[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeciwko temu, Claire...?
- Och. Przepraszam. - Claire się odwróciła. Nie lubiła mieć go za plecami, nawet przy
zamkniętych drzwiach celi. Zachowywał się lepiej, kiedy wiedział, \e ona patrzy. Skupiła
się na niewyraznym odbiciu jego sylwetki w ekranie telewizora, kiedy zdjął szlafrok i zaczął
się ubierać. Niewiele widziała poza tym, \e był bardzo blady. Kiedy ju\ była pewna, \e zapiął
spodnie, obejrzała się za siebie. Stał plecami do niej i nie mogła się powstrzymać, \eby nie
porównać go z jedynym mę\czyzną, którego widziała rozebranego do pasa. Shane był szeroki
w barach, umięśniony, silny. Myrnin wyglądał delikatnie, ale pod bladą skórą miał mięśnie
wyrobione bardziej ni\ Shane, była tego pewna.
Myrnin odwrócił się, zapinając koszulę.
- Ju\ od dawna \adna młoda dziewczyna nie przyglądała mi się z takim
zainteresowaniem powiedział. Odwróciła wzrok, czując, \e rumieniec oblewa jej policzki i
szyję. - Nic nie szkodzi, Claire. Nie czuję się ura\ony.
Odchrząknęła.
- Jakieś skutki uboczne ulepszonego leku?
- Ciepło mi - powiedział i się uśmiechnął. - To bardzo przyjemne.
- Za ciepło?
- Nie mam pojęcia. Od dawna nie czułem niczego takiego, więc nie jestem pewien, czy
umiem zauwa\yć ró\nicę. - Chwycił kraty celi. Jak długo zamierzasz czekać?
- Sprawdzimy, po jakim czasie lek przestanie działać, \eby wiedzieć dokładnie, na jak
długo mo\na cię bezpiecznie wypuścić.
- Ale przez cały czas pistolet ze strzałkami będziesz miała pod ręką, prawda? - Oparł się
swobodnym gestem o kraty, elegancki i odprę\ony. W jego oczach nadal widziała nieco
niepokojący błysk. - To o czym porozmawiamy? Jak ci idą studia, Claire?
Wzruszyła ramionami.
- No wiesz.
- Nadal są za łatwe, jak podejrzewam.
- Widzisz? Wiesz... - Claire się zawahała. - Mamy w mieście gości.
- Gości? - Myrnin nie wydawał się zainteresowany. Czy koniec roku ju\ blisko? Nie
mam pojęcia dlaczego, u licha, Amelie toleruje te wszystkie ludzkie tradycje.
- Goście są wampirami.
Przez sekundę milczał, tylko na nią patrzył, a potem odezwał się ochrypłym głosem:
- Na miłość boską, kto to? - Zacisnął palce na kratach tak mocno, \e się bała, \e kości
sobie połamie. - Kto?!
Nie spodziewała się takiej reakcji.
- Nazywa się Bishop - odparła. - Mówi, \e jest ojcem Amelie...
Twarz Myrnina zbladła jak gipsowa maska.
- Bishop - powtórzył. - Bishop jest tutaj. Nie, to niemo\liwe. Odetchnął głęboko i
powoli wypuścił powietrze. Rozluznił chwyt na kratach. - Powiedziałaś: goście. W liczbie
mnogiej.
- Przyjechały z nim dwa wampiry. Ysandre i Franęois.
Myrnin zmełł pod nosem przekleństwo.
- Znam ich oboje. Co się wydarzyło od przyjazdu Bishopa? Co mówi Amelie?
- Powiedziała, \e mamy się od niego trzymać z daleka. Sam i Oliver mówią tak samo.
- Wydał jakieś oświadczenie? Czy Amelie planuje jakieś uroczystości?
- Shane dostał zaproszenie - odparła. - Na jakiś bal. Mówi, \e musi tam iść jako osoba
towarzysząca Ysandre.
- Jezu - powiedział Myrnin. - Ona to robi. Uznaje jego status, wydając na jego cześć
powitalną ucztę.
- A co to znaczy?
Myrnin załomotał nagle kratami.
- Wypuść mnie. Ju\!
- Ja... nie mogę, przykro mi. Wiesz, jak to działa. Za pierwszym razem, kiedy testujemy
nową recepturę, musisz zostać...
- Ju\ - warknął i w jego oczach pojawił się straszny błysk. - Claire, ty nie masz pojęcia,
co tu się dzieje! Nie stać nas teraz na ostro\ność.
- No to powiedz mi, o co chodzi! Proszę! Ja chcę pomóc!
Myrnin z wyraznym trudem zapanował nad sobą, puścił kraty i usiadł na łó\ku.
- Dobrze. Siadaj. Spróbuję ci wyjaśnić.
Claire pokiwała głową. Przysunęła sobie metalowe krzesło -pewnie pozostałość z czasów,
kiedy to miejsce wykorzystywano jako więzienie - i te\ usiadła.
- Opowiedz mi o Bishopie.
- Poznałaś go? - Claire skinęła głową. - No to ju\ wiesz wszystko, co powinnaś
wiedzieć. On nie przypomina wampirów, które tutaj poznałaś, Claire, nawet tych najgorszych.
Amelie i ja jesteśmy nowoczesnymi drapie\nikami, tygrysami w d\ungli.
Bishop pochodzi z innych czasów. To Tymnnosaurusrex.
- Ale on naprawdę jest ojcem Amelie?
Tym razem to Myrnin pokiwał głową.
- Był wielkim wata\ką. Mordercą na skalę, którą trudno byłoby ci sobie wyobrazić.
Myślałem, \e zginął wiele lat temu. Ale fakt, \e tu teraz przyjechał... Claire, to bardzo zle
wró\y. Naprawdę bardzo zle.
- Dlaczego? Skoro jest ojcem Amelie, mo\e po prostu chciał j ą zobaczyć...
- On tu nie przyjechał odświe\ać radosne wspomnienia - powiedział Myrnin. -
Prawdopodobnie, przyjechał się zemścić.
- Na tobie?
Myrnin powoli pokręcił głową.
- To nie ja próbowałem go zabić powiedział.
Claire wstrzymała oddech.
- Amelie? Nie... Nie mogłaby. Nie własnego ojca.
- Lepiej, \ebyś nie zadawała ju\ dalszych pytań, moja mała. Wystarczy, \ebyś
wiedziała, \e on ma powód, \eby nienawidzić Amelie. Powód wystarczający, \eby tu
przyjechać i próbować zniszczyć wszystko, nad czym pracowała i co osiągnęła.
- Przecie\ ona usiłuje ratować wampiry. Powstrzymać chorobę. On musi to rozumieć.
Nie chciałby chyba...
- Nie masz pojęcia, czego on by chciał i co byłby zdolny zrobić. - Nachylił się,
opierając łokcie na kolanach, i mówił z całą powagą: Bishop pochodzi z czasów, zanim
powstały wśród wampirów koncepcje współpracy i poświęcenia. Traktuje je z pogardą. Jak ty
byś to powiedziała, to oldskulowe zło i liczy się dla niego wyłącznie władza. Nie uznaje
władzy Amelie.
- No to co mamy robić?
- Po pierwsze, wypuść mnie stąd - powiedział. Amelie będzie potrzebowała
przyjaciół.
Claire powoli pokręciła głową. Minuty mijały, a Myrnin wydawał się spokojny, ale musiała
przestrzegać reguł.
- Claire...
Podniosła wzrok. Twarz Myrnina była nieruchoma i powa\na. Wydawał się w pełni nad sobą
panować. To był Myrnin, jakiego rzadko widywała - nie tak czarujący, jak jego maniakalna
wersja, nie tak przera\ający, jak ta rozgniewana. To była prawdziwa, zrównowa\ona osoba.
- Nie daj się w to wszystko wciągnąć - ostrzegł. Dla Bishopa ludzie nie istnieją, chyba
\e jako pionki w grze albo po\ywienie.
- Wydawało mi się, \e dla wielu z was tym właśnie jesteśmy -powiedziała. Myrnin
szerzej otworzył oczy i się uśmiechnął.
- Masz trochę racji. Jako gatunek charakteryzujemy się niedoborem empatii - odparł. -
Ale przynajmniej się staramy. Bishop i jego przyjaciele nie zadają sobie tego trudu.
Receptura leku okazała się o wiele lepsza ni\ poprzednia. Myrnin zachowywał się normalnie
przez niemal cztery godziny, wynik, który zachwycił go tak samo jak ją. Kiedy jednak zaczął
się męczyć i z powrotem pogrą\ać w oszołomieniu i gniewie, Claire zatrzymała timer, zrobiła
notatki i sprawdziła wielką lodówkę na środku korytarza. Pomyślała, \e pewnie zaplanowano
ją jako wyposa\enie kuchni, którą ju\ dawno zlikwidowano, ale wyglądała jak wielka,
stalowa lodówka z kostnicy.
Ktoś zapomniał uzupełnić zapasy krwi. Claire zapisała to, zabierając jedzenie dla Myrnina, i
wrzuciła torebki z krwią do jego celi. Nie czekała, \eby patrzeć, jak je będzie rozdzierał.
Zawsze robiło jej się od tego niedobrze.
Z pozostałymi wampirami nie dałoby się ju\ porozmawiać -milczały, kierowały nimi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]