[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie mogę. Przepraszam.
Levi i Sophie wymienili spojrzenia. No tak, miała rację. Znowu.
Tymczasem Smiley podjechał ciężarówką na wstecznym biegu. Wyskoczył z kabiny i
zakomenderował:
- Jedziemy.
Levi wzrokiem wskazał kobiety. Wyczuwał ich milczące porozumienie, w którym męż-
czyzni nie mieli udziału.
- Sophie mówi, że Odette rodzi - wyjaśnił.
- Nie tutaj! - wykrzyknął Smiley i obejrzał się na rzekę. - Zjedzą nas krokodyle, jeśli się
stąd nie ruszymy.
- Więc pilnuj, żeby to się nie stało - rzuciła Sophie szorstko. - Odette wstanie, jak dziec-
ko się urodzi.
- Powiedz im, żeby stąd odeszli - wyszeptała Odette.
Sophie natychmiast spełniła jej prośbę.
- Nie widzicie, że jesteśmy zajęte? - rzekła.
R
L
T
Smiley zamrugał ze zdziwienia, ale posłusznie wycofał się i zajął pozycję na straży po-
między nimi a rzeką.
Levi przyglądał się kobiecie, która tak niespodziewanie pojawiła się w ich życiu i która
w najgorszych tarapatach nie traciła zimnej krwi. Bogu dzięki, że jest tutaj, pomyślał. Co by-
śmy bez niej zrobili? Co ja bym bez niej zrobił?
W którym momencie wszystko się zmieniło? Kiedy Sophie stała się dla niego ważniejsza
od poczucia winy, jakie go dręczyło, ilekroć nie mógł komuś pomóc? Ważniejsza od chęci zna-
lezienia zabójcy ojca. Ważniejsza od niego samego, gdy dochodziło do zagrożenia życia. Czy
to ona jest jego nieprzewidzianym przeznaczeniem?
Tymczasem Sophie i Odette siedziały oparte plecami o pień baobabu.
- Wsłuchuj się we własny organizm, a ja zajmę się resztą - mówiła Sophie. - I skoncen-
truj się na prawidłowym oddychaniu. Dostosuj rytm oddechu do skurczy.
- Potem zwróciła się do Leviego: - Potrzebna mi torba lekarska i koce. Są w kabinie.
Możesz je przynieść?
Przynajmniej na coś się przydam, pomyślał.
- Gdzie mam je rozłożyć? - spytał, wracając.
- Ten grubszy obok nas, cieńszym okryj Odette. Torbę i ręcznik daj tutaj. Dzięki.
Pomogła Odette rozebrać się pod kocem, potem z torby wyjęła jednorazowy zestaw po-
łożniczy, syntocinon odłożyła do podania po porodzie, ręce umyła płynem antyseptycznym i
naciągnęła rękawiczki.
- Warunki tu trochę prymitywne, ale w porównaniu z chatą w obozie Aborygenów o nie-
bo lepsze - stwierdziła.
Levi zdusił w sobie śmiech. Sophie wiedziała, co mówi. Przyglądał się, jak z powrotem
siada, opiera się o pień drzewa i spokojnie czeka z rękami złożonymi na podołku. Jak mogę
wrócić do Sydney i zostawić ją tutaj? - myślał. Pomijając drobny fakt, że ona mnie nie chce.
Odette podniosła głowę i spojrzała na Sophie.
- Powiedziałaś Williamowi, że z dzieckiem jest tak samo jak z cielakiem albo zrebakiem
- odezwała się.
Sophie uśmiechnęła się do niej i odgarnęła jej kosmyk z czoła.
- Papla. Nie powinien ci tego powtarzać - rzekła.
- Powiedziałam tak, bo był przerażony. Ale idzie ci tak świetnie, że może to i prawda?
Levi zobaczył, że siostra jest bliska łez.
R
L
T
- Chcę do domu - szepnęła, pociągając nosem. - Nie mogę uwierzyć, że tu mnie dopadło.
Jego wina.
- Za to ja, znając was, mogę - zażartowała Sophie i zerknęła na Leviego.
Zmiech Odette nagle przeszedł w jęk bólu przy kolejnym skurczu. Levi zaczął wykręcać
sobie palce. Czuł się tak cholernie bezradny i bezużyteczny. Nic nie mógł zrobić.
- Zwietnie - pochwaliła Sophie spokojnym, niemal hipnotyzującym tonem, na jaki on
nigdy nie potrafiłby się zdobyć w podobnych okolicznościach. - Teraz oddychaj powoli. Już
niedługo. - Jak gdyby wyczuwając jego napięcie, Sophie spojrzała na niego i dodała: - Tobie
też przyda się kilka spokojnych oddechów.
Zawsze musi jej się czymś narazić.
- Mogę coś jeszcze przynieść? - spytał.
- Trochę wody do picia dla Odette. W kabinie jest butelka. I może sprawdz, w jakim sta-
nie jest Smiley, dobrze?
Innymi słowy, odejdz i zostaw nas w spokoju. W porządku. Może nawet lepiej, jeśli usu-
nę się na bok, dopóki nie będzie po wszystkim?
- On ma na imię William! - Odette mruknęła przez zaciśnięte zęby.
Levi podał jej wodę i odszedł, a Sophie odprowadziła go wzrokiem. Sprawiał wrażenie
opanowanego, biorąc pod uwagę przeżyte emocje oraz fakt, że Odette przytrafiło się to, czego
się najbardziej obawiał. Sophie nie mogła zagwarantować, że wszystko pójdzie gładko, mogła
tylko zakładać, że tak będzie i na bieżąco rozwiązywać problemy, gdyby się pojawiły.
A gdyby potrzebowała, Levi udzieli jej pomocy i wsparcia. Pokładała w nim ogromną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl