[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdrowiu, miał chorą wątrobę. Dziadek Maurice żył wte
dy na uboczu, pogrążony w żałobie po babci, która
zmarła na zapalenie płuc.
Dopiero kiedy ojciec był już bliski śmierci, dowie
działem się, że wiedział o moim romansie. Ostrzegł
mnie, że Arlette zależy wyłącznie na majątku, mówił,
że powinienem ją rzucić. Uznałem jego przestrogi za
zrzędzenie człowieka, który nie umiał być szczęśliwy
i któremu moje szczęście jest obojętne. Zaskoczył mnie,
gdy tuż przed śmiercią poprosił mnie o wybaczenie.
Zaraz po pogrzebie zacząłem przymierzać się do ślubu
z Arlette, lecz nasz ksiądz pobiegł do dziadka Mauri
ce'a, a ten nie dopuścił do uroczystości. Byłem zaszo
kowany.. . Kochany dziadek zawsze starał się mi ulżyć,
tym razem jednak był nieugięty. Mówił o Arlette do
kładnie to samo co ojciec, a nawet gorzej. Dowiedział
się, że uciekła z domu jako nastolatka i miała tabuny
kochanków. Twierdził, że nie jest warta ucałować ziemi,
po której chodzę, i pod grozbą wydziedziczenia zakazał
RS
mi się z nią spotykać. W tamtym czasie nic mnie nie
obchodziła ani przeszłość Arlette, ani moja scheda.
Pragnąłem wyłącznie jednego - być z nią. Zapropono
wałem, żebyśmy stąd uciekli i wzięli ślub, mówiłem, że
zapracujÄ™ na nas gdziekolwiek. Dopiero wtedy przyzna
ła mi się, że jest w ciąży. Nie masz pojęcia, jak się
ucieszyłem. W tej sytuacji - wierzyłem zaślepiony -
musieliśmy się pobrać, i to z błogosławieństwem dziad
ka. Wnuk był już przecież w drodze. No i stało się.
Ksiądz dał nam ślub, ale moje szczęście nie trwało
długo. Nie chciałbym cię obciążać brudami, ale... Ar
lette przestała ze mną sypiać. Myślałem początkowo, że
to dlatego, że męczyły ją poranne mdłości. Wkrótce
jednak dotarło do mnie, że wyjeżdżała do miasta i spo
tykała się z innymi mężczyznami. Zażądałem wyjaś
nień. Przyznała, że to prawda, że wykorzystała mnie,
zakochanego chłopaczka, dla forsy. Zaczęły się kosz
marne awantury. Wykrzyczałem, że nie będę dalej jej
utrzymywać. Zagroziła usunięciem ciąży.
Hallie jęknęła.
- Rozumiem teraz, dlaczego uznałeś, że i ja mogę
być w ciąży.
Popatrzył na nią twardo.
- Owszem, tyle że nie pomyślałem, że mam do czy
nienia z aniołem dobroci, a nie z latawicą i cwaniarą,
jaką okazała się moja żona... Osiemnaście lat temu
wydawało mi się, że oszaleję, ponieważ dziecko, które
miało się urodzić, było dla mnie skarbem. Jedyną czy
stą, niezafałszowaną konsekwencją naszego związku.
Pragnąłem, żeby się urodziło. Za wszelką cenę. Byłem
RS
tak zdesperowany, że poszedłem po radę do dziadka.
Ulitował się nade mną. Poszliśmy we dwóch do naszego
prawnika, a ten wystawił dokument, na mocy którego
moja dziedziczna część winnicy przeszła na własność
Arlette. W zamian za to moja żona miała urodzić dziec
ko, zostawić je pod moją opieką i nigdy nie próbować
zobaczyć się ze mną ani z naszym potomkiem.
- Zgodziła się na takie warunki?
- O, tak. Z największą ochotą. Jeśli nawet do tej
pory gdzieś w głębi duszy przechowywałem dla niej
resztki uczucia, to w tym momencie wszystko to zostało
zabite. Powiła bliznięta i przez pewien czas pozostawa
ła w szpitalu. Wylizała się, ale nigdy nie przytuliła żad
nego ze swych dzieci do serca.
Hallie, wstrząśnięta, pokręciła głową.
- Ale... Monique i Paul mówili mi, że ich mama
zmarła przy porodzie.
- Tak im powiedziałem. Chciałem, żeby żyły w tym
przeświadczeniu.
- Czy... czy ona...
- Dzięki Bogu nie żyje.
- W takim razie... nic już z tego nie rozumiem.
- Niecały rok pózniej dowiedziałem się przez nasze
go prawnika, że rozpuściła cały majątek i zginęła w wy
padku tramwajowym razem ze swym kochankiem.
Przyjąłem tę wiadomość z nieprzyzwoitą wprost rado
ścią. Arlette odeszła z tego świata, nie mogła więc już
skrzywdzić ani mnie, ani dzieci. Zacząłem wracać do
równowagi, do świata żywych ludzi.
- Byłeś taki młodziutki... - Hallie spojrzała na nie-
RS
go prawie z łękiem. - Nie potrafię sobie wyobrazić, jak
przetrwałeś to straszne doświadczenie.
- Nie żałuj mnie. Fakt, wziąłem wszystko na siebie,
ale nie zostałem bez pomocy. Dziadek nie cackał się ze
mną, ale dzieciaki pokochał całym sercem. %7łeby spłacić
Arlette, sprzedaliśmy co prawda pół winnicy, ale została
nam druga połowa i dom. We dwóch chowaliśmy ma
luchy i prowadziliśmy interesy. Dziadek niańczył
blizniaki, a ja jezdziłem do Bordeaux na uczelnię. Zro
biłem dyplom. Harowałem w dzień i w nocy, by rozwi
nąć plantację. Powoli odrobiliśmy straty i mogłem sku
pić się na dzieciach. Postanowiłem, że kiedy dorosną
i zaczną pytać, powiem, że zostały poczęte z miłości,
ale śmierć przy porodzie odebrała im matkę na zawsze.
Nie chciałem, żeby prawda okaleczyła je na całe życie.
Hallie otarła mokre od tez policzki.
- Uspokój się - powiedział łagodnie. - Minęło prze
cież osiemnaście lat. %7łyliśmy tu jak u pana Boga za
piecem, aż...
- Aż do tamtego czwartku - dokończyła. - Co ja
narobiłam! Nie powinnam dać się namówić Monique na
te urodziny. Ale... Pomyślałam, że zobaczę się z nią
i Paulem jeszcze ten jeden ostatni raz.
Vincent pokręcił głową.
- To nie miał być ostatni raz. Znam swego syna.
Pojechałby za tobą na koniec świata. Ale cóż, stało się
inaczej. Paul znalazł radykalny sposób na ściągnięcie
ciÄ™ do St. Genes.
- Musisz wyjawić swoim dzieciom to, co mi powie
działeś.
RS
- - Mam taki zamiar, ale chciałem wiedzieć, czy to
aprobujesz.
- Całkowicie! Przecież twoja historia wszystko wy
jaśnia. Paul zrozumie, że próbowałeś zapobiec powtó
rzeniu się tragedii. Wybaczy ci. Monique też,
-' Uważasz, że prawda nas wyzwoli?
- Tak.
- Tylko jak z tej wolności skorzystają moje dzieci?
Może uznają, że mają prawo mnie znienawidzić? %7łyli
śmy w kłamstwie tyle lat...
- W takim razie musiałyby znienawidzić również
dziadka Maurice'a. Podtrzymywał twoją wersję.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]