[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mężczyzni zaglądali zapewne do boksów, w których trzymano kiedyś zwierzęta, sprawdzali też pewnie
sterty siana, jeśli jakieś tam były. Obejście całej stodoły nie mogło im zająć dużo czasu.
Pózniej wejdą na strych.
Halli rozglądał się gorączkowo dokoła, patrzył na niewielkie kępki słomy rozrzucone po podłodze, na
belki i krokwie ozdobione girlandami pajęczyn.
Nic. Pusto. Nie ma dokąd uciec.
Chyba że...
Pochwycił Aud za rękaw, zaskoczony szczupłością ręki ukrytej pod warstwą wełny. Kiedy podniosła
wzrok, wskazał głową na tylną część strychu, gdzie na deski podłogi padał snop słonecznego blasku.
Dziura w dachu.
Nie odpowiedziała żadnym gestem lub miną, ale musiała zrozumieć, bo natychmiast ruszyła w stronę
otworu, stawiając szybkie, bezgłośne kroki. Halli wiedział, że jeśli spróbuje dotrzymać jej tempa,
narobi okropnego hałasu. Stąpał po podłodze z wielką ostrożnością, obawiając się, że lada moment
od strony włazu dobiegną go triumfalne okrzyki prześladowców.
Aud czekała na niego po drugiej stronie strychu, wyraznie zniecierpliwiona. Starał się nie zwracać na
nią uwagi. Wychylił się przez dziurę, jak robił to już wcześniej tego dnia. Omiótł spojrzeniem pobliskie
pola i przekonał się, że w pobliżu nikogo nie ma. Chwycił słomę po obu stronach otworu i się
podciągnął.
Ułożone warstwowo snopy, tworzące strzechę stodoły, zostały niegdyś ciasno związane, teraz jednak
były stare i poszarpane. Mocno pochylona połać dachu kończyła się nieco poniżej otworu, a daleko w
dole, pod krawędzią poszycia, leżały sterta kamieni i drewniane drągi, pokryte tu i ówdzie gęstwiną
ciernistych pnączy.
Dysząc ciężko, Halli podciągnął się w górę i oparł kolana o krawędz otworu. Szukał jakiegoś oparcia po
bokach, ale stwierdził z przerażeniem, że słoma jest luzna. Gdy ścisnął mocniej strzechę, w dłoniach
pozostały mu garście słomy.
Z tyłu doszedł go wściekły szept:
- Na Arnego, nie baw się tyle. Rusz tyłek.
Halli obrócił się nieco, pochwycił słomę nad głową i z prawej strony, po czym wysunął się w końcu na
zewnątrz. Znalazł oparcie dla nóg i przywarł do zewnętrznej powierzchni dachu.
Gdzieś w oddali, w głębi stodoły, rozległ się męski głos, zbyt jednak niewyrazny, żeby się dało
zrozumieć poszczególne słowa.
Aud wysunęła się z otworu. Halli wyciągnął do niej rękę.
Dziewczyna pochwyciła ją mocno i w tej samej chwili na jej twarzy pojawiło się przerażenie. Poruszyła
ustami, jakby chciała coś powiedzieć, i Halli uświadomił sobie, o czym zapomnieli.
Zostawili worki.
Nim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, Aud wyrwała rękę z jego uścisku i zniknęła ponownie
pod dachem.
Halli zaklął cicho. Trzymając się jedną ręką krawędzi otworu, wyciągnął szyję i zajrzał do mrocznego
wnętrza stodoły.
Aud biegła bezszelestnie przez strych. Wierzchołek drabiny wystający z włazu drżał, słychać było kroki
na szczeblach.
Dziewczyna minęła właz, podniosła worek Halliego i przeszła do miejsca, gdzie leżał jej worek, otwarty
i pusty. Wzięła go do ręki, po czym schyliła się i otwartą dłonią zamiotła kilkakrotnie podłogę.
Halli przyglądał się jej poczynaniom z niedowierzaniem. Potem przypomniał sobie, z jakim zapałem
rzucił się na jedzenie i ile okruchów rozsypał wokół siebie.
Drabina zadrżała. Aud podniosła wzrok.
Halli przywoływał ją do siebie, wymachując wściekle ręką. Chodz już!"
Dziewczyna przestała zamiatać podłogę. Wciąż nisko pochylona przebiegła przez strych. I tym razem
udało jej się zrobić to bez najmniejszego choćby dzwięku.
Była już przy otworze, wpychała obie torby w dłonie Halliego. Potem chwyciła się słomy po obu
stronach, wysunęła stopę na zewnątrz i wypchnęła całe ciało w górę, na dach. Była znacznie szybsza
niż Halli, rozpędzona. I nie miała się czego przytrzymać.
Wyskoczyła na skraj strzechy, próbowała się złapać słomy, straciła równowagę, poleciała do przodu...
Halli sięgnął błyskawicznie i pochwycił Aud za warkocz. Obrócił ją tak, że spadła prosto na niego. Jej
dłonie wpiły się kurczowo w jego tunikę, zaczepiły o pas Sveina. Halli trzymał się jedną ręką dachu.
Opierając się stopami o strzechę, Aud zawisła na Hallim, uczepiona jego pasa i przytrzymywana za
włosy.
Ktoś zeskoczył z drabiny na podłogę strychu.
Zatrzeszczały deski, zaszeleściła rozrzucana stopami słoma. Ktoś zakasłał, potem rozległy się głuchy
odgłos uderzenia i siarczyste przekleństwo. Odgłosy przysunęły się bliżej, potem wycofały W górze, w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]