[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Po tym jednym wieczorze u niego w domu Branch wziął swoje półtora tysiąca dolarów i wyjechał do
Meksyku. Nawet nie potwierdził otrzymania telegramów. I nagle, ni stąd ni zowąd, zadzwonił. Max był
zachwycony i zapytał czy nie mógłby odwiedzić go podczas weekendu.
- Jasne - bez przekonania odpowiedział Branch - ale będziemy musieli się spotkać z dala od planu, a
poza tym mam do ciebie prośbę.
- Cokolwiek zechcesz - zadeklarował Max.
Fałszywy Indianin z Disneylandu nie dorastał do pięt Branchowi.
I w taki oto sposób Sunday została umówiona na wizytę.
Stawiła się w domu Maxa punktualnie o dwunastej. Tysiąc dolarów gotówką było sumą nieco szokującą,
ale zależało jej na spotkaniu z nim i skoro tyle to kosztowało, cóż, tyle zapłaci.
Przetrzymał ją przez dwadzieścia minut, czekającą w ciemnym pokoju, do którego starannie zaciągnięte
zasłony nie dopuszczały dziennego światła.
Zjawił się w końcu w koszuli w znaki Zodiaku i czarnych, skórzanych spodniach, które podkreślały jego
tuszę. Przez pół godziny mówił o sobie, swoim programie i swoim talencie.
Sunday była bliska rozpaczy obawiając się, że w ogóle nie dojdzie do rozmowy na jej temat. Ale w końcu
powiedział:
- Myślę, że powinniśmy zacząć od kart. Zrobiłem wykres dla ciebie, ale może chciałabyś robić notatki -
podsunął jej notes z napisem "Max Thorpe przepowiada" na początku każdej strony.
Zaczął mówić bardzo szybko, krótkimi, nie dokończonymi zdaniami o takich rzeczach na jej temat,
których nikt nie mógł mu powiedzieć. Było to niesamowite.
Krótko opisał jej przeszłość i doszedł do małżeństwa. Wówczas dość długo mówił o tym, że nie powinna
winić siebie za to, co się stało, że musiało się to tak skończyć.
Patrzył na nią wodnistymi oczami. - Musisz o tym zapomnieć. To zamknięty rozdział twojego życia. Nie
było w tym twojej winy. Musisz przestać dopuszczać to do myśli, nie wolno ci więcej o tym myśleć.
Zacznij z lekkim sercem spoglądać w przyszłość, bo widzę w niej wiele sukcesów.
Podał jej inicjały ludzi, którzy będą ważni dla jej przyszłego życia. Powiedział o kontraktach i o radzie
starego człowieka, którego musi wysłuchać. Wówczas zamilkł. Nie mógł mówić dalej. Było coś
dziwnego, coś, czego nie potrafił pojąć... nie śmierć, ale coś...
Wstał.
- Sunday, będziesz miała dużo szczęścia w życiu. Czeka cię nieprzeciętna sława. Dbaj o siebie i
zawsze zachowuj się z ostrożnością. Ale uwierz mi, musisz zapomnieć o przeszłości.
Mówił dłużej niż godzinę.
- Dziękuję panu, panie Thorpe. Jestem naprawdę bardzo wdzięczna, że zgodził się pan mnie przyjąć.
Kamień spadł jej z serca, czuła prawdziwą ulgę. Nie pomylił się co do żadnej innej rzeczy, więc może
miał również rację, iż cała ta rzecz z Paulem nie była jej winą. Pogrzebała w białej torebce
przewieszonej przez ramię.
- Przyniosłam pieniądze, gotówką.
Podniósł rękę.
- Nie. Zmieniłem zdanie. Nie chcę twoich pieniędzy. Możesz znowu mnie odwiedzić, jeśli tylko
zechcesz. Zaprzyjaznimy się.
Doszedł do wniosku, że przyjęcie jej pieniędzy byłoby małostkowym gestem i mogłoby nie podobać się
Branchowi. W gruncie rzeczy, wcale ich nie potrzebował, a poza tym polubił tę dziewczynę, wierzył, że
naprawdę zostaną przyjaciółmi. A jeśli nie mylił się co do jej przyszłości, będzie przyjaciółką, jaką warto
mieć.
Sunday poleciała do Acapulco w znacznie lepszym nastroju. Jakoś rozmowa z Maxem Thorpe'em
przyniosła jej ogromną ulgę. Fakt, iż kazał jej zapomnieć o przeszłości, zdawał się wszystko zmieniać.
Zapomni. Zapomni o Rzymie i o Paulu i zacznie wszystko od nowa. Zacznie bywać, chodzić na randki i
robić to wszystko, o co nieustannie nagabywała ją Carey. Acapulco i nowy film będą dobrym
początkiem, a po powrocie będzie mogła się cieszyć nowym domem na plaży.
Carey była zachwycona zmianą, jaka w niej zaszła.
- Ten cały Maxie musi być cholernie dobrym psychiatrą
- powiedziała. - Może i ja powinnam go odwiedzić.
Była nieco zagubiona od czasu przyjęcia i oświadczyn Marshalla. Nigdy nie myślała o Marshallu jako
potencjalnym partnerze, nie mówiąc już o nim jako kochanku. Jej życie było niezle zorganizowane,
zawsze miała paru chłopców, a z jednym z nich sypiała. A kiedy zaczynało to wyglądać choć odrobinę
poważnie, znajdowała sobie następnego. Za długo i za ciężko pracowała, żeby teraz cokolwiek czy
ktokolwiek mógł stać się ważniejszy niż praca.
A jednak Marshall był inny. Zawsze go obserwowała, podziwiała, naśladowała, a nawet czuła przed nim
pewien lęk. Jego oświadczyny były dla niej ogromnym szokiem.
Postanowiła polecieć z Sunday do Acapulco i spędzić tam kilka dni, żeby spokojnie pomyśleć. Siedziały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl