczał przez chwilę.
- Właśnie potwierdziła pani moją teorię. To nie jest miejsce dla pani,
panno Baker. Proszę przyjąć moją radę i wrócić do Anglii.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, ruszył w stronę drzwi.
- Chyba wszystko już sobie wyjaśniliśmy. Angela spojrzała na niego z
nienawiścią i obrzydzeniem. On tymczasem chwycił za klamkę.
- Nie zamierzam zmienić zdania, nie ma więc potrzeby tracić pani
cennego czasu. I mojego także - dodał, otwierając drzwi. - Jeżeli sobie pani
życzy, sekretarka wezwie dla pani taksówkę.
Jego bezczelność przechodziła wszelkie granice. Zawrzała gniewem.
Podeszła do szejka. Nogi miała jak z waty.
47
R S
- Nie pozbędzie się mnie pan tak łatwo. Zwrócę się do ambasadora
Wielkiej Brytanii, do ministra do spraw imigracji. Nie jest pan jedynym
wpływowym człowiekiem w Dżahirze.
Nawet nie mrugnąwszy okiem, otworzył szerzej drzwi,
- Do widzenia, panno Baker. Spotkanie z panią było jak zawsze
prawdziwą przyjemnością.
Kilka dni pózniej stało się coś dziwnego. Otrzymała telefon z Wydziału
Ruchu Drogowego. Jej prawo jazdy było gotowe. Wystarczyło je tylko odebrać.
Przed upływem godziny bezcenny dokument znajdował się już w jej
torebce. Z Wydziału Ruchu Drogowego udała się prosto do wypożyczalni
samochodów i ponownie wynajęła swojego czerwonego nissana. Nareszcie
mogła swobodnie poruszać się po mieście. Miała ochotę krzyczeć z radości.
MacLeish zaproponował jej, żeby napisała na zlecenie kilka artykułów. Teraz
mogła się tym zająć.
Następnego dnia, pełna entuzjazmu, siedziała za biurkiem dostawionym w
kącie redakcji Jahira News". Pracowała nad pierwszym artykułem.
Lalithą, śliczna hinduska sekretarka, która pracowała zarówno dla szejka
Raszida, jak i dla MacLeisha, podjęła się oprowadzenia Angeli po redakcji i
zapoznania jej z całym personelem.
- Wspaniale, że będziesz tu pracować - wyznała gorąco. - Do tej pory
byłam jedyną kobietą w zespole. Nareszcie będę miała z kim pogadać.
Angela uśmiechnęła się do niej przyjaznie.
- Już się cieszę na te nasze rozmowy - odpowiedziała. Lalitha będzie w
niej miała nie tylko kompana do pogawędek, ale i kogoś, kto pomoże jej obronić
się przed szejkiem Raszidem, rozważała w duchu. Nie żeby miała zamiar
48
R S
pokazywać mu się na oczy częściej, niż to było konieczne. Nie należało
pogarszać sytuacji, Większość spraw załatwiała z redaktorem naczelnym, toteż,
Bogu dzięki, nie musiała mieć do czynienia z właścicielem gazety,
Co więcej, przy odrobinie szczęścia i ostrożności mogła uniknąć
przebywania w biurze w tym samym czasie co on. Zawsze przyjeżdżał do
redakcji około ósmej wieczorem i pozostawał tam do północy, kiedy zaczynano
druk.
Będę wychodziła najpózniej o wpół do ósmej, zdecydowała Angela.
Powinna była przewidzieć, że nie zawsze będzie trzymał się swojego
rozkładu zajęć, który tak bardzo jej odpowiadał.
Pewnego wieczoru wyszła z redakcji i ruszyła w stronę rzęsiście
oświetlonego parkingu, kiedy przez bramę wjechał ogromny, biały cadillac.
A niech go licho porwie, zaklęła pod nosem Angela. Można się było tego
spodziewać.
Jej nissan stał po drugiej stronie parkingu. Jeśli się pochyli i przejdzie
między innymi samochodami, ma szansę na dotarcie do samochodu, zanim szejk
ją zauważy.
- Jeszcze pani tu jest, panno Baker? - usłyszała w połowie drogi, -
Myślałem, że już dawno wróciła pani do domu.
Angela odwróciła się, zachowując tak, jakby spotkanie z nim nie wywarło
na niej większego wrażenia.
- Właśnie jadę do domu. Zwykle wychodzę o tej porze.
49
R S
[ Pobierz całość w formacie PDF ]