[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stworzeni.
Była to jego ostatnia przytomna myśl, zanim potężny orgazm porwał
go z mocą rozpędzonego pociągu i uniósł w przestrzeń czystej,
wszechogarniającej ekstazy.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ SZÓSTY
- A więc tu jesteś.
Colleen siedziała na obitej wzorzystym materiałem sofie w
przytulnym gabinecie swego ojca, pogrążona w lekturze jakiegoś
czasopisma, kiedy do pokoju wślizgnęła się jej młodsza siostra, Gina.
Zgodnie z uświęconym rytuałem wprowadzonym przez ich matkę,
jeszcze kiedy czworo najstarszych dzieci, Colleen, Nick, Ryan i Joe,
było nastolatkami - wyjąwszy przypadek śmierci czy uwięzienia - w
drugą niedzielę każdego miesiąca wszyscy członkowie rodziny mieli
obowiązek uczestniczyć we wspólnym obiedzie w domu rodziców w
Beacon Hill.
Niepodporządkowanie się temu zwyczajowi oznaczało dla odstępcy
nieuchronny gniew surowej Moiry Barone.
Nic więc dziwnego, że frekwencja nieodmiennie była znakomita.
Colleen zwykle z radością witała te spotkania.
Traktowała je jako wspaniałą okazję, żeby zobaczyć się z braćmi i
siostrami i dowiedzieć się, co u nich słychać.
Ale nie tym razem.
Dziś nie przestawała myśleć o Gavinie, który był teraz u niej w domu
i pomagał Brettowi w pracy domowej.
Nie mogła się już doczekać, kiedy zegar wybije wpół do ósmej, która
to godzina stanowiła najwcześniejszy dopuszczalny termin, żeby
pożegnać się po skończonym obiedzie.
Jednak Pan Bóg chciał chyba trochę z nią po-igrać. Sprawił, że czas
wlókł się dzisiaj niczym trójnogi żółw wspinający się na Mount Everest.
- Zastanawiałam się, gdzie mogłaś się schować. - Z właściwą sobie
energią Gina rozejrzała się dookoła, po czym podeszła do kominka,
wzięła parę szczap drewna i podsyciła ogień. Dopiero potem zwróciła się
Anula & polgara
do Colleen. - Co się stało? Pewnie nie mogłaś wytrzymać tych
wszystkich kłótni i krzyków? Cóż, nie dziwię się.
Colleen potrząsnęła przecząco głową i z pewnym żalem odłożyła
pismo „Panna Młoda", które zapewne należało do świeżo poślubionej
żony Nicka, Gail.
- Nie, skądże - rzekła. - Poza tym wiesz, co mama zawsze powtarza:
„Barone'owie nie krzyczą, najwyżej wymieniają poglądy". - Dumnie
uniosła . brodę w sposób, który miał naśladować zachowanie ich matki. -
Niestety tak się jakoś pechowo składa, że wymieniają te poglądy z
wyjątkową zajadłością - dodała z nieskrywaną złośliwością.
Nieco zbita z tropu Gina zaśmiała się i usiadła na sofie obok Colleen.
Widać było, że trochę się odprężyła. Zrzuciła buty i wyprostowała
długie, smukłe nogi.
- Dzięki, tego mi było potrzeba. Od czterdziestu ośmiu godzin był to
na pewno pierwszy raz, kiedy się śmiałam. - Oparła się o poduszkę,
zacisnęła oczy i westchnęła głęboko. - Co za koszmar!
Nie musiała tłumaczyć, że chodzi o katastrofalny wieczór
walentynkowy w ich firmie.
Piątkowe zdarzenie w rozmowach przy stole zdominowało dziś
wszystkie inne tematy.
A ponieważ Gina była wiceprezesem Baronessy do spraw marketingu
i public relations, na jej wątłych barkach spoczął obowiązek uspokojenia
opinii publicznej i ratowania za wszelką cenę mocno nadszarpniętej
opinii o firmie.
Przez ostatnich czterdzieści osiem godzin głównie zajmowała się więc
bardzo wyczerpującymi rozmowami z prasą.
Colleen uścisnęła Ginę, żeby dodać jej trochę ducha.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała pocieszająco. - To wymaga
tylko trochę czasu. Znakomicie dajesz sobie radę.
- Nie jestem tego pewna - rzekła Gina z westchnieniem. - Kiedy
tylko myślę, ile osób ucierpiało przez jakiegoś szaleńca, który dosypał
do lodów wyjątkowo piekące chili, to mam ochotę kogoś uderzyć. Komu
w ogóle przyszłoby do głowy, że istnieje taka bezbarwna i bezwonna, a
przy tym szaleńczo ostra przyprawa? - Jej drobne, pięknie utrzymane
dłonie zwinęły się w pięści. - To musiał być ktoś z tych fałszywych jak
Anula & polgara
łasice i diabelnie podstępnych Contich.
Colleen nie była wprawdzie przekonana, że to właśnie zatarg z
rodziną Contich, od lat pozostających z familją Barone'ów w stanie
wojny, tkwił u podstaw piątkowych wydarzeń, wiele jednak za tym
przemawiało.
Zarówno ich ojciec, Carlo, jak kuzynowie, Daniel i Derrick, no i sama
Gina, byli o tym głęboko przekonani.
Tylko Nick był zdania, że dopóki nie zgromadzi się dostatecznych
dowodów, należy powstrzymać się od ferowania wyroków.
Z kolei ich brat Joe i kuzynka Claudia sądzili raczej, że za tym
okropnym wyczynem stoi któryś z ich konkurentów.
Najbardziej nieoczekiwana była opinia Marii, najmłodszej w rodzinie,
dwudziestotrzyletniej kierowniczki lodziarni przy Hanover Street.
Uparcie broniła Contich, wzbudzając zdumienie pozostałych członków
rodziny.
Colleen nie potrafiła opowiedzieć się po żadnej stronie.
Podobnie jak Nick, nie była skora do ferowania sądów. Żywiła też
wiarę, że nad wszystkim czuwa Siła Wyższa, która dopilnuje, żeby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl