[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nienawidzę cię ... gardzę tobą i twoim obrzydliwym pożądaniem! Zobacz, coś mi zrobił! -
krzyknęła, daremnie usiłując okryć piersi zmiętoszoną suknią. Odczuwała straszliwy wstyd.
Pozbawił ją cnoty, a ona ... Boże miłosierny, nawet się nie broniła! - Podły, zwyrodniały łotrze!
- Aotrze? Nazywasz mnie łotrem? - zdziwił się, mierząc ją płonącymi oczyma. - Taki ze mnie łotr,
jak z ciebie dama! Coś mi się widzi, że dobrze do siebie pasujemy. - Zacisnął dłonie na ramionach
Eden i przyciągnął ją do siebie, chcąc, by poczuła, jak bardzo jest rozogniony. Lecz jego twarz,
oblana księżycową poświatą, sprawiała wrażenie wykutej z chłodnego granitu. - Nikt się nie
domyśli, że cię posiadłem. Ożenię się z tobą i położę kres naszym kłopotom.
Przez chwilę spoglądała na niego z niekłamanym zdumieniem.
Ram zastanawiał się, czy połknęła przynętę.
- Miałabym wyjść za mąż? Za ciebie?! - krzyknęła, okładając go pięściami po piersi. Wykorzystując
zaskoczenie Rama, wyrwała mu się i odskoczyła do tyłu. Jej oczy płonęły miedzianym blaskiem. -
Prędzej skonam!
Wyminęła go i pobiegła krętą ścieżką. Nil myśl o tym, że Ram podąży za nią, serce skoczyło jej do
gardła. Opamiętała się dopiero na schodach, prowadzących na taras. Drżącymi dłońmi wygładziła
zmiętą suknię i przeczesała rozwiane włosy. Kryjąc się w mroku, wślizgnęła się do domu przez
drzwi dla służby i pomknęła do swego pokoju.
Tymczasem Ram MacLean, dziedzic Skyelt, westchnął głęboko i zaklął siarczyście. Opadł na
kamienną ławkę i zacisnął dłonie na jej krawędzi.
- A niech to piekło i szatani! - zaklął jeszcze raz. - Ależ z ciebie osioł, MacLean! Nie okazałeś się
ani o włos lepszy od tego starego drania, który cię spłodził. - N a myśl o ojcu jego oczy zalśniły jak
zimne szafiry.
A zaplanował to sobie tak precyzyjnie. Zaproszenie, wytworny strój, tańce, kunsztowne przeprosiny
... Wszystko wykalkulowane tak, by przypodobać się próżnej kobiecie. W odpowiednim czasie miał
paść na kolana i poprosić ją o rękę ... aby w końcu zaspokoić dręczącą go żądzę. Ale uległ
chwilowej słabości i wszystkie starania poszły na marne.
Coś takiego nie zdarzyło mu się nigdy. Czyżby owładnęło nim to samo pożądanie, które staremu
Haskellowi kazało uganiać się za każdą napotkaną spódniczką? Jeśli tak, ma rację przysłowie:
niedaleko pada jabłko od jabłoni. Czy to oznacza, że on, tak samo jak ojciec, będzie wykpiwany za
plecami przez swoich poddanych?
Wstał z ławki, wygładził rękawy surduta i strzepnął liście z kolan i łokci. Uległ tej kobiecie już
drugi raz. Kiedyż wreszcie nabierze rozumu?
W drodze do swego pokoju Eden spotkała w holu dwie damy. Uniosła dumnie głowę i uśmiechnęła
się grzecznie, czując na sobie ich badawczy wzrok. Była przekonana, że hańba, która ją spotkała,
jest widoczna dla wszystkich.
Na korytarzu zderzyła się z Charity, która od razu zauważyła'jej bladą twarz i wylęknione
spojrzenie.
- Co się stało, panienko? Jest pani bladajak ściana. - Chwyciła Eden za zmarzniętą rękę. Obrzuciła
wzrokiem wzburzone włosy i pogniecioną jedwabną suknię, którą niedawno własnoręcznie
wyprasowała. Objęła ramieniem jej talię i poprowadziła do sypialni.
Eden rozebrała się w milczeniu i powstrzymując łzy, oddała suknię Charity, by ją szybko
wyprasowała. Jej dziewczęce marzenia, dotyczące balu, prysły jak bańka mydlana. To, co miało
stać się początkiem wspaniałego życia w Bostonie, skończyło się żałośnie. Musiała jednak wrócić
na bal.
Wspominała nauki pani Dunleavy, dotyczące godności i obowiązków damy. Westchnęła ciężko.
Uszczypnęła się w pobladłe policzki, by nadać im nieco koloru.
Zszedłszy ze schodów, natknęła się na Chase' a, który spojrzał na nią zaintrygowany.
- Szukaliśmy cię w calutkim domu, Eden.
- Musiałam się odświeżyć - odparła z trudem. Jej wymuszony uśmiech wydał się bratu podejrzany.
- Matka pytała o ciebie. Chce ci coś ofiarować. - Chase podał jej ramię, na którym wsparła się z
wdzięcznością. - A moi przyjaciele domagają się, bym ich przedstawił najpiękniejszemu
kwiatuszkowi w Bostonie.
Eden westchnęła, a on poklepał ją po ręce. Co się dzieje z jego małą siostrzyczką w ten wspaniały
wieczór?
Gdy szukali Constance, dołączył do nich James. Widząc zatroskany wyraz twarzy Chase'a i bladość
Eden, zorientował się, że coś jest nie w porządku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]