[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie wyleczyłabym się tak łatwo z tego, gdybym go naprawdę kochała.
Z ciebie nie wyleczyłabym się nigdy. Jestem tego pewna. Rozluznił
się wyraznie.
207
RS
- Obawiałaś się, że postąpię wobec ciebie tak obrzydliwie, jak
on? Wykorzystam cię, a potem porzucę dla kogoś, kogo będę uważał
za bardziej odpowiedniego? Czy nie widziałaś, że ja jestem inny?
- Nie mogłam się tak zupełnie nie martwić - wyznała. Obydwoje
wiemy, że górujesz nade mną intelektualnie. I w sensie społecznym
również, jeśli chodzi o ścisłość. Raz mi się to przydarzyło. Jak
mogłam być pewna, że to się nie powtórzy?
- Mallory, ty najmilsza idiotko! Nie zamierzam porównywać
testów na inteligencję ani zasobów materialnych z kobietą, którą
kocham. Czy nie wiesz, że jesteś wszystkim, czego mógłbym sobie
życzyć? Jesteś inteligentna, dowcipna, ciepła. Masz w sobie tyle
cudownego optymizmu i energii. Nigdy nie wiedziałem, czego się po
tobie spodziewać, ale zawsze z przyjemnością czekałem, co jeszcze
nowego wymyślisz. Przez ciebie się śmieję, przez ciebie cierpię, a
czasami tracę rozum. I nigdy nie będę miał cię dosyć.
Mallory mrugała oczami, aby powstrzymać łzy, i udało się jej w
końcu uśmiechnąć.
- Myślę, że dopiero, gdy poznałam Petrę, zaczęłam sobie zdawać
sprawę, że nie porównujesz mnie ze swoimi akademickimi kolegami.
Ona jest taka błyskotliwa, taka zrównoważona, a mimo to czułam, gdy
widziałam was razem, że nie byłbyś z nią szczęśliwy. Była dla mnie
bardzo miła, nawiasem mówiąc. Myślę, że się zaprzyjaznimy.
- Bardzo się cieszę - odparł po prostu.
- I też jest zakochana. Wychodzi za mąż - wyznała Mallory.
Elliott uniósł brwi.
208
RS
- Naprawdę? Nic nie wiedziałem.
- Tak. On jest akwizytorem ubezpieczeniowym. Uczy ją jezdzić
na nartach wodnych i chodzą razem na górskie wycieczki. Widocznie
doszedł do wniosku, że potrzeba jej trochę zwykłych zajęć i rozrywek.
Elliott zaśmiał się.
- Mogę to sobie wyobrazić.
- Tak. Ja też. - Mallory milczała przez chwilę, a potem poruszyła
się niespokojnie. - Elliott?
- Hm?
- Umieram z głodu.
- A ja obiecałem nakarmić cię pózniej.
- Właśnie, obiecałeś.
- Co byś powiedziała na stek, pieczone kartofle i sałatę? Z
szampanem, aby uczcić nasze zaręczyny?
- Brzmi to cudownie.
Roześmiał się, słysząc entuzjazm w jej głosie.
- Czy teraz mogłabyś wcisnąć klawisz telefonu? Zamówimy
jedzenie do pokoju, żeby nie trzeba było się ubierać.
- I zaraz potem rozbierać - zażartowała, głaszcząc go
bezwstydnie po brzuchu.
Chwycił ją za rękę.
- Jeśli nie chcesz, abyśmy wylądowali w szpitalu z powodu
niedożywienia i wyczerpania, to zachowuj się przyzwoicie i zadzwoń
na kelnera.
209
RS
Odchyliła głowę, zastanawiając się, jaki ma wybór, i
uśmiechnęła się wyzywająco.
- A potem będziesz gotowy, jak zjemy? Odpowiedział
uśmiechem na jej wyzwanie.
- Myślę, że to ty będziesz potrzebowała czegoś na wzmocnienie.
- Tak sądzisz?
- Tak sądzę - powiedział, przybierając ton wyniosłej arogancji.
- O ile pamiętam, wyrażałam już obawę, że obudziłam w tobie
bestię?
- To prawda. I o ile pamiętam, przyznałem ci rację.
- Co będzie z twoim projektem na jutrzejszą sesję?
- Skończę go, gdy będziemy czekali na obiad. Szybko! -
Chwycił jej dłoń i uniósł do ust, nagle poważniejąc. - Mallory, praca
będzie dla mnie zawsze czymś ważnym, ale ty potrafisz zapobiec,
abym nie zatonął w niej ponad miarę. Nie powinnaś nigdy wątpić, że
jesteś dla mnie ważniejsza niż wszystko inne. Kocham cię, Mallory.
- I ja cię kocham, Elliott.
Mallory uśmiechnęła się i oswobodziła rękę.
- Zadzwonię do restauracji. A ty siadaj do komputera.
210
RS
EPILOG
Mallory polizała znaczek i przylepiła go w prawym górnym rogu
koperty, po czym dołączyła go do dwudziestu innych, leżących przed
nią na stole w jadalni. Przeciągając się ze zmęczenia, skrzywiła się,
czując w ustach smak kleju. Zmusi Elliotta, aby kupił maszynkę do
stemplowania.
Spojrzawszy na zegarek stwierdziła, że minęła już dziesiąta, a
Elliott ciągle był w swoim biurze, zatopiony w nowym programie, nad
którym pracował od kilku miesięcy. Jeśli go nie odciągnie od
komputera, gotów spędzić całą noc w gabinecie.
Sama pracowała w jadalni, aby móc słyszeć każdy szmer z małej
sypialenki, znajdującej się obok pokoju, który zajmowała razem z
mężem. Z kopertami w ręku skierowała się do schodów, ale po drodze
zajrzała do pogrążonego w półmroku pokoju dziecinnego, gdzie w
łóżeczku spało niemowlę.
Jej czteromiesięczna córeczka Laurie leżała na brzuszku, z
tyłeczkiem sterczącym do góry. Uspokojona, że dziecko usnęło na
dobre i będzie tak spało przez całą noc, Mallory pogłaskała lśniące
miedziane loczki i wyszła z pokoju.
Zaniosła gotową do wysłania korespondencję do swego biura i
położyła na stole. Rozprostowała ramiona i weszła do gabinetu
Elliotta, który ciągle nazywali jaskinią.
Tak jak się spodziewała, siedział zgarbiony nad klawiaturą
komputera.
211
RS
- Elliott?
- Mm? - mruknął, nie odrywając wzroku od monitora.
- Elliott, jest pózno, a jutro masz zajęcia wcześnie rano
- powiedziała stanowczo, zdając sobie jednak sprawę, że z takim
samym skutkiem mogłaby przemawiać do komputera.
- Chodz do łóżka.
- Tak, kochanie, za moment. - Przeleciał palcami po klawiaturze,
a monitor rozbłysnął znakami. - To się nie zgadza - powiedział z furią
do ekranu.
- Elliott, mój drogi.
Nie mrugnął okiem, tylko skasował zapis na ekranie i wystukał
nową serię rozkazów.
- Dziękuję, skarbie.
Trzeba było użyć skuteczniejszych metod. Nie po raz pierwszy
w ciągu dwóch lat ich szczęśliwego małżeństwa musiała uciekać się
do nowych pomysłów i na pewno nie ostatni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl