[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyznała w końcu. - To znaczy, chciałam oszukać - poprawiła
się po chwili.
Patrick wyglądał na zaskoczonego. Tak, jakby oczekiwał
innego wyznania. W końcu ściągnął brwi i spojrzał na nią z
ukosa.
- W jaki sposób?
Jasmine westchnęła. Najgorsze było już za nią.
- Chciałam, żebyś mnie zapłodnił. Wybrałam cię na ojca.
Już od dawna chciałam mieć dziecko, ale nie mogłam znalezć
Dawcy, to znaczy ojca. I kiedy cię zobaczyłam, uznałam, że
będziesz najlepszy.
Słowa Jasmine płynęły strumieniem. Wiedziała, iż niczego
już nie zmienią i że Patrick tak czy inaczej wyjedzie z San
Francisco. Jednak prawda i akt przyznania się do winy były
dostatecznym powodem, żeby mówić. Czuła się trochę jak
penitent przy konfesjonale.
- Hm - chrząknął Patrick. - W zasadzie powinienem czuć
113
S
R
się zaszczycony, że wybrałaś właśnie mnie. Chciałaś mi po-
wiedzieć potem, że będę ojcem?
Jasmine spuściła głowę. Znowu poczuła na sobie ciężar
winy.
- Nie. Nigdy byś się o tym nie dowiedział - szepnęła.
- Zamierzałam to przed tobą ukryć.
Patrick zacisnął szczęki. Płomyk rozbawienia, który tlił się
w jego oczach, zgasł w jednej chwili. Spojrzał na nią ponuro.
- Zamierzałaś zataić przede mną istnienie mojego dzie
cka? - spytał z niedowierzaniem. - Odmówić mi podstawo
wych praw rodzicielskich?
Nagle zrozumiała, że Patrick zarzuca jej to samo, co ona
Deaconowi.
- No, myślałam, że to dobry pomysł - zaczęła się tłumaczyć
niezbyt pewnie. - O niczym byś nie wiedział. Dopiero potem
zrozumiałam, że nie przemyślałam wszystkiego... Pamiętasz,
wyszłam wcześnie, ponieważ stwierdziłam, że dostałam już
nauczkę.
- Więc chodziło o to, żebyś zaszła w ciążę? - upewnił się
raz jeszcze.
- Przynajmniej tak mi się zdawało na początku - odparła.
- A potem?
- Potem nie byłam już tego taka pewna. Stwierdziłam, że
dałeś mi naprawdę wiele. Zaczęłam o tym myśleć i stwierdzi-
łam, że niczego nie żałuję. Chyba tylko własnych kłamstw.
Mam nadzieję, że dla ciebie ta noc też zostanie pięknym
wspomnieniem.
Mógł jej teraz powiedzieć, że tak. Zapewnić, że on również
niczego nie żałuje. Był jednak na tyle zaszokowany tym, cze-
go się dowiedział, że spytał ją tylko:
- Dlaczego tak bardzo chcesz mieć dziecko?
Jasmine wpadła w popłoch. Patrick zamierzał wtargnąć
114
S
R
w jej najtajniejsze myśli i pragnienia. Dotrzeć do jej sekretów.
Nie, nie mogła na to pozwolić.
Poza tym bała się mówić o Matthew i Raine, ponieważ
czuła, że traci ich w ten sposób. Nie widziała ich od sześciu
lat. Mimo to pielęgnowała w pamięci ich portret. Jednak za
każdym razem, kiedy zwierzała się z czegoś dotyczącego jej
dzieci, czuła, że ich obraz blaknie, a na płótnie pamięci za-
czynają pojawiać się dziury.
Spojrzała na Patricka. Nie, o niczym mu nie powie. Gotów
jeszcze uznać, że była złą matką. Co to znaczy ukraść komuś
dzieci? Przecież mogła pójść na policję. Jak mu wytłumaczy,
że wolała nie mieszać do tego policji i korzystać z usług pry-
watnego detektywa?
- A dlaczego miałabym nie chcieć? Nie jestem już taka
młoda i chciałabym mieć przy sobie kogoś, kogo mogłabym
kochać i kto by mnie kochał.
Patrick zachował kamienną twarz. Znał jej tajemnicę, ale
się z tym nie zdradził. Przepełniała go litość dla tej kobiety,
która chciała sama stawiać czoło przeciwnościom losu. Wy-
ciągnął rękę i pogłaskał ją lekko po włosach. Spojrzała na
niego zaskoczona.
- Myślę, że należy nam się chwila dobrej zabawy - stwier-
dził. - Chcę ci pokazać takie San Francisco, jakie poznałem
w ciągu ostatnich dni.
Przełknęła ślinę. To znaczyło, że nie gniewał się na nią. W
jej oczach pojawił się radosny blask. Poczuła, że jej lżej na
duszy. Wyrzuty sumienia nie dawały jej ostatnio spokoju. A
teraz, kiedy w końcu wszystko wyznała, poczuła się lepsza i
jakby nieco odprężona.
- To wspaniale! - powiedziała z ożywieniem. - Wobec
tego prowadz.
Patrick roześmiał się głośno.
115
S
R
- Dobrze, ale nie wiem, czy starczy nam dnia. - Zerknął na
tarczę zegarka. - Albo raczej nocy.
- Naprawdę? To Gus opowiedział ci ten dowcip? - spytała
ze śmiechem Jasmine. - Trudno mi w to jakoś uwierzyć.
- Hm, musiałem go trochę zmienić. Rozumiesz, przysto-
sować do opowiedzenia kobiecie.
Patrick otworzył drzwi do swego domku i puścił ją przo-
dem. Następnie wszedł do wnętrza i zapalił światło. Stali
przez chwilę, mrugając oczami.
- Nie przejmuj się. Znam dowcipy Gusa - powiedziała.
- Dlatego właśnie zdziwiłam się słysząc ten, który mi opo
wiedziałeś.
Patrick położył klucz na stoliku. Ich oczy przyzwyczaiły
się już do światła. Jasmine rozejrzała się dokoła. Jakie piękne
wnętrze! Za pierwszym razem była zbyt podniecona, żeby
móc go podziwiać.
Patrick wskazał jej fotel.
- Usiądz, proszę.
Wpadli tutaj na chwilę, żeby wziąć koce, ponieważ zrobiło
się zimno, a oni wciąż mieli ochotę jezdzić z opuszczonym
dachem. Jednak na widok tego przytulnego wnętrza stwier-
dzili, że nie mają ochoty wychodzić.
Jasmine opadła na fotel i zsunęła pantofle z nóg.
- Och, jak przyjemnie - westchnęła. - Przeszliśmy chyba
z piętnaście kilometrów. Zawsze tak długo spacerujesz?
Patrick skinął głową.
- Tak, lubię długie spacery. - Przyklęknął przy niej i po-
chylił się nad jej stopami. Kiedy dotknął jednej, Jasmine syk-
nęła z bólu. - No jasne, pracowałaś przez cały dzień, a potem
jeszcze wyciągnąłem cię na długą wędrówkę. Pozwól, że je
rozmasuję. Znam się trochę na tym.
116
S
R
Pozwoliła, z nadzieją, że przyniesie jej to ulgę. Przez cały
dzień dotykali się, obejmowali, zdarzało im się nawet poca-
łować, więc mieli czas, żeby oswoić się ze sobą. Tyle tylko,
że wciąż balansowali na granicy erotyzmu.
I tym razem zadrżała, czując jego dotyk.
- Jesteś głodna? - spytał.
Stopa trochę bolała, ale nie tak bardzo. Wkrótce zaczęło
przez nią przechodzić przyjemne ciepło.
- Mhm. I zziębnięta.
- To może rozpalę w kominku - zaproponował. - Mogę też
zamówić kolację do pokoju? Co ty na to?
Masaż sprawiał, że ciepłe prądy docierały teraz aż do jej
łydek i kończyły się gdzieś na granicy ud.
- Mhm.
- Wiesz co, zdejmę te rajstopy. Będę mógł cię lepiej ma-
sować.
- Mhm.
I tak było jej dobrze, ale nie wątpiła, że Patrick dotrzyma
słowa. I rzeczywiście, gdy tylko poczuła jego dłonie wyżej na
swoich nogach, natychmiast zrobiło jej się lepiej.
- Co ci zamówić? - spytał Patrick, który po ściągnięciu raj-
stop z jej nóg, znów zabrał się do masowania stóp.
- Coś lekkiego.
- Zaraz zadzwonię - powiedział Patrick, przechodząc do
masażu łydek.
Pomyślał, że nigdy nie miał w dłoniach niczego tak dosko-
nałego jak te pełne, kształtne łydki. Właścicielka takich łydek
musi mieć cudowne uda, stwierdził. I postanowił to spraw-
dzić.
- Patricku.
- Mhm.
- Miałeś rozmasować mi stopy.
117
S
R
- Mhm.
- I tylko stopy - przypomniała mu. - Do tego nie trzeba
zdejmować spódnicy.
- A tak, zaraz - powiedział pełnym roztargnienia głosem i
odłożył spódnicę na miękki dywan.
Miał ją teraz przed sobą półnagą i wiedział już, że bardzo jej
pragnie. Ona też go pragnęła. Zwiadczył o tym jej krótki,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]