[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Usiądz, proszę.
Zrobiłam to w milczeniu, a wtedy on wziął mnie za rękę. Wyrwałam się.
 Dlaczego& ?  spytał, a jego głos był przepełniony bólem i goryczą. 
Dlaczego mnie odtrącasz?
Kiedy mówił, drżał mu głos, ale wysłannik piekieł zza ściany nie uszanował tego
wcale, bo syczał naprawdę strasznie i coraz głośniej.
 Zuzia&  Mówił do mnie, a ja tym razem utkwiłam wzrok w doniczce fiołków
stojących na kuchennym parapecie. Wiedziałam, że patrząc na niego, rozkleję się. 
Spójrz na mnie, proszę&  W jego głosie było bolesne błaganie.
Kiedy w końcu na niego popatrzyłam, a nasze oczy się spotkały, poczułam się
słabo, a zaraz potem zaczęłam płakać.
 Jakub& Po co przyleciałeś?  Próbowałam być bardzo rzeczowa, starając się
tamować łzy.
 Jak to po co? Jezu, Zuzka!  Jego głos zdradzał podenerwowanie. Kot
Mierzańskiej już nie syczał, ale wył.  Zostawiłaś nas, ale uszanowaliśmy to.
Wszyscy& Ale ja musiałem przylecieć, Zuzka, ja cię kocham&
Byłam już jak skała, niewzruszona, chociaż w środku cała drżałam.
 On tam dalej jest?  spytałam, ignorując jego wyznanie miłosne.
Jakub zmieszał się, jakby stanął mu przed oczami wczorajszy obraz.
 Tak, Zuzka. Jest.  Każde jego słowo było przerywane pojękiwaniem
wrednego kota.  Ja&  rzekł niepewnie.  Oni, Wiktor i mama, oni się kochają.
Wiem, bo mi wczoraj powiedzieli. Dlaczego nie potrafisz cieszyć się ich szczęściem?
Byłam wściekła. Wstałam, spojrzałam na niego z góry i warknęłam:
 Mam się cieszyć, tak?! To wszystko jest nienormalne! Powiem ci coś:
on zdradził moją mamę& Jak mam się z tego cieszyć?
Jakub również wstał z kuchennego taboretu, popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem i
powiedział:
 Ale twoja mama nie żyje, Zuzia&
Nie wytrzymałam. Byłam jak piorun. Dałam mu w twarz.
 Jak śmiesz?!  wykrzyczałam po chwili.  Ona żyje tu&  Pokazałam
na swoją lewą pierś.  I ma się całkiem niezle! Poza tym co ty wiesz? Ty nic nie
wiesz! Tak ci się tylko wydaje! Jeśli chcesz błogosławić temu obleśnemu romansowi,
proszę bardzo, ale nie wymagaj tego ode mnie! Bo ja nigdy tego nie zaakceptuję!
Rozumiesz? Nigdy! I jak ty to sobie niby wyobrażasz, co? Myślisz, że będziemy jedną
wielką szczęśliwą rodziną, w której mój ojciec sypia z twoją matką, a ja z tobą? To
jest nie do przyjęcia&
Jakub patrzył na mnie przerażony i bardzo smutny. Milczał, wykorzystałam tę
przewagę.
 Co ty wiesz, chłoptasiu znad morza? Masz winnicę, kupę forsy i wszystko,
czego zapragniesz. A ja? Ja, do cholery, straciłam matkę, którą kochałam jak nikogo
innego na świecie! Potem straciłam pracę, która była dla mnie jedynym ukojeniem. A
potem&
 Co potem, Zuzka?
 Nic, potem właśnie nic  powiedziałam jadowicie, a moje słowa spotęgował
syk kociego pomiotu.
 Zuzka&  zaczął po chwili.  Ja też straciłem ojca i żonę, ale&
 Ale widzę, że bardzo łatwo o nich zapomniałeś!  powiedziałam i przez
moment tego pożałowałam, bo zobaczyłam przerażające cierpienie w jego oczach.
 Po raz kolejny jesteś okrutna, ale wiem, że tak nie myślisz, przemawia przez
ciebie złość.  Pogłaskał mnie po ramieniu, a ja go odepchnęłam.  Chciałem
powiedzieć, że oni zawsze będą dla mnie ważni, ale teraz& Teraz ty jesteś dla mnie
najważniejsza, nie oni.  Przybliżył się do mnie, a ja cofnęłam się odruchowo.
 Dlaczego?!  wysyczałam mu w twarz.
Popatrzył na mnie z obłędem i rzekł:
 Bo cię& kocham, Zuzka.  Ujął moją twarz w swoje dłonie.  I wiem, że
ty kochasz mnie. Chociaż wtedy, w Wenecji, nic nie odpowiedziałaś, to ja to wiem.
Nasze usta już prawie się ze sobą stykały, ale wtedy stanął mi przed oczami obraz
mojej mamy.
 Nie!  Mój język był ostry jak brzytwa.
 Nie kochasz mnie?  spytał z niedowierzaniem i odsunął się ode mnie.
 Nie kocham cię  powiedziałam to i widziałam, że to zdanie ugodziło go jak
sztylet. Nie było dla niego miejsca w moim sercu, nie teraz.
Jakub opadł na taboret. Pupil Mierzańskiej wydał z siebie straszny syk, tak głośny,
jakby był z nami w tej małej kuchni, a nie w mieszkaniu obok.
 Nie powinnaś sprawdzić, co się tam dzieje?  spytał Kuba, który na chwilę
odzyskał zdolność trzezwego myślenia.
Teraz wiedziałam, co to znaczyło zranić kogoś tak dogłębnie, że nieomal widzisz ból
w każdej cząstce jego ciała. Wiedziałam, bo właśnie teraz ja zadałam mu ten cios.
*
Kiedy stanęliśmy przed drzwiami mieszkania naprzeciwko, coś we mnie drgnęło.
Jakieś niedobre przeczucie.
 Masz telefon?  spytałam Kubę, a kiedy potwierdził, rzekłam:  Dzwoń
po karetkę.
Kiedy Jakub rozłączył połączenie, nie wiedzieliśmy, co robić, ale pewnego rodzaju
instynktowny strach kazał nam działać.
 Trzeba wyważyć te cholerne drzwi.  Kuba potrafił zachować rzeczowy ton
pomimo to, że przed chwilą go zraniłam.
Za to właśnie go ceniłam  zawsze wiedział, jak ma się zachować. Starał się być
opanowany, ale ja widziałam ten ogromny smutek w jego spojrzeniu za każdym razem,
gdy odwracał głowę w moją stronę. Wspólnymi siłami wyważyliśmy drzwi i weszliśmy
do środka. W niedużym przedpokoju siedział czarny jak smoła kot. To był on,
 Behemot . O dziwo, nie wyglądał jak wysłannik piekieł, ale jak całkiem pospolity
dachowiec. Kiedy nas spostrzegł, zaczął syczeć, tak jak to miał w zwyczaju, lecz w
momencie, gdy Kuba go przegonił, przestraszył się, podkulił ogon i uciekł do kuchni.
 Pani Genowefo?  zaczęłam wołać sąsiadkę, mając nadzieję, że jednak nic się
nie stało.  Pani Mierzańska?  powtórzyłam, ale już wtedy wiedziałam, że jeżeli nie
odpowiedziała za pierwszym razem, to coś musiało się wydarzyć.
Mimowolnie, pchani jakąś niewidzialną siłą, weszliśmy do przestronnego salonu.
Tam na pięknym tkanym dywanie leżała nieprzytomna siwowłosa kobieta. Jej szare
oczy były otwarte, a głowa przekrzywiona na bok. Zemdliło mnie na ten widok i ugięły
się pode mną kolana. Kuba od razu spostrzegł, co się ze mną działo.
 Zuziu, idz do swojego mieszkania  zarządził.
Ale ja nie chciałam go słuchać. Stałam tam jak słup soli i myślałam, że to wszystko
to jakiś chory żart losu, taki życiowy prima aprilis. Jakub podszedł do Mierzańskiej,
najpierw pochylił nad nią swoją głowę i przez chwilę słuchał w skupieniu, czy
oddychała. Pózniej chwycił ją za nadgarstek, popatrzył na mnie zrezygnowany i rzekł:
 Nie żyje.
 Dziwne, że jej nie zeżarł  powiedziałam i spojrzałam mętnym wzrokiem
na zwierzaka.
To stwierdzenie nie było na miejscu, ale to było jedyne, co przyszło mi do głowy:
 Przecież słyszy się historie o kotach, które zjadają swoich właścicieli, gdy ci odejdą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl