[ Pobierz całość w formacie PDF ]

punktów, R.J. objął ją i pogładził łagodnie po plecach.
 Nie krępuj się, płacz. Wyrzuć to z siebie.
Nie pamiętał, kiedy zachował się tak opiekuńczo wobec drugiej osoby. Bóg mu
świadkiem, naprawdę chciał ukoić jej ból. Po raz pierwszy w życiu R.J. Sutton
postawił na pierwszym miejscu potrzeby innego człowieka.
Niech to diabli! Sprawy przybrały nie taki obrót, jaki sobie zaplanował, ale
wieczór nie był całkiem zmarnowany. Położył fundamenty, które przydadzą się w
przyszłości, może w przyszłym tygodniu, kiedy Mallory będzie mniej rozmowna i
bardziej skora do miłości. Gdy R.J. czegoś pragnął  a Mallory pragnął naprawdę
mocno  potrafił być cierpliwy.
*
Zegar na kominku wybił dziesiątą, dzwięki kolejnych uderzeń rozbrzmiewały w
całym domu. Jolie położyła walizki na fotelu w kącie sypialni, niedużego pokoiku
wypełnionego antykami, z których kilka należało w przeszłości do Desmondów.
Subtelny motyw splecionych winorośli ozdabiał wezgłowie metalowego łóżka,
niegdyś własności prababki Jolie. Wysoka komódka z lśniącego, gładko
wypolerowanego mahoniu. Lustro w pozłacanej ramie, w którym mignęło Jolie jej
własne odbicie.
Zrzuciwszy buty na obcasach, podwinęła spódnicę, ściągnęła rajstopy i zaczęła
rozpinać żakiet.
Yvonne zapukała do drzwi, a potem zawołała:
 Jolie?
 Tak?
 Zrobiłam herbatę. Przynieść ci ją tutaj czy wypijesz ze mną na ganku?
Jolie wolałaby się położyć do łóżka, ale wiedziała, że wcześniej czy pózniej
będzie musiała pogadać z Yvonne. Lepiej mieć to już za sobą.
 Już idę.
Wyszła z pokoju. Yvonne stała przy frontowych drzwiach, trzymając w dłoniach
dwie szklanki mrożonej herbaty.
 Ochłodziło się i powiał wietrzyk  rzekła z uśmiechem.  Wyjdzmy na
zewnątrz i posiedzmy trochę.
 Jasne.  Jolie wzięła podaną przez Yvonne szklankę, a potem boso ruszyła na
ganek.
 Może siądziesz na huśtawce  zaproponowała Yvonne, sadowiąc się na
jednym z bujanych foteli.  Uwielbiałaś ją, kiedy byłaś małą dziewczynką.
Jolie podeszła do huśtawki i usiadła. Kiedy podniosła do ust szklankę,
zauważyła światła samochodu, który z rykiem silnika zjechał z drogi na długi
podjazd. Gdy ferrari zatrzymało się przed domem, Yvonne uśmiechnęła się,
wstając z fotela.
 To Theron.  Podbiegła do schodków przywitać się z synem.  Nie
spodziewałam się ciebie.
 Pomyślałem, że powinienem wpaść i spytać, czy nie jesteś na mnie zła, że nie
przyszedłem po południu do Belle Rose.
 Nie jestem zła  odparła  tylko zawiedziona. Clarice cały czas dopytywała się,
gdzie jesteś.
Wzrok Therona powędrował w stronę Jolie. Gdy tylko ją rozpoznał, uśmiechnął
się szeroko.
 Widzę, że nie tylko ja czuję awersję do Belle Rose.
Jolie odstawiła szklankę na parapet i ruszyła powitać Therona. Był jej
przyjacielem z dzieciństwa, bardziej kimś w rodzaju starszego brata czy ulubionego
kuzyna niż synem gospodyni. Ale kiedy Gar Wells go ostrzegł, żeby trzymał się z
daleka od niej, Sandy i Felicii, oboje zaczęli sobie uświadamiać ogrom dzielących
ich różnic nie tylko w kolorze skóry, ale i w zajmowanej pozycji społecznej. Potem
Theron wyjechał do college'u, a ją wysłano do szkoły w Wirginii i ich kontakty
zupełnie się urwały.
Gdy Theron wyciągnął ku niej dłoń, rozłożyła ramiona i objęła go, ośmielając do
równie czułej reakcji.
 Nigdy bym nie pomyślał, że wrócisz do Belle Rose  powiedział, trzymając ją
za ręce i przyglądając się jej od stóp do głów.  Mała Jolie zupełnie dorosła.
Prawdziwa Desmondówna.
 Jestem Desmondówna  odparła.
 W połowie Desmondówna i w połowie Royale'ówną.  Przypatrywał się jej
jeszcze przez chwilę.  Wyglądasz jak Lisette.
 Dziękuję. Była piękną kobietą.
 Bez dwóch zdań.
Yvonne podała Theronowi swoją szklankę.
 Za chwilę wracam. Naleję sobie herbaty i przyniosę ciasteczka.
Theron zwrócił jej szklankę.
 Nie, dziękuję.
 Ale ciasteczka przyniosę. Jolie na pewno chętnie je zje do herbaty.
Gdy matka weszła do domu, Theron parsknął śmiechem.
 Myśli, że ciągle jesteśmy dziećmi. Wydaje nam polecenia i karmi słodyczami.
 Cieszę się, że przyjechałeś  wyznała Jolie.  Jestem pewna, że musiałabym
wysłuchać jednej z jej słynnych mów.
Theron ruszył za Jolie w stronę huśtawki i usiadł obok niej.
 W takim razie uratowałem cię od losu gorszego od śmierci. Nikt, ale to nikt nie
dorównuje mamie w mowach umoralniających. Czasami czuję się przy niej,
jakbym ledwo odrósł od ziemi.
 Yvonne zamierza mnie przekonać, żebym pogodziła się z hołotą, którą mój
ojciec sprowadził do Belle Rose. Ona i ciocia Clarice chcą, żebym grała fair i
zachowywała się jak dama.
Theron zachichotał.
 Tylko mi nie mów, że Jolie Desmond mogła nie wyrosnąć na damę.
 Jestem damą, ale na swój sposób  odparła.  Nie przestrzegam wszystkich
konwenansów, jak robiły to siostry Desmond... ciocia Clarice wciąż ich
przestrzega. %7łyję tak, jak chcę, i nie spowiadam się przed nikim. I obawiam się, że
narobię zamieszania, które może się wielu ludziom nie spodobać.
 Mówisz zupełnie jak Theron.  Yvonne otworzyła drzwi i wyszła na ganek. 
Mój syn ma podobne plany.
 Och, mamo, nie zaczynaj znowu.
Jolie spojrzała mu w oczy.
 Co dokładnie chodzi ci po głowie?
 Ty pierwsza  odparł Theron.  Co zamierzasz zrobić? Podważyć testament
Louisa?
 Na początek.
 Litości, dziewczyno, po co ci to?  zapytała Yvonne.  Dostałaś jedną trzecią
majątku i całe Belle Rose. Czego jeszcze pragniesz?
Theron gwizdnął i klepnął się w kolano. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl