[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czy ja nie jestem ranna - odparowała Dinah, zakładając Bryce'owi pediatryczną maskę tlenową.
- Spieszyłem się do wypadku. - Eric włożył do uszu słuchawki stetoskopu, a potem uci-
szył wszystkich ręką. Spojrzał na Neila. - Chyba masz rację.
- To znaczy? - wydusiła Gabby.
- Neil uważa, że to transpozycja wielkich pni tętniczych - wyjaśnił Eric. - Nie mam po-
wodu się z nim nie zgodzić, bo symptomy na to wskazują. Może się okazać inaczej, kiedy
weźmiemy dziecko...
- Bryce'a. Bryce'a Thierry'ego Evansa - wtrąciła Gabby.
- Gavin jest jego ojcem - wyjaśnił Neil. Eric kiwnął głową bez komentarza.
- Kiedy weźmiemy Bryce'a do szpitala. - Spojrzał na Dinah. - Pani będzie prowadzić. -
Przeniósł wzrok na Neila. Potem wyszedł, a za nim Dinah.
- O co chodzi? - spytała Gabby, przesuwając się na skraj łóżka.
- Sytuacja jest poważna. Eric postara się Bryce'a ustabilizować, a jeśli to transpozycja
wielkich pni tętniczych, zrobi na miejscu septosomię balonową, żeby więcej utlenionej krwi
trafiło do organizmu. Potem trzeba odesłać Bryce'a do szpitala w Salt Lake City, gdzie zrobią
więcej badań, a także operację, żeby arterie pracowały normalnie.
- Muszę z nim jechać - szepnęła Gabby. - Kiedy Eric będzie robił septosomię, Bryce mo-
że nie...
- To dobry chirurg. Uwierz mi.
- Wierzę. Ale musisz mnie tam zawieźć. Bryce nie może być sam.
- Zawiozę cię - obiecał. Gabby zerknęła na Angelę.
- Pojedź ze mną. Nie zostawię cię tu samej. Angela zebrała koce i płaszcze przeciwdesz-
czowe.
Neil pomógł Gabby się ubrać.
- A jeśli Bryce tego nie wytrzyma? - spytała, gdy wkładał jej sweter.
- Wytrzyma. Eric jest najlepszy. Gdyby moje dziecko wymagało operacji, powierzyłbym
je tylko jemu.
- Czasami najlepszy nie wystarcza.
- A czasami tak. - Wziął ją na ręce i delikatnie pocałował w czoło. - Musisz wierzyć, że
wystarczy.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Skulona między Angelą i Neilem, owinięta po szyję kaszmirowym kocem, Gabby nie
chciała o niczym myśleć. Za bardzo się bała. Tyle miesięcy czuła bliski związek z synem, a ten
tak nagle został przerwany. Teraz nic nie czuła. Jakby to był sen. Jakby te miesiące okryła mgła
i wszystko zniknęło z pamięci.
- Nie zimno ci? - spytał Neil.
- Nie - skłamała. Nic i nikt nie pozbawi jej lodowatego strachu, żaden koc ani dziesięć
koców, ani nawet samochodowe ogrzewanie.
- A ty, Angelo, jak się czujesz?
- Dobrze - odparła Angela lekko drżącym głosem.
- Wygodnie ci, Gabrielle? - spytał znów.
- Wygodnie - znowu skłamała. Jej ciało przestało się liczyć. Niewiele ponad godzinę te-
mu urodziła dziecko, ale ból psychiczny był o wiele silniejszy. - Nie powinieneś zadzwonić do
Erica?
- Rozmawialiśmy przed minutą. Jeszcze nie dotarli do szpitala.
- Chcę wiedzieć, co z Bryce'em. Chcę, żeby Eric mi powiedział, że on wciąż... - Przygry-
zła wargę. Angela wzięła ją za rękę. Gabby wiedziała, że dla Bryce'a musi być silna. Potem
przyjdzie czas na emocje.
Neil nacisnął szybkie wybieranie i podał Gabby telefon.
- Jak on się ma? - spytała cicho.
- Walczy, Gabby. To silny chłopak, i walczy jak diabli.
- Mogę z nim mówić? On musi usłyszeć mój głos.
Neil zerknął na Gabby z uśmiechem, a ona czekała, aż Eric da jej znak.
- Nie ma w tym nic głupiego - powiedziała do Neila. - On zna mój głos.
- Wiem, na pewno na niego czeka.
- Naprawdę?
- Więź nie została zerwana przez to, że nie trzymasz go w ramionach.
- Neil, tak się cieszę, że tutaj jesteś. Bez ciebie bym przez to nie przeszła - rzekła i ści-
snęła rękę Angeli. - Ani bez ciebie. Nie martw się. Jak przyjdzie twój czas, urodzisz zdrowe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]