[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przywiozłem cię tutaj powiedział ponieważ opowiadają, że w
pogodny dzień można stąd obserwować okolicę w promieniu pięćdziesięciu
mil. Ja w to wątpię, ale przynajmniej ludzie we wsi mają o czym mówić.
Romana roześmiała się.
Zawsze mają historie, które powtarzają tak długo, aż sami w nie uwierzą.
Przekonasz się, że w Sarnę mają ich całe mnóstwo rzekł markiz.
Rośnie tu takie drzewo, które, jeśli staniesz pod nim w czasie pełni księżyca,
sprawi, że się zakochasz w pierwszej osobie, którą spotkasz; a w ogrodzie
mamy studnię, która podobno niezawodnie spełni wszystkie twoje życzenia, z
tym, że kiedy się sprawdzają, nie zawsze są dokładnie tym, czego chciałaś.
Romana znowu się roześmiała.
Jestem pewna, że tak jest w wypadku wszystkich życzeń i wszystkich
modlitw.
Modlitw? zapytał markiz.
Mama zawsze mi radziła, żebym, kiedy się modlę o coś, na czym mi
szczególnie zależy, dodawała na końcu: jeśli uważasz, że tak jest najlepiej,
Panie. Zawsze mówiła, że Bóg wie lepiej niż my, co jest dla nas dobre.
Myślę, że miała rację markiz zadumał się. Nigdy o tym przedtem
nie pomyślałem.
Ale tak naprawdę pomyślał, że dawno nie mówił o Bogu, rozmawiając z
kobietą. Ale też Romana, jak mógł się przekonać w ciągu ostatnich dwóch dni,
bardzo różniła się od kobiet, które znał do tej pory.
Wciąż mierził go fakt, że byli poślubieni. Chwilami ciągle jeszcze trudno mu
było uwierzyć w to, że naprawdę jest taka, jaką się wydaje.
Instynktownie obawiał się, że kiedyś odkryje swą prawdziwą naturę i okaże
się świadomym narzędziem w ręku Kirhamptona i chętną wspólniczką knutej
przez niego zemsty.
A jednak przez ostatnie dwa dni, gdy pokazywał jej Same i jezdzili razem
konno na farmy, żeby mogła poznać co ważniejszych pracowników majątku,
przekonał się, że choćby nie wiadomo jak się starał, nie mógł znalezć w niej
wady.
Nie chcąc jej zdenerwować, unikał zadawania pytań o nią samą czy o
Nicole.
Nawet przez chwilę nie wątpił, że Nicole jest tą, za jaką ją miał, wysokiej
klasy, drogą prostytutką lub jeśli brzmiało to lepiej kokotą; jednak teraz był
prawie gotów uwierzyć, że Romana nic o tym nie wie i rzeczywiście jest
przekonana, że Nicole pozostała tą czystą, niewinną dziewczyną, jaką znała od
dziecka.
A jednak cyniczna strona jego natury nie pozwoliła markizowi do końca w
to uwierzyć.
Jak to możliwe, żeby dziewczyna w jej wieku, z porządnej rodziny, z
widoczną ogładą, wybrała się w podróż do Londynu sama, nawet bez
pokojówki?
Do tego miała zamieszkać z drugą dziewczyną, mieszkającą samotnie, bez
przyzwoitki? Być na tyle naiwną, żeby myśleć, że nauczycielka w szkole
baletowej, nawet jeśli takie miejsca rzeczywiście istniały, zarabia tyle, żeby
utrzymywać matkę i ojca?
Miał wątpliwości co do tego, czy hrabia i hrabina rzeczywiście istnieją, a
jeśli nawet, to czy ich tytuł jest prawdziwy.
Wielu emigrantów z Francji przybywających do Anglii przypisywało sobie
arystokratyczne tytuły, do których nie mieli prawa.
Markiz postanowił, że po przyjezdzie do Londynu odszuka kilku znanych
francuskich arystokratów, którzy nie wrócili jeszcze do Francji na zaproszenie
Napoleona Bonaparte, i dowie się, czy rodzina de Pret rzeczywiście istnieje.
Mimo to mówił sobie, że czegokolwiek by się dowiedział o Nicole de Pret,
nie mogło to mieć żadnego wpływu na jego małżeństwo z Romaną.
To był fakt dokonany, którego nic nie mogło zmienić. Jednocześnie zaczynał
też myśleć, że sprawy mogły się potoczyć dużo gorzej. Być może zdarzy się
jeszcze coś, czego nie był w stanie teraz przewidzieć, że to on będzie się śmiał
z Kirhamptona.
Był pewien, że Barnham, który był pod wielkim urokiem Romany i wierzył
w każde jej słowo, nie jest tak przenikliwym znawcą charakterów jak on sam.
Może i była tym, kogo udawała, młodą, niewinną, dobrze urodzoną
dziewczyną, ale i tak jego krytyczny umysł był czujny.
Musiał jednak przyznać, ze jest na pewno inteligentna, choć starał się nie
spędzać na rozmowach z nią więcej czasu, niż to było absolutnie konieczne.
Przez ostatnie dwa dni zajmował się pilnie sprawami majątku. %7łeby
zachować pozory, zabierał ją na przejażdżki konno i powozem, no i oczywiście
spotykali się przy posiłkach. Ale kiedy tylko mógł, unikał jej towarzystwa, co
nie było trudne przy jego rozlicznych zajęciach.
Zauważył, że dobrze jezdzi konno i, co było łatwe do przewidzenia, była
zachwycona jego końmi.
Dziś był drugi poranek, jaki spędzili na konnej przejażdżce i markiza
zaskoczyła myśl, że w błękitnym stroju do konnej jazdy, który musiał
pochodzić z Bond Street, Romana wygląda nadzwyczaj efektownie.
Pomyślał, że ma ten sam wdzięk i wrażliwość, która podobała mu się u
Nicole de Pret, oraz, co odkrył dopiero dziś rano, spontaniczny, radosny
śmiech, w którym było coś bardzo młodzieńczego.
Markiz był uważany za dowcipnego człowieka i przywykł do tego, że
kobiety śmieją się z tego, co mówi. Ale ich śmiech był na ogół sztucznie
melodyjny i często wymuszony.
Zmiech Romany był szczery, spontaniczny, dzwięczał świeżo jak wiatr w
drzewach lub woda w fontannie.
Wiedział, że kiedy się śmiała, zapominała o strachu przed nim.
Niemniej jednak nauczył się już wyczekiwać błysku niepokoju w jej oczach,
który pojawiał się, ilekroć podchodził zbyt blisko lub kiedy powiedział coś
twardszym czy ostrzejszym tonem.
Widok jest piękny! wykrzyknęła Romana. Wiedział, że w tej chwili
nie myślała o nim jako o mężczyznie, podczas gdy każda inna kobieta, jadąc z
nim konno, miałaby wyostrzone wszystkie zmysły.
Romana podążała wzrokiem za zakrętami rzeki. Potem powiedziała:
Przypuszczam, że z wysoka, z nieba cała ziemia by tak wyglądała.
Jak? zapytał.
Jak mapa odparła.
Tak, oczywiście zgodził się markiz. Ale w ten sposób nigdy jej nie
zobaczymy.
Chyba żebyśmy polecieli balonem.
Zapomniałem o balonach przyznał markiz. Ale osobiście nie
chciałbym polecieć w czymś takim.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]