[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawda?
- Pewnie, że nie. Najwyżej pięć minut.
20
Mdławe światło poranka nie było dla Las Vegas pochlebne. To, co w
ciemności wydawało się efektowne i widowiskowe, teraz wyglądało jak
rodem z tandetnego przedstawienia. Wezmy choćby wahadłowiec przed
Space Station One. Jego dziób był cały poznaczony wgnieceniami i
zarysowaniami, farba na wieży startowej się łuszczyła, a gołe żarówki
zwieszające się z metalowej konstrukcji przywodziły na myśl ohydne
szklane torbiele. Wyglądał fatalnie, ale jeszcze gorsze wrażenie robiły
roboty przy drzwiach wejściowych. Już mój toster był bardziej
zaawansowany technologicznie.
Po drugiej stronie Stripu, obok dzwigów i rusztowań, które znaczyły linię
horyzontu rozwijającego się miasta, i poniżej łańcucha turystycznych
helikopterów lecących w stronę Wielkiego Kanionu, poddawano
konserwacji fontanny Bellagio. Mężczyzna w stroju nurka szarpał jeden z
dopływów, a drugi w pontonie wyławiał śmieci z jeziora. Testowano też
inne wodotryski i światła. Bez Luck Be a Lady Sinatry płynącego z
głośników efekt nie był nawet w przybliżeniu tak widowiskowy.
Podniosłem klapkę w aparacie Victorii i wybrałem numer z serwetki.
Wyświetlacz wskazywał, że jest dwadzieścia po szóstej rano, co trudno
uznać za szczególnie cywilizowaną porę na telefon, ale miałem to w nosie.
Skoro zły Tomcio Paluch i jego prze-rośnięty towarzysz byli gotowi
włamać się do pokoju Josha, żeby przypomnieć mu o telefonie do
dżentelmena o imieniu Maurice, uznałem, że ów dżentelmen z chęcią
pozwoli, żebym przerwał mu drzemkę. Oczywiście fakt, że nie potrafiłem
mu powiedzieć, gdzie się podział Josh, mógł odrobinę pogorszyć jego
nastrój, ale byłem gotów podjąć to ryzyko.
Po dwóch dzwonkach uzyskałem połączenie. Po drugiej stronie zapadła
cisza i kiedy przygotowywałem się, żeby rozpocząć przemowę, przerwała
mi automatyczna sekretarka.
 Dziękujemy, że zechcieli państwo zadzwonić do Hawaiian Airlines. %7łeby
połączyć się z agentem, proszę wybrać jeden. %7łeby uzyskać informację na
temat lotów, proszę wybrać dwa. %7łeby..."
Zamknąłem telefon i wsunąłem serwetkę z powrotem do portfela Josha. A
więc nie był to numer tajemniczego Maurice'a. Przynajmniej miałem
nareszcie jakieś pojęcie, gdzie zniknął Masters. Hawaje. Nie żebym tam
kiedyś był albo zamierzał w najbliższym czasie wybrać się na wakacje, ale
przypuszczam, że wyspy miały swoje uroki, zwłaszcza jeśli człowiek
szukał miejsca, żeby się ukryć i uniknąć przefasonowania kończyn
metalową rurką.
Odkrycie, że numer telefonu należał do biura rezerwacji lotów, nie
wpłynęło na poprawę mojego stanu. Z jednej strony wielce
prawdopodobne wydawało się, że Josh odleciał z Nevady tak daleko, że
nie było szans, bym oddał go w ręce Fisherów w czasie, jaki pozostał z
moich dwudziestu czterech godzin. Po drugiej stronie tego smętnego
równania była moja okrutnie zmęczona agentka literacka gotowa
spróbować szczęścia w ruletce. Nie miałem dość energii, nie wspominając
o ochocie, żeby spytać Victorię, jak zamierza grać. Może chciała stawiać
niewielkie sumy na czerwone albo czarne w nadziei, że zgromadzi
docelową sumę? A może zamierzała postawić wszystko naraz? Jeśli tak, i
gdyby udało jej się wygrać, odpowiedzią na nasze modlitwy byłaby
wypłata i jeszcze starczyłoby na wyścigową motorówkę. Gdyby zaś
przegrała - no cóż, naprawdę wolałem nie myśleć o tym, co zrobimy, jeśli
przegra.
Doszedłem więc do wniosku, że nadszedł idealny moment, żeby zapalić.
Odrobina nikotyny, trochę świeżego pustynnego powietrza, może nawet
minuta relaksu i próba odsunięcia od siebie perspektywy, że się zostanie
zastrzelonym w samym środku jałowej Mojave... Nie była to chyba zbyt
wygórowana potrzeba, obszedłem więc kasyno i ruszyłem w stronę
głównego wejścia, gdzie boye, odzwierni i obsługa właśnie zaczynali
dzień. Mieli bawełniane koszulki polo i szorty w kolorze khaki, a
przywołując taksówki, ustawiając bagaże i wprowadzając lub
wyprowadzając gości, niemal podskakiwali na palcach w swoich białych
eleganckich tenisówkach.
Pasażerowie taksówek to już całkiem inna historia. Kobiety w pomiętych
kusych strojach, kadra zarządzająca średniego szczebla w pogniecionych
garniturach, nowożeńcy w podróży poślubnej wciąż nakręceni swoją
supermarketową przysięgą, wszyscy z błędnym uśmiechem na ustach,
mrugający w porannym słońcu, jakby miało im spalić siatkówkę.
Przedarłem banderolę na swojej bezcennej paczce, otworzyłem wieczko i
zaciągnąłem się zapachem nowego pudełka. Wsadziłem filtr w usta i już
sam jego dotyk sprawił, że zamruczałem i usatysfakcjonowany
przymknąłem oczy.
Jeden z pracowników hotelowej obsługi był łaskaw podać mi ogień w
zamian za dolarowy napiwek i jestem gotów stwierdzić, że to był najlepiej
wydany dolar w moim życiu. Zaciągnąłem się i ze łzami w oczach
mógłbym opowiadać, jak wspaniale smakował papieros, jak cudownie
było poczuć dym w ustach, jak fantastycznie doświadczyć znajomego
ciepła rozchodzącego się po klatce piersiowej.
Dwa machy pózniej zakręciło mi się w głowie i byłem skłonny uwierzyć,
że papierosy dają małego nielegalnego kopa. Moja wiara umocniła się,
kiedy zobaczyłem grupę ludzi w kompletnych
kostiumach Elvisa zmierzających po asfalcie w stronę obrotowych drzwi.
Mieli baki i odpustowe plastikowe okulary, podrabiane medaliony i
jasnoniebieskie kombinezony; mieli nawet buty na platformach. Szli w
szyku od najszczuplejszego do najgrubszego, a brzuch ostatniego
wypychał kombinezon, jakby facet był w ciąży z Tomem Jonesem.
Kurczę, papierosy to cudowna rzecz. I jakby na dowód przytrafił mi się
prawdziwy cud z piekła rodem. W całości przypisałem go paleniu. W
końcu gdybym nie stał w tym konkretnym miejscu, zaciągając się tym
konkretnym papierosem, mógłbym nigdy nie zobaczyć żółtego forda
crown victoria, który podjechał i zostawił dwie skandynawskie blondynki
z bardzo zgrabnymi nogami. A gdyby te nogi nie należały do owych
blondynek, taksówka nigdy nie przykułaby mojej uwagi. I cóż, gdyby do
żadnej z tych rzeczy nigdy nie doszło, niemal na pewno nie zobaczyłbym
reklamy na dachu taksówki.
Osadzona na trójkątnym wsporniku reklama była kolorowa i przyciągała
uwagę w sposób, w jaki uwagę przyciągać powinna każda przyzwoita
reklama. Obrazek przedstawiał grupę artystów pokazanych tak, jakby stali
na wodzie, a za ich plecami tryskały fontanny i wybuchały fajerwerki. W
skład grupy wchodziły tancerki i klauni, akrobaci i linoskoczkowie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl