[ Pobierz całość w formacie PDF ]

enawidził komunizm, który czynił go odpowiedzialnym za własne tchórzostwo, a jego żona skupiła
swą własną nienawiść na ludziach pokroju N., który, jeszcze przed rewolucją marksista z przekona-
nia, uczestniczył z własnej wolnej woli (a zatem, żadnego dla niego przebaczenia) przy narodzinach
tego, co uważała za największe zło.
Telefon znowu zadzwonił. Chwycił słuchawkę i tym razem był pewien, że ją poznaje:
- No wreszcie!
- Ach, jak się cieszę z tego  wreszcie"! Czekałeś na mój telefon?
- Z niecierpliwością.
- Naprawdę?
- Byłem w fatalnym nastroju! Twój głos wszystko zmienia!
- Ach, uszczęśliwiasz mnie! Jakżebym chciała, żebyś był ze mną tu, gdzie jestem.
- Tak bardzo żałuję, że to niemożliwe.
- %7łałujesz, naprawdę?
- Czy zobaczę cię przed wyjazdem?
- Tak, zobaczysz.
- Na pewno?
- Oczywiście! Pojutrze zjemy razem obiad!
- Będzie mi bardzo miło.
Podał jej adres hotelu w Pradze.
Kiedy odłożył słuchawkę, jego spojrzenie trafiło na podarty dziennik, zamieniony na stole w
kopczyk papierowych strzępów. Wziął te papierzyska i radośnie wrzucił do kosza.
26
Trzy lata przed 1989 Gustaf otworzył w Pradze oddział swej firmy, lecz w ciągu roku przyjeżdżał
tylko parokrotnie. Wystarczyło mu to, by pokochać miasto i widzieć w nim idealne miejsce do
życia; nie tylko ze względu na miłość do Ireny, lecz także (a może przede wszystkim) dlatego, że
czuł się tu jeszcze bardziej niż w Paryżu odcięty od Szwecji, swej rodziny, swego przeszłego życia.
Kiedy z Europy nieoczekiwanie zniknął komunizm, bez wahania narzucił swej firmie Pragę jako
strategiczny punkt dla podboju nowych rynków.
Zakupił piękny barokowy budynek na siedzibę biura, a dla siebie przeznaczył dwa pokoje na
poddaszu. Matka Ireny, która zajmowała sama podmiejską willę, oddała mu też do dyspozycji całe
jedno piętro, przeto mógł zmieniać mieszkanie w zależności od nastroju.
Praga, w czasach komunizmu ospała i zaniedbana, obudziła się na jego oczach, wypełniła turys-
tami, oświetliła nowymi sklepami i restauracjami, ozdobiła odświeżonymi, odmalowanymi domami
barokowymi. Prague is my town, wołał. Był zakochany w tym mieście; nie na wzór patrioty, który
poszukuje w każdym zakątku kraju swych korzeni, wspomnień, śladów po zmarłych, lecz podróżni-
ka, który daje się zaskoczyć i zauroczyć niczym dziecko spacerujące w zachwyceniu po wesołym
miasteczku i odmawiające powrotu. Nauczywszy się dziejów Pragi, wygłaszał przed tymi, co chci-
eli go słuchać, drugie mowy o jej ulicach, pałacach, kościołach i w nieskończoność rozwodził się o
jej gwiazdach: o cesarzu Rudolfie (opiekunie malarzy i alchemików), o Mozarcie (który, jak mó-
wią, miał tu kochankę), o Franzu Kafce (który, choć przez całe życie w tym mieście nieszczęśliwy,
stał się dzięki agencjom podróżniczym jego świętym patronem).
Z nieoczekiwaną szybkością Praga zapomniała języka rosyjskiego, którego przez czterdzieści lat
jej mieszkańcy musieli się uczyć, począwszy od szkoły podstawowej, i niecierpliwie domagając się
aplauzu na estradzie świata, podsuwała pod oczy przechodniów napisy angielskie: skateboarding,
snowboarding, streetwear, publishing house, National Gallery, cars for hire, pomonamarkets, i tak
dalej. W biurach firmy personel, partnerzy handlowi, bogaci klienci zwracali się do Gustafa po an-
gielsku, tak więc czeski zamienił się w bezosobowy szmer, dzwiękową dekorację, z której jako
ludzka mowa odrywały się tylko fonemy anglosaskie. I tak, gdy Irena wylądowała pewnego dnia w
Pradze, przywitał ją na lotnisku nie ich zwyczajowym francuskim salut, lecz hello.
Wszystko się od razu zmieniło. No bo wyobrazmy sobie życie Ireny po śmierci Martina: nie mi-
ała już z kim rozmawiać po czesku, jej córki nie chciały tracić czasu na język tek ewidentnie
zbędny; francuski był dla niej językiem codzienności, jej jedynym językiem; nie było zatem nic
bardziej naturalnego niż narzucić go Szwedowi. Ten wybór języka decydował o dystrybucji ról: po-
nieważ Gustaf słabo mówił po francusku, to ona w ich związku rządziła słowem; upajała się własną
elokwencją; mój Boże, po tak długim czasie mogła wreszcie mówić, mówić i być słuchaną! Jej
językowa wyższość zrównoważyła stosunek sił: zależała całkowicie od niego, lecz dominowała w
ich rozmowach i wciągała go w jej własny świat.
Praga zmieniła im język; on mówił po angielsku, Irena upierała się przy francuskim, do którego
czuła się coraz bardziej przywiązana, ale że nie miała żadnego wsparcia z zewnątrz (francuski nie
rozsiewał już uroku w tym niegdyś frankofońskim mieście), ostatecznie złożyła broń; relacje się
odwróciły; w Paryżu Gustaf słuchał uważnie Ireny łaknącej własnego słowa; w Pradze to on stał się
mówcą, wielkim mówcą, mówcą niezmordowanym. Irena, słabo znająca angielski, rozumiała to, co
mówił, tylko w połowie, a że nie miała ochoty się wysilać, słuchała go niewiele i mówiła jeszcze
mniej. Jej Wielki Powrót okazał się co najmniej dziwny: na ulicach, w otoczeniu Czechów, tchni-
enie dawnej bliskości pieściło ją i przez chwilę czyniło szczęśliwą; pózniej, w domu, stawała się
obcokrajowcem, który milczał.
Nieustanna rozmowa może ukołysać dwoje ludzi, jej melodyjny nurt rzuca zasłonę na zachodzą- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl