[ Pobierz całość w formacie PDF ]

za finanse, siedział na krześle za biurkiem. Była tu także Angela. Zjawiły
się więc wszystkie osoby potrzebne do przedyskutowania przebiegu uro­
czystości weselnych. Eglantyna z przyjemnością zauważyła, że był nawet
Pimpuś zwinięty w kłębek przy oknie.
- Lady Agatho, jak to miło, że pani przyszła - powiedział Anton, wsta­
jąc z miejsca. - Zechce pani usiąść?
Lady Agatha usiadła bez słowa, układając fałdy porannej sukni w brązo-
wo-różową kratkę. Nikt inny o kasztanowatych włosach nie odważyłby się
na takie połączenie kolorów, na lady Agacie wyglądało ono szykownie.
Eglantyna usiadła na parapecie, podnosząc Pimpusia. Posadziła go so­
bie na kolanach i w zamyśleniu zaczęła głaskać jego jedwabiste uszy.
Jak ktoś o tak niepodważalnym smaku mógł nazwać swojego pieska,
stworzenie wyjątkowe i inteligentne, takim ckliwym imieniem?
m
Podniosła wzrok. Anton patrzył na nią bezradnie. Zerknęła na wpatrują­
cą się w swoje ręce Angelę.
- A zatem... - Anton się uśmiechnął. - No cóż - odchrząknął - chyba
najlepiej będzie, jeśli się do wszystkiego przyznamy, nie?
Na te słowa lady Agatha poderwała głowę.
- Co?
- Tak - przytaknął szybko Anton i brnął dalej. - Więc tak. Jesteśmy
prostymi ludźmi z prowincji, lady Agatho. Nie wiemy nic o towarzystwie,
do którego Angela wejdzie po ślubie. Chociaż - zapewnił, widząc, jak
dolna warga Angeli zaczyna drżeć - jesteśmy pewni, że nowa rodzina
naszej kochanej dziewczynki będzie z niej dumna.
Na te słowa z kolei Eglantynie zadrżały usta.
Naprawdę, mężczyźni potrafią być tacy gruboskórni. Jakby trzeba jej
było jeszcze przypominać, że wkrótce straci ukochane dziecko.
Anton z trwogą spoglądał na Angelę i Eglantynę.
- Tak jak jest dumą naszej rodziny.
- I nadal będzie - powiedziała lady Agatha. •- Wychodzi za mąż za
markiza, a nie wstępuje do klasztoru.
Anton spojrzał na nią z wdzięcznością.
- O właśnie! Ale ponieważ poślubia markiza, chcielibyśmy, żeby pani
nami pokierowała, lady Agatho. Wszyscy nas zapewniali, że najlepsze, co
możemy zrobić, to oddać się całkowicie w pani ręce. Więc jesteśmy. W pani
rękach. Całkowicie zdani na panią. - Nie usłyszawszy odpowiedzi, z de­
terminacją ciągnął dalej: - Proszę nie myśleć o kosztach. Cokolwiek pani
powie, będzie dla nas rozkazem.
Spojrzał na Eglantynę, która kiwnęła głową z aprobatą.
Powiedział wszystko jak należało, tak jak to wcześniej przećwiczyli.
Reszta zależała teraz od lady Agathy.
- Świetnie - powiedziała lady Agatha.
Anton zatarł ręce niczym oracz szykujący się do długiej pracy.
- Angela powiedziała nam, że pani już wybrała materiał i model sukni
ślubnej. Skontaktowaliśmy się z krawcową, którą pani poleciła. Przyje­
dzie pod koniec przyszłego tygodnia. Więc, od czego zaczniemy?
Lady Agatha zastanowiła się przez chwilę.
- Od jedzenia?
Anton i Eglantyna wymienili spojrzenia.
- Ale przecież... przyjedzie kuchmistrz. Wydawało się nam, że to on
przygotuje całe jedzenie.
Po twarzy lady Agathy przemknął lekki rumieniec. Trudno było ocenić,
czy był to skutek rozdrażnienia, czy jakichś innych emocji.
- Hm, no tak. On przygotuje jedzenie i oczywiście zapewni zwykły ze­
staw dań, ale my musimy pomyśleć o... daniu głównym. Zawsze nalegam,
by wybrać je wspólnie z moimi klientami.
- Aha - powiedział Anton, roztropnie kiwając głową. - Co pani propo­
nuje?
- To nie moje wesele - powiedziała lady Agatha z zachwycającą skrom­
nością. - Czego by sobie życzyła nasza panna młoda?
Trzy pary oczu zwróciły się ku Angeli.
- Wszystko mi jedno.
- Tak. A co z panem młodym? Co on lubi? - spytała lady Agatha.
Znów wszyscy spojrzeli wyczekująco na Angelę.
- On lubi proste jedzenie - powiedziała wreszcie. - Proste, zwyczajne,
porządne jedzenie! - Odwróciła się szybko w stronę okna i zamrugała
oczami.
- To świetnie. Będzie rzepa i kapusta - powiedziała obojętnym tonem
lady Agatha.
Na te słowa Angela gwałtownie odwróciła głowę i rozdziawiła usta.
Spojrzała lady Agacie prosto w oczy i zaczerwieniła się.
- No więc? - spytała prowokująco lady Agatha.
- Może ryba, na przykład turbot - wyszeptała Angela nieśmiało.
- I... - uśmiechnęła się zachęcająco lady Agatha.
- Kraby są świetne o tej porze roku.
- Tak? Tak - odetchnęła głęboko lady Agatha. Po raz pierwszy od wej­
ścia do pokoju zapłonęła jej w oczach iskra. - Motyw ryby? - wymamro­
tała. - To mogłoby być interesujące. Albo plaża. Ustawilibyśmy na sce­
nie... to znaczy na trawniku pasiaste parasole.
Przerwała i zastanawiała się dłuższą chwilę.
- Nie, to za mało. Potrzebujemy czegoś bardziej egzotycznego, żeby
zrobić wrażenie na wid... witanych gościach.
Cudownie było patrzeć na lady Agatha pochłoniętą własnymi pomysła­
mi. Zmarszczyła brwi w koncentracji i zadumała się z błyskiem w oku.
- Coś z rybą, ale egzotycznego, co by to mogło być? - mamrotała do
siebie. - Może ślub jak na plaży w Brighton? - Pytanie było wyraźnie
skierowane pod własnym adresem, podobnie jak grymas, który po nim
nastąpił. - O czym ja myślę? Regencja już się do znudzenia opatrzyła,
prawda?
Pozostali niepewnie pokiwali głowami. Lady Agatha bębniła palcami
w poręcz krzesła. Nagle wyprostowała się, otwierając szeroko oczy, jakby
miała wizję.
- Mam! Zrobimy to jak w Mikadziel
100
- Wspaniale - powiedziała Angela.
- Czarująco! -poparłająEglantyna.
- A co to jest „mikadzie"? - spytał Anton.
Dzięki Bogu, że jej brat się o to spytał, pomyślała Eglantyna. Słowo
„mikadzie" było jej skądś znajome, ale nie potrafiła powiedzieć, gdzie je
słyszała, a tym bardziej, co ono znaczy.
Lady Agatha zaniosła się śmiechem.
- Mikado to farsa muzyczna, autorstwa pana Gilberta i sir Arthura Sul-
livana. Na pewno słyszeli państwo piosenkę Sikoreczkal
- Tak! - zawołał uszczęśliwiony Anton. - Chwytliwa melodyjka, nie?
Ale co to ma wspólnego z uroczystościami weselnymi Angeli?
- To będzie punkt wyjścia - powiedziała lady Agatha. - Temat, wokół [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl