[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stanie się tematem plotek. Jake zaklął pod nosem i odwrócił się. Czemu się tak
tym przejmuje? Miał ją przecie\ tylko poprosić o rękę. Zrobić to, co nale\y.
Dlaczego stara się ją namówić, \eby powiedziała tak , skoro przyszedł tu z
nadzieją, \e odmówi?
Wystarczy. Koniec. To nie jego sprawa. Skoro Casey uwa\a, \e da sobie
radę z Emmą i jej przyjaciółeczkami nie mówiąc ju\ o jej ojcu, Hendersonie
Oakesie to niech się z nimi zmierzy. On zrobił ju\ wszystko, co mógł i
powinien. Zaproponował jej mał\eństwo.
O Bo\e, czy ten dzień kiedyś się skończy? Potarł mocno kark, jakby
chciał rozluznić nie istniejącą muszkę. Do licha, nie miał nawet okazji, by
powiedzieć rodzinie o ziemi, którą wreszcie udało mu się kupić. To miał być
wielki dzień. Powinien czuć się zwycięzcą.
No có\.
Dobrze, Jake powiedziała cicho Casey.
Co dobrze? Jake był wyraznie zaskoczony.
Dobrze, wyjdę za ciebie.
Muszka wróciła na miejsce. Jej ucisk był jeszcze silniejszy.
Piękna i Bestia.
To określenie wpadło mu do głowy, kiedy patrzył na idącą ku niemu
swoją narzeczoną wspartą na ramieniu ojca. Casey wyglądała przepięknie. Jej
włosy, podtrzymywane koroną z czerwonych ró\ i gozdzików, spływały lśniącą
kaskadą na ramiona. Delikatna bawełna sukni, du\o ładniejszej ni\ poprzednia,
oplatała jej nogi. Piękna.
Potem Jake przeniósł wzrok na Bestię. Henderson Oakes. Człowiek
niecierpliwy i pozbawiony poczucia humoru. Z ponurą miną, jakby pod
przymusem, prowadził swą uśmiechniętą córkę ku narzeczonemu.
W pierwszym rzędzie krzeseł siedział Frank Parrish w towarzystwie
Emmy, która co chwila ocierała koronkową chusteczką swe zupełnie suche
oczy. Po drugiej stronie prowizorycznej nawy siedziała matka Casey, Hilary,
wystrojona w jedwab i diamenty. Przez cały czas kręciła się na krześle, jakby
bała się, \e się rozpadnie pod jej idealnie wyrzezbionym ciałem.
Nic dziwnego, \e Casey postanowiła zawiadomić rodziców o swojej
decyzji dopiero w przeddzień ślubu. Właściwie Jake nie miałby nic przeciw
temu, gdyby nie zawiadomiła ich w ogóle. Dopiero teraz zrozumiał, dlaczego
zgodziła się na to mał\eństwo. Nawet ono było lepsze ni\ ciągłe wysłuchiwanie
ich uwag o tym, jaka to jest do niczego.
Bestia nareszcie stanęła przed nim. Wło\yła rękę Pięknej w dłoń Jake a i
odeszła, z ulgą dystansując się do tego związku.
Casey ujęła Jake a pod ramię i zwróciła się ku wujowi Harry emu, który
miał odprawić nabo\eństwo. Od razu się uspokoiła. Czuła, co prawda, wbijające
się w jej plecy niechętne spojrzenia rodziców, ale wiedziała, \e oprócz nich
wszyscy dobrze jej \yczą. Obok niej stali jej bracia. J. T. nawet puścił do niej
oko.
Wyprostowała się, uśmiechnęła do Annie i w końcu skupiła się na
pastorze.
W lekko rozświetlonym słońcem salonie pachniało świe\ymi gałęziami
sosny. Ten cichy, zwyczajny s lub był, według niej, du\o piękniejszy ni\
wydarzenie , które przez cztery miesiące przygotowywała osobista sekretarka
matki.
Z kominka rozległ się trzask i Casey przysunęła się bli\ej do Jake a.
Ale\ to się wszystko skomplikowało. Teoretycznie powinna być w tej
chwili na Hawajach. Z innym mę\czyzną. A jednak bierze ślub z człowiekiem,
którego kocha od dziecka. I wcale jej nie zniechęca jego brak entuzjazmu.
Tak rzekł Jake i Casey wróciła do rzeczywistości. Akurat w samą
porę, by i ona wypowiedziała słowa przysięgi.
Ogłaszam was mę\em i \oną. Wuj Harry uśmiechnął się do
nowo\eńców. Mo\esz teraz pocałować pannę młodą, Jake.
Jake posłusznie zwrócił się w stronę Casey i spojrzał w jej zielone, pełne
nadziei oczy. Gdzieś w głębi duszy na ułamek sekundy poczuł lekki \al, ale
szybko go odsunął od siebie. Wiedział ju\, czym naprawdę jest mał\eństwo.
Szkoda, \e akurat on będzie naocznym świadkiem edukacji Casey w tych
sprawach. śałował, \e \ycie nauczyło go nie wierzyć w miłość a\ do grobowej
deski .
Nieliczni zgromadzeni goście klaskaniem w dłonie domagali się
pocałunku. W oczach Casey pojawiła się niepewność. Jake wiedział, \e to on
jest tego przyczyną. Schylił się, by zło\yć na jej wargach ten obowiązkowy
pocałunek. Ledwo jednak ich dotknął, nie mogło być ju\ mowy o jakimkolwiek
obowiązku. Casey objęła go za szyję, a jej język połączył się z jego językiem w
milczącym tańcu.
Gdzieś, jakby z oddali, słychać było gorący aplauz gości, ktoś nawet
gwizdnął przeciągle.
Prawdziwe mał\eństwo z miłości podsumował imprezę wuj Harry.
Tego Jake nie był wcale pewien. Tylko po\ądanie na pewno było szczere.
Powiedz otwarcie, Cassandro rzekł Henderson Oakes. Zgodziłaś się
na ten... ślub, \eby zachować twarz. Steven nas upokorzył i chciałaś to jakoś
naprawić.
Casey z trudem przełknęła ślinę i spojrzała przez otwarte drzwi na salon i
wesoło bawiących się gości. O ile\ wolałaby być tam z nimi, ni\ w kuchni
wysłuchiwać tego wykładu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]