[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwycięstwa, całkowitej kompromitacji Granta, a przy okazji
również innych pozwanych!
ROZDZIAA JEDENASTY
Cobie jadł właśnie śniadanie, gdy wszedł do pokoju kamer
dyner i oznajmił, że przyszedł inspektor Walker.
Cobie podniósł głowę znad jajek na bekonie. Odzyskał już
siły i apetyt. Zmęczenie wydarzeniami poprzedniego popołud
nia ustąpiło bez śladu. Za to musiał przekonać Dinah, żeby zgo
dziła się zjeść śniadanie w łóżku. Miał takie wrażenie, jakby od
dał jej swoje wyczerpanie. Wprawdzie nie zaprotestowała prze
ciwko temu pomysłowi, lecz znów uparła się, że pójdzie z nim
do sÄ…du.
- To będzie na pewno ostatni dzień, Cobie. Tu już nie może
wiele się zdarzyć.
Walker wkroczył do pokoju z dumną miną, jakby wygrał for
tunÄ™ na nielegalnej loterii.
- Dziękuję, Grant, że zechciał mnie pan przyjąć. Wiem, że
zbiera pan siły przed starciem z sir Halbertem.
Cobie zachował się chłodno.
- W jakiej sprawie pan przyszedł, inspektorze? - Zanim jed
nak Walker zdążył odpowiedzieć, dodał: - Czy jadł pan już
śniadanie? Jeśli nie, to proszę się poczęstować, na kredensie stoi
mnóstwo jedzenia.
Walker pokręcił głową.
- Przyszedłem powiedzieć panu, że mamy tego Masona.
Złapaliśmy go trzy dni temu, śpiewa jak ptaszek. Zaniepokoiło
go chyba, że sir R. przestał nad sobą panować i pociągnie go za
sobÄ… na dno, bo opowiada nam o wszystkim z wyraznÄ… ulgÄ….
Twierdzi, że szlachetny baronet" go zastraszył. Sir R. zabił Liz
zie Steele, tak jak pan utrzymuje. Linfield pomógł mu pozbyć
się ciała, bo to on zawsze był człowiekiem od brudnej roboty
i sprzątał po swoim panu. - Zamilkł na chwilę, potem cicho się
roześmiał. - Wczoraj wczesnym rankiem wyłowiono Linfielda
z Tamizy. Właśnie dlatego Mason stał się taki rozmowny. Wy
gląda na to, że Linfield zmuszał go do niejednego, ale skoro
Linfielda już nie ma, to wszystko można wyznać. Mason prawie
na klęczkach przysięgał nam na grób matki, że to nie on zabił
swojego kompana. - Znów się roześmiał. - Powiedziałem, że
mu nie wierzę, i dzięki temu usłyszałem dużo więcej, z najdrob
niejszymi szczegółami. Daty, godziny i miejsca. Aresztujemy
sir Ratcliffe'a, gdy tylko skończy się rozprawa, bez względu na
wynik. Komisarz uważa, że nie należy wkraczać przed zakoń
czeniem sprawy w sądzie. Podobno mamy czekać na szlachet
nego baroneta" przed budynkiem sądu. Komisarz napomykał
coś, że kilka wyżej postawionych osób też chętnie zerwałoby tę
kłopotliwą znajomość. Jak pan sądzi, Grant, czy on ma szansę
wygrać sprawę?
Cobie wstał i nalał kawy dla siebie i Walkera.
- Wątpię, ale mam dziwne przeczucie, że podczas dzisiej
szego przesłuchania czeka mnie duża niespodzianka.
- Na pewno nie tak niezwykła jak przedstawienie, które dał
pan wczoraj - zapewnił Walker z atencją. - Wie pan, że byłem
na sali?
- %7łona mi powiedziała - odrzekł Cobie, przyglądając się,
jak Walker ze smakiem popija kawÄ™.
- To urocza młoda dama. Tak czy owak, muszę przyznać,
że wiem o panu więcej, niż powinienem, i mogę nie być w tym
jedyny. Dlatego liczę, że okaże pan dzisiaj szczególną ostroż
ność, choćby tylko przez wzgląd na nią.
A więc Walker miał słabość do Dinah. Inspektor widocznie
odgadł myśl Cobiego, bo dodał:
- Podobało mi się, jak broniła pana w Markendale. Rzuciła
się na mnie niczym lwica. Ale mniejsza o to. Przyszedłem panu
powiedzieć, naturalnie poufnie, że bez względu na wynik spra-
wy sir R. jest już nasz. Myślę, że dzisiejszej nocy obaj będziemy
spali spokojniej. Muszę wracać. Bates nie wie, gdzie mnie
szukać.
- Rozumiem, że to za mało, ale trudno - powiedział Cobie,
wyciągając rękę. - Nasze drogi mogą się już nie skrzyżować,
inspektorze. Dziękuję za wszystko.
- Och, na pewno przyjdę obejrzeć pańskie świąteczne przed
stawienie. - Walker radośnie wyszczerzył zęby. - Za to sir R.
na pewno nie będzie miał takiej okazji.
Cobie rozmyślał o słowach inspektora, gdy wchodził na salę
sądową, i pózniej, gdy znów wezwano go na świadka i stanął
tym razem przed sir Halbertem. A więc Walker wiedział o nim
więcej, niż powinien. Naturalnie miał rację, inni też mogli się
niejednego dowiedzieć. A do tych niewątpliwie należał sir Hal-
bert, który przyglądał mu się jak drapieżnik widzący łatwy łup.
Gdy więc adwokat przystąpił do przesłuchiwania, Cobie zro
bił bardzo znudzoną minę.
- Pan używa nazwiska Jacobus Grant, jak sądzę.
- Owszem, tak właśnie brzmi moje nazwisko.
- A przynajmniej jedno z nich.
A to co znowu? - pomyślał Cobie. I jak szybko. Sir Halbert
musi czuć się bardzo pewnie.
- O ile wiem, niczym szczególnym się nie wyróżniam - od
parł. - Mam tylko jedno nazwisko.
Ciekawe, czy wytropił pana Dilleya, czy pana Horne'a? Jego
odpowiedz wywołała śmieszki, nawet sędzia odrobinę się
uśmiechnął, ale Cobie nie był z tego zadowolony.
- Czyżby? - zdziwił się adwokat. - Spróbujmy, jak pasują
inne. Czy przypadkiem nie przyszedł pan na świat jako Jacobus
Percival, by potem stać się Jacobusem Grantem, a w końcu wy
stępować jako Jumping Jake Coburn?
Cobie zachował niewzruszoną twarz. Patrzył nie na sir Halberta, lecz na
szył głową, jakby chciał mu powiedzieć, że to nie on wyjawił
te informacje. Cobie zresztą wcale tak nie myślał. Kto mógł do
starczyć sir Ratcliffe'owi informacji? Mimo niepewności mu
siał robić dobrą minę do złej gry.
- Nie - odparł bardzo chłodno. - Co do ostatniego nazwiska
sądzę, że jest pan w błędzie.
- Nie sÄ…dzÄ™, panie Jumping Jake'u Coburnie. NaprawdÄ™ nie
sÄ…dzÄ™.
Adwokat Cobiego zgłosił zdecydowany sprzeciw.
- Milordzie, nie mam pojęcia, co chce uzyskać mój oponent,
stosując taką linię przesłuchania. Wydaje mi się ona bez znacze
nia dla sprawy w toku.
Publiczność natężyła słuch. Van Deusen ujął Dinah za rękę
i lekko ją uścisnął.
- Odwagi, moja droga.
Sędzia zareagował na sprzeciw sir Darcy'ego.
- SÅ‚usznie. Sir Halbercie, jaki cel ma wypytywanie pana
Granta o nazwisko? Prawdę mówiąc, również niezupełnie to ro
zumem.
Adwokat rozłożył ręce, rozpościerając przy okazji togę, któ
rą miał na sobie.
- Milordzie, świadectwo pana Granta bardzo obciąża moje
go klienta. Przedstawiono nam go tutaj jako bogatego, dobrze
urodzonego Amerykanina, spokrewnionego z żoną amerykań
skiego konsula. Jego reputacja jest podobno nieposzlakowana.
To w zestawieniu z jego nadzwyczajną pamięcią czyni z niego
najważniejszego świadka czterech pozwanych. Zamierzam wy
kazać, że pan Grant nie jest tym, za kogo się podaje, a jego sło
wom po prostu nie można wierzyć, gdyż jest zwykłym przestę
pcą, a nawet mordercą. Zatem wydane przez niego świadectwo
nie ma najmniejszego znaczenia. Pan Grant prześladuje mojego
klienta z przyczyn osobistych i chce go zniszczyć. Nie wyklu
czam nawet, że ukradł brylanty Heneage'ów, podczas gdy mój
klient przebywał w Markendale.
Na sali podniósł się gwar. Na próżno wozny wzywał do za-
chowania ciszy. Podczas całej tej wymiany zdań Cobie pozostał
jednak całkowicie niewzruszony. Sir Ratcliffe Heneage wychy
lał się ze swojego miejsca, a twarz mu płonęła. Wreszcie zapę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]